ROZDZIAŁ SPECJALNY - Felici

218 17 31
                                    

*Felici*

Dzień 1. Liczyłam dni.
Dni do mojej śmierci?

Zastanawiałam się ile trzeba mieć nieszczęścia, żeby z jednym papierkiem cię wylosowano. Mając dwanaście lat... znajdował się tylko jeden.

Lecz jedyne co chciałam to nie cierpieć.

Na arenie zaczęło się odliczanie.
U mnie, ostatni gwóźdź do trumny.
3....2.....1
Chciałam biec ale...
czemu biec?

I tak nogi się podemną załamały. Zrobiłam parę kroków i upadłam twarzą w kamyczki. Nawet nie widziałam jak inni trybuci uciekają.

Łzy zaczęły wyciekać z moich oczu i wsiąkać prosto w ziemię. Nie wiem ile czasu mi to zajęło ale podniosłam się.
Po co?

Widziałam jak po kolei umierali trybuci.
Czemu?

Krew, krzyki... śmierć.
Po co im to?

Ale wstałam.
Czułam się jakbym już nie żyła. Tak łatwo by było po prostu teraz umrzeć. Ale nie przez nich. Sama.

Tak.
To mogłoby zadziałać.
Tylko żeby... odpowiednio umrzeć,
muszę przeżyć
tą jatkę.

Nie wiem jak ale udało mi się dotrzeć do lasu.
Tak.
Pomyślałam o moich rodzicach. Pewnie teraz mnie oglądają.
„Przepraszam"- pomyślałam.

Nie! Muszę to zrobić poprawnie.
Znalazłam najbliższą kamerę ukrytą w pieniu drzewa.
Pomachałam do kamerki żeby obrazy zrwóciły się na mnie.

-przepraszam mamo, przepraszam tato.- zachlipałam.

-Ale... ja nie mam szans. I nie wiem czy rozumiecie, czy kiedykolwiek zrozumiecie, ale nie chcę umrzeć tak jak oni!- w tym momencie krzyczałam do kamerki.

-Wy, ludzie z kapitolu, twórcy, i...i prezydent Snow. Jesteście potworami! Nie pozwolę żebyście mnie zmienili! Nie pozwolę!- po omacku zaczęłam szukać po ziemi kamyków, aż szczęśliwie znalazłam jeden bardzo ostry. Pokazałam go kamerce.

-Kocham cię mamo i tato, ale inaczej się nie da.- Przytknęłam ostrą krawędź kamienia do nadgarska mierząc w żyłę. Zacisnęłam z całej siły zęby i wrzeszcząc przejechałam kamieniem mocno po ręce.

Trysnęła krew.
Czułam rozchodzące się ciepło po ciele, i nadeszło mnie uczucie obojętności.

Moje ciało leżało na trawie, przy pięknym drzewie. Było bardzo cicho.
A ptaki? Nawet nie słyszałam wrzasków umierających ludzi.

Byłam taka lekka, aż chciało mi się śmiać.
Nie czułam już łez na policzkach, ani wiatru na skórze ani nawet bólu z nadgarstka.

Nie usłuszałam śmigłowca który miał zabrać moje ciało. Dopiero wtedy przyjżałam się -
s o b i e.

Na mojej bladej skórze świecił się pot, a blond włosy z grzywką przyklejały się do czoła i policzków. Moje usta zastygły w obojętnej minie, a szare oczy, szeroko otwarte. Cały róż z moich policzków znikł. Widziałam moje ciało bezwładne na tej trawie i krew dalej cieknącą z ręki. Byłam w istnej kałuży krwi.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że umarłam. Lecz łzy nie pociekły po mojej twarzy. Zamiast tego, obraz stawał się coraz bardziej bezkolorowy i niewyrazisty, aż zamył się kompletnie.

A ja zniknęłam.

Zuzanna O.
Rozdział specjalny. :*
Pomysł Magdzi: Firiana16
Nie wiem czy „opis zwłok" cię zadowala, ale jest, hehe.

Igrzyska Śmierci- PRZETRWANIE ZMIENIA LUDZI Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz