— Eleven! Kup bułki! — usłyszała ochrypnięty głos Hoppera dochodzący z kuchni.
Dziewczyna przewróciła oczami i kiwnęła głową sama do siebie. Szybkim, wyćwiczonym ruchem zapięła koszulę w jaskrawe, żółte gwiazdki i wyszła na zewnątrz. Było dziś ciepło. Smuga przyjemnego słońca opadła na jej blady policzek, resztę twarzy zostawiając w cieniu.
Dotarła do sklepu, witając sprzedawczynię promiennym uśmiechem, który miał poniekąd w sobie trochę bezsilności, i kurczowo trzymając w rękach czerwony koszyk ruszyła do alejki z pieczywem. Nawet nie zauważyła, jak wpadła na nieznajomego, oddając prawom grawitacji rację i spadając na zimną podłogę sklepu. Czuła, jak zakłopotanie i wstyd opanowują całym jej ciałem, kiedy uniosła głowę i zobaczyła jego.
On był najpiękniejszym stworzeniem, jakie zobaczyła w swoim życiu. Jego włosy tworzyły istny artystyczny nieład, tworząc czarną konstelację loków. Jego poważne, mądre, ciemne oczy patrzyły na nią z mieszanką politowania i rozbawienia, co podkreślały idealnie wykrojone, lekko blade usta wykrzywione w nieśmiałym uśmiechu. Jego policzki i miejsca pod oczami przyozdabiały rumiane piegi. Miał na sobie zwykłą koszulkę w paski z kołnierzykiem i dżinsy, a pomimo to wyglądał... wyglądał jak arcydzieło.
Eleven dosłownie czuła, jak rumieńce wpływają na jej policzki i gwałtownie odwróciła wzrok, mimowolnie też łapiąc rękę nieznajomego, która była wystawiona w jej kierunku. Otrzepała się i w końcu zdobyła się na odwagę, aby na niego spojrzeć. W tle skrzeczała zepsuta klimatyzacja.
— Nic ci nie jest? — spytał chłopak, patrząc na nią ciekawie z boku. Schował dłonie do kieszeni. Uśmiechał się.
— Nie. Dziękuję.
— Nie ma za co. — Odrzekł, ale gdy zobaczył, że dziewczyna odwraca się na pięcie, zmarszczył brwi i impulsywnie złapał ją za ramię. Odruch dziewczyny był dziwny, jakby przestraszone zwierzę. Po chwili jednak poczuł, jak jej ręka spokojnie opada pod wpływem jego dotyku.
— Jak masz na imię?
— Eleven Jane.
— Eleven? — zadał sam sobie retoryczne pytanie, nie zdając sobie sprawy, że jego oczy zabłyszczały. — Eleven, tak jak jedenaście?
Eleven kiwnęła głową i zachichotała.
— Tak, dokładnie tak.
— Ja jestem Mike. Michael Wheeler — powiedział, a na jego twarzy widać było cień wahania. — Eleven, czy mogę cię nazywać „El"?
Dziewczyna uniosła brew, przez co Mike zaczął się jąkać.
— To znaczy, wiem, że się nie znamy, ja, n-naprawdę nic—— Możesz.