Ludwik stał pod potężnym wykonanym z białych cegieł gmachem. Przed ogromnymi, starymi drewnianymi drzwiami kręciło się paru turystów z aparatami fotograficznymi zwisającymi z szyj. Niebo przysłaniało odrobinę ciemnych chmur. Całe szczęście – nie znosił słońca.
Wystawa miała zacząć się punkt piętnasta. Było za pięć. Gdzie jest Juliusz? Umówili się przecież. Blondyn oparł głowę o twardą chropowatą ścianę i wpatrywał się uparcie w ekran telefonu czekając na jakikolwiek znak. Nic jednak nie przychodziło. Nie mógł go przecież wystawić. Nie zrobiłby tego. Bo chyba taki nie był, prawda?
Juliusz był, a przynajmniej wydawał się być specyficzny. Tajemniczy i intrygujący. Ludwik był pewien, że to jedyna osoba w klasie, jak nie całej szkole, z którą mógłby nawiązać jakąkolwiek znajomość. Wydawało mu się, że Słowacki nie miałby nic przeciwko temu by stworzyć relację. Więc gdzie on teraz do cholery jest?
Wybiła piętnasta. Ludwik przełknął ślinę i pchnął drzwi. Ustawił się w kolejce na wystawę i schował telefon do kieszeni. Nie sądził, że otrzyma jeszcze jakąkolwiek wiadomość.
*
Juliusz opadł na miękkie krzesło z obiciem w beżowym, ciepłym odcieniu i założył za ucho ciemny kręcony kosmyk, który co chwila przysłaniał mu oko. Zamówił dziś herbatę i dla odmiany – kawałek truskawkowego sernika.
Czuł się wymęczony ostatnimi dniami, pomyślał że podwieczorek w jego ulubionym miejscu na tej planecie zrobi mu dobrze. Szybko jednak stwierdził, że był to najgorszy pomysł w dziejach, gdyż przez szklane drzwi spoglądała na niego znajoma osoba.
Żołądek zacisnął mu się tak, że miał wrażenie że wszystkie wnętrzności zaraz wypadną mu górą. Czy to omamy spowodowane dzisiejszym spadkiem ciśnienia? Wątpliwości rozwiał dopiero jego widok tuż przed nim. Stał tu zupełnie realny we własnej osobie.
- Juliuszu, muszę cię przeprosić...
Słowacki odkaszlnął nerwowo i schował twarz w dłoniach. Tych „cudownych dłoniach", które teraz miał ochotę przed Adamem schować pod stołem i uciec stąd jak najszybciej.
- Skąd wiedziałeś że tu będę? – zapytał w miarę jeszcze spokojnym tonem. Mickiewicz pozwolił sobie usiąść na krześle obok i spojrzał na młodszego z nich. Ten jednak nie miał ochoty na kontakt wzrokowy, wbił spojrzenie w ciasto znajdujące się na jego talerzu. Stracił na nie jednak jakąkolwiek chęć.
- Cóż, ja... Czekałem na ciebie.
- Śledzisz mnie? – Juliusz uniósł brwi i przeniósł, tym razem epatujące wściekłością, spojrzenie prosto w twarz rozmówcy.
- Nie zrozum tego źle, proszę. – Adam był widocznie przybity całą sytuacją. W zasadzie, Julek nie wiedział po co tak właściwie Mickiewicz fatygował się na to spotkanie, widział jednak że ma wyrzuty sumienia. Ale z jakiego powodu? Czyżby chodziło o... - Przepraszam za wczoraj. Widziałem, że do ciebie dzwoniłem. Znajomi powiedzieli mi potem co mówiłem... Głupio mi. Bardzo.
Juliusz uśmiechnął się pod nosem.
- Nie szkodzi – odezwał się w końcu. Adam odetchnął głośno. – Właściwie to – kontynuował chłopak. Postanowił brnąć w to dalej, wykorzystać słabość studenta i wyciągnąć z niego coś więcej. – naprawdę aż tak przejmujesz się tym, że skomplementowałeś moje dłonie?
Mickiewicz otworzył usta i odetchnął po raz drugi. Słowacki nie spuszczał z niego wzroku. Jego spojrzenie było przeszywające, wręcz wyzywające i złowrogie. Nie miał jednak zamiaru straszyć rozmówcy.
- Tylko... tylko tyle? – wymamrotał w końcu Adam.
Nastolatek zmarszczył brwi.
- Co?
- Czy tylko tyle ci powiedziałem? Nie – co ja ci w ogóle wczoraj powiedziałem, Słowacki?
- Że moje dłonie są delikatne czy coś takiego – bąknął Juliusz. W jego głowie konwersacja ta brzmiała lepiej. Teraz wypadł na niepewnego swojego zdania. Żałosne. – Ale...
- Uff, jak dobrze. – Adam uśmiechnął się i podniósł z krzesła. Julek wciąż trzymał spojrzenie na jego sylwetce, nie odpuszczając nawet na chwilę.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Musiałem się rozłączyć – powiedział Mickiewicz. – Ponoć mówiłem ci takie niewyobrażalne bzdury, że jak wstałem rano i to wszystko usłyszałem to myślałem, że jak tu przyjdę to mnie znienawidzisz – zaśmiał się. – Ale tak, musiałem się rozłączyć. Rozłączyłem się – powtórzył.
Juliusz nie odpowiedział. Wziął łyk herbaty, trochę już ostygłej.
- Jest jeszcze jedna rzecz, za którą chciałem cię przeprosić... - Ponownie rozległ się głos Adama. Tym razem cięższy, znów z wyczuwalną obawą. Nastolatek zerknął na niego znad filiżanki i uniósł pytająco brwi.
- Te całe korepetycje – powiedział student i westchnął, zanosząc się co chwila nerwowym chichotem. Słowacki poczuł rumieniec wpływający na skórę jego twarzy. – Nie powinny się odbyć. Ostatnio chyba naprawdę nie jestem sobą. Przepraszam. Jak chcesz, możemy to powtórzyć. Tym razem bez żadnych dziwactw z mojej strony... - podrapał się po karku i spojrzał na Julka z delikatnym uśmiechem na ustach.
Ciemnowłosy chłopak zamyślił się. Cała ta rozmowa była dość absurdalna. Po pierwsze, Adam koczował pod kawiarnią Bóg wie ile czasu tylko po to żeby go przepraszać? A może jego intencje były inne? Czemu w ogóle aż tak zależy mu na tym, by Słowacki nie pomyślał o nim złego słowa? Właściwie – to akurat wydaje się jeszcze zrozumiałe, kto normalny chciałby być uważany za nietaktowną, wręcz dziwną osobę. Wciąż jednak w głowie Julka przewijało się kilka pytań, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi.
Cóż, osoba, która znała była na wyciągnięcie ręki.
- Adamie – odezwał się po dłuższej chwili Juliusz. Mickiewicz skinął głową w oczekiwaniu na dalszy rozwój akcji. Zanim jednak się tego doczekał Słowacki poderwał się dziko z krzesła wykrzykując stłumione „Och nie" czy coś w tym stylu.
Brunet odskoczył i ze zdumieniem obserwował licealistę, który w szale wystukiwał coś na telefonie.
- Co się stało? – zapytał zmieszany.
- Nie, nie, nie... - mamrotał pod nosem Słowacki, jakby w transie. – Zapomniałem! Jak mogłem zapomnieć...
- Ale... o czym?
Zanim jednak Adam otrzymał odpowiedź, Julek dopił ostatni łyk swojej herbaty i wybiegł z kawiarni bez słowa pożegnania.
*
Juliusz: boże ludwik
Juliusz: na śmierć zapomniałem o tej wystawie
Juliusz: przepraszam
Juliusz: naprawdę bardzo bardzo przepraszam
[wyświetlono – 15:48]
ta spontaniczna końcówka zostanie wyjaśniona w następnym rozdziale, i promise.
CZYTASZ
caffè verona | słowackiewicz modern au
Teen FictionDuże miasto, mała kawiarnia i wielkie uczucia. (credit do obrazka z okladki: st-pam)