Rozdział 1 - Clover

27 4 2
                                    

1 Grudnia (teraz)

Minął już prawie rok. Już prawie rok tkwię tutaj bez kontaktu z moimi Kwiatuszkami. Nie mam pojęcia co się z nimi dzieje. Obawiam się, że wkrótce pochłonie je świat zewnętrzny i staną się takie jak inne kobiety - bezwstydne i chcące tylko uwieść żonatych mężczyzn nie bacząc na konsekwencje. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym. Już niedługo, już niedługo znów będziemy mogli być razem jeśli wszystko się powiedzie... Z rozmyślania wyrwał mnie głos Josepha - mojego współlokatora.
- Hej, Colin. Już 18.00 - mówiąc to, wychudzony rudzielec potrząsnął mnie lekko za ramię. Posłałem mu spojrzenie mówiące, żeby mnie nie dotykał. Ah, powtarzałem mu tak wiele razy. Czy on naprawdę nie rozumie ile tu jest zarazków?
- Dzięki - mruknąłem, po czym wstałem ze szpitalnego łóżka.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał szeptem chłopak. Bałem się, że coś podejrzewa. Choć to raczej nie możliwe sądząc po ilości odurzających go antydepresantów, którymi się faszerował. Machnąłem ręką.
- Nie twoja sprawa - odburknąłem. Nie lubiłem zbytnio tego chłopaka. Uważałem, że wiecznie dramatyzuje i chce zwrócić na siebie uwagę. Trafił tu, bo pod wpływem narkotyków zamordował swoją dziewczynę, a potem próbował popełnić samobójstwo. Westchnąłem. Co ten dzieciak wie o ciężkim życiu? Ma dopiero 23 lata.
- Chcesz uciec. - to nie było pytanie. Jednak się domyślił. Miałem tylko nadzieję, że nie puści pary z ust. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Zabierz mnie ze sobą, proszę. - mówiąc to uczepił się mojej szpitalnej koszuli i wlepił we mnie smutne oczy.
- Odczep się. - warknąłem i wyrwałem mu materiał prowizorycznego ubrania, po czym wyszedłem na korytarz. Russel miał zadzwonić lada moment, nie mogłem sobie pozwolić na ani chwilę zwłoki. Od tego zależał los moich dziewcząt. Udając, że po prostu przechadzam się po klinice, dotarłem do recepcji w której siedziała młoda pielęgniarka - w niej moja nadzieja.
- Witaj Nathaly - przywitałem ją najpromienniejszym uśmiechem na jaki mogłem się zdobyć. Kobieta zarumieniła się lekko, tak jak zawsze gdy ze mną rozmawiała.
- Witaj Colinie. Jak się czujesz? - spytała odgarniając włosy z twarzy.
- Wspaniale, jak zawsze gdy rozmawiamy. A ty? - starałem się brzmieć naturalnie. To dla dziewcząt  - powtarzałem w głowie.
- Miło, że pytasz. Właściwie to...- nie dokończyła, bo w tej samej sekundzie zadzwonił telefon - Wybacz - powiedziała, uśmiechając się przepraszająco po czym podniosła słuchawkę. - Tak, słucham? Do Colina? Mhm, chwileczkę. Colinie, to do ciebie. - zwróciła się do mnie, na co zareagowałem udawanym zdziwieniem - Wiesz, że nie powinnam przekazywać połączeń pacjentom. Mogą mnie za to zwolnić. - udałem zawiedzionego, gdy to powiedziała.
- Wybacz. To pewnie moja babcia. Po prostu się o mnie martwi.
- No dobrze... Ale to ostatni raz. - mówiąc to, podała mi telefon. Wiedziałem, że nabierze się na patent "babci". W słuchawce rozległ się głos Russela, który przez aplikację do zmiany mowy naprawdę brzmiał jak staruszka.
- Halo, Babciu? - starałem się zachować powagę, co nie było łatwe.
- Cześć Colinie. Niespodzianka na urodziny już gotowa. Wszystko na swoim miejscu. - odetchnąłem z ulgą słysząc to. Musieliśmy ustalić pewnego rodzaju szyfr aby nikt się nie domyślił. Naszą akcję nazwaliśmy "niespodzianką", a ten telefon oznaczał, że teraz wszystko zależy ode mnie.
- To wspaniale. Muszę kończyć. Pa, Babciu. - mówiąc to podałem telefon młodej kobiecie.- Dziękuję Nathaly, jesteś niezastąpiona. - pielęgniarka chciała coś powiedzieć, ale nie dałem jej dojść do słowa. Nie miałem czasu, więc szybko zmieniłem temat - Piękna dziś pogoda - wskazałem widok za oknem.
- Tak, piękna. Jest tak biało, romantycznie...
- Nathaly, słuchaj - mówiąc to zbliżyłem się do niej - Może chciałabyś się ze mną przejść, pospacerować? - Kobiecie rozbłysły oczy. Widać było, że walczy ze sobą.
- Colinie, ja... Chciałabym, ale wiesz, że nie mogę. - spuściła wzrok.
- Nathaly, proszę... - mówiąc to ująłem jej dłonie. Nie chciałem tego robić - jej dłonie dotykały tylu chorych... Starałem się nie wzdrygnąć z obrzydzenia. - Tylko ty i ja. Proszę.
- Tylko ten jeden, jedyny raz i to na chwilę - wiedziałem, że się zgodzi. To historia niczym Harley Quinn i Jockera - lekarka (tu akurat pielęgniarka) zakochana w swoim pacjencie, mogąca zrobić wszystko i dać się wykorzystać, aby tylko obiekt jej uczuć zwrócił na nią uwagę. Jest tak zaślepiona, że nieświadomie staje się częścią jego planu, myśląc że w końcu dopięła swego. Potem, gdy zostaje porzucona kryje swojego kochasia, uważając że to świat jest dla niego zbyt srogi, aż w końcu sama odwiedza miejsce dawnej pracy, tyle że tym razem role się odwracają. Powinno mi być jej szkoda, ale nie jest. To dla moich Kwiatuszków, a cel uświęca środki jak to mówią. Nie zastanawiając się dłużej pociągnąłem kobietę, ku wyjściu dla personelu. Na dworze było zimno, tym bardziej że miałem na sobie tylko szpitalne odzienie. Postanowiłem, że zrobię to szybko. Wraz z Nathaly szliśmy przez szpitalny park trzymając się za ręce. Szliśmy niby bez celu, ciesząc się chwilą, ale cały czas pilnowałem tego, abyśmy podeszