Rozdział II Droga jest długa

27 3 1
                                    

Na twarzy Elizabeth pojawił się uśmiech, czuła się naprawdę szczęśliwa, nie pamiętała by kiedykolwiek było tak wygodnie leżeć i spać na posłaniu w domu, wczorajszego wieczoru gdy przeszukiwała z siostrami skrzynie i kufry, w jednym znalazły komplet nowych koców, były bardzo miękkie i puszyste wykonane z wełny i innych materiałów których nazw nie znała, dziewczyna nie mogła się powstrzymać od tego, by zabrać kilka dla siebie do spania.
Po chwili takiego wylegiwania się, westchnęła, klucz na sznurku spoczywał na jej szyi a ona czuła ukłucie w sercu, patrzyła na szkatułkę i wiedziała co znajduje się w środku. Wczorajszego wieczoru, udała się przed snem do stodoły i wyjęła ją z stogu siana, przyniosła do domu kładąc obok swoich koców i wpatrując się na dziurkę od klucza, tak długo aż nie zasnęła, naszyjnik  który znajdował się w skrzynce nie dawał jej spokoju, nie mogła pojąć tego jak król mógł oddać obcej dziewczynie tak cenną pamiątkę po swojej zmarłej żonie. Doskonale wiedziała co by było jeśli postanowiłaby zostać, mogliby go sprzedać, a za pieniądze kupiliby sobie nowy dom i kilka pól do uprawy,  wtedy już nigdy nie dotknąłby ich głód czy bieda, nie musieliby pracować sami w polu a ktoś robiłby to za nich. Z drugiej strony, jeśli zgodziłaby się na propozycję i pojechała, jej rodzina także będzie wspierana, w końcu król obiecał jej to w swoim liście, nie musiałaby się o nich martwić, ale czy zobaczy ich jeszcze? Czy wyjazd do stolicy spowoduje że straci ich na zawsze. Przez to wszystko nie potrafiła się zdecydować, czuła jakby jej serce krwawiło. Nie miała pojęcia ile taka dokładnie biżuteria może kosztować, jednak jednego była pewna, jest to droga ozdóbka, jeśli nosiła to sama królowa, musi być warte majątek. Westchnęła odganiając od siebie te myśli, to wszystko wydawało jej się bardzo niedorzeczne, jeden list sprawił że nie miała czego pragnie, nadal wierzyła w prawdziwą miłość i w głębi duszy pragnęła ją kiedyś zaznać, jednak król napisał że to od niej zależy los całego państwa. Czy to możliwe by mogła cokolwiek zrobić? Czy książę naprawdę jest tak okropny jak piszę w liście? Zaczęła coraz częściej rozważać propozycję Króla, jednak prawda była taka , że musiała to wszystko dokładnie przemyśleć i podjąć odpowiednią decyzje, by nie była ona pochopna i rozsądna. Czuła że ma jeszcze dużo do przemyślenia, zastanawiała się czy powiedzieć swoim krewnym o tym wszystkim, powstrzymywały na razie ją jednak obawy, co jeśli powie im, a oni zechcą zdecydować za nią? Jeśli pokaże ten naszyjnik najbliższym czy zapragną go sprzedać bez jej zgody? Zaczną szukać zysku? Zechcą na siłę by pojechała do stolicy i nawet nie dadzą jej szansy się zastanowić nad tym. Westchnęła i pokręciła głową zamykając na chwilę oczy, na tą chwilę potrzebuje czasu a mówienie im w niczym nie pomoże.
Wstała zbierając swoje posłanie i dając je do pustej skrzyni, spojrzała na budzących się krewnych i podniosła skrzynkę w której znajdował się naszyjnik. Ściskając ją wyszła z chaty by pójść do stodoły i zakopać ją w sianie, gdy już to zrobiła spojrzała na swoje dzieło i upewniła się że niczego nie widać, wyszła z stodoły patrząc na słońce które dopiero wstawało. Z uśmiechem ruszyła z powrotem do domu. Zanim dotarła do drzwi słyszała zaspane głosy, przytłumione ścianami i drzwiami domku, mimo to doskonale rozumiała ich rozmowę. Serce zabiło jej mocniej gdy zrozumiała o czym toczy się dyskusja.
-Jak myślicie, czy to prawda po co król tu przyjechał? Chce zrobić z naszej Elizabeth królową i żonę dla swojego syna? - Był to głos mamy, wydawał się szczęśliwszy i silniejszy niż zazwyczaj, pełen nadziei i radości, chyba naprawdę liczyła na to. W końcu od kiedy urodziły się jej córki marzyła by wydać je za mąż za książąt i baronów. - Po tym pytaniu rozległ się śmiech Gwen. Trzeciej z jej czterech sióstr dziewczyny.
-Mamo... Żartujesz sobie? Elizabeth? Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach by Ją chciał? Przecież nawet chłopcy z wioski nie mają ochoty choćby z nią rozmawiać, a to nie książęta. Elizabeth jest nudna i głupia, a jedyne co potrafi to pomagać innym, a kiedyś jak dałaś jej swojego ostatniego miedziaka oddała go jakiemuś dzieciakowi. Moim zdaniem potrzebują służącej, a jeśli naprawdę szukają narzeczonej dla księcia to pewnie są ślepi albo biorą takie brzydulę by lud uważał ich za dobrodusznych, a tak naprawdę mają jakieś piękne i szlachetnie urodzone dziewczyny.
Elizabeth cofnęła się kręcąc głową, w tej chwili miała ochotę wejść do środka i uderzyć siostrę w twarz, wykrzyczeć jej wszystko i udowodnić że na coś więcej ją stać niż uważa, nigdy nie była agresywna, zawsze wszyscy uważali ją za grzeczną i potulną, jednak w tamtej chwili poczuła tak silny gniew jak jeszcze nigdy. Nie potrafiła jednak zrobić nikomu krzywdy, zapragnęła pokazać jej i wszystkim że do czegoś się nadaje, to nie jest oszustwo a ona nie jest beznadziejna, że jest na świecie rzecz do której się nadaje, wierzyła w miłość, jednak małżeństwo nigdy nie było jej życiowym celem. Stała przy drzwiach od domku gdy usłyszała śmiech wszystkich, była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie dosłyszała z czego tak się śmieją. Potrafiła jednak nie przejmować się tym za bardzo... Dobrze wiedziała co bywa najlepszą rozrywką jej krewnych, ona sama, głupia i brzydka Elizabeth, jej siostry zawszę były dla niej bezwzględne, ich słowa raniły ją bardzo ale to nie sprawiło że kiedykolwiek okazała im słabość, rodzice mimo tego że słyszeli te słowa, nigdy nie próbowali ich uciszać, może się nie śmiali, ale też nic z tym nie robili. Zawsze była traktowana jak ta głupia dziewczyna której, nikt nie chce a rodzina z niej kpi. Poczuła jak po policzkach spływa jej kilka nieproszonych łez, szybko je wytarła wierzchem dłoni. Zdecydowała się odejść od domku by ochłonąć, jednak zatrzymała się w połowie drogi, z początku chciała pójść do stodoły usiąść na sianie by tam posiedzieć i może pozwolić sobie na trochę łez, jednak doskonale wiedziała co stanie się jeśli zostanie znaleziona, mieliby kolejny powód do wyśmiewania się. Wzięła kilka głębokich oddechów i upewniła się że nie ma mokrych od łez oczu. Zdecydowała się wrócić do domu, by zjeść z rodziną śniadanie, tym razem nie zatrzymała się niedaleko drzwi. Szła zdecydowana do celu, przed tym jak otworzyła drzwi na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech pełen szczęścia, od lat nauczyła się udawać szczęśliwą, ten uśmiech był jak jej druga twarz.
-Witajcie kochani, jak się wam spało? Mamy dziś bardzo piękny dzień. -Czasami zaskakiwał ją jej własny optymistyczny ton.
Usiadła przy stole obok sióstr, ze zgrozą zauważyła to jak każda z nich jest ubrana w piękne sukienki od króla. Nie zapytała czy jest choć jedna suknia dla niej, doskonale znała odpowiedź, mimo ogarniających ją mdłości na ten widok zmusiła się do jeszcze jednego promiennego uśmiechu skierowanego w stronę sióstr.
-Wyglądacie dziś zjawiskowo...- To była prawda, jej siostry nawet w łachmanach były śliczne, te suknie pięknie pasowały do ich ładnych buzi, jednak mdliło ją na ich próżność.
Nie spodziewała się jakiejkolwiek pozytywnej reakcji z ich strony na ten komplement, tak też nie zaskoczył ją kompletny brak reakcji.
Ojciec przygotowujący śniadanie dla wszystkich podał jej talerz. Do jedzenia dostała prawdziwe jajka! Nie pamiętała ich smaku, jadła je tylko dwa razy w całym swoim szesnastoletnim życiu, jajka można było kupić w wiosce, jednak nie mieli kur a nie mogli sobie pozwolić na takie wydatki.
-Dziękuję - Nie przejmując się dobrymi manierami chwyciła łyżkę i zaczęła jeść nie zwracając uwagi na wymowne spojrzenia sióstr, nie przejmowała się tym jak trzymać łyżkę, czy głupotami o nie trzymaniu łokci na stole. Ładne suknie nie zmieniły ich w damy, dlatego nie miała zamiaru przejmować się tym jak głośno je czy innymi bzdetami. Miała zamiar najeść się do syta by móc pracować w polu z ojcem.

The Girl and The Prince PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz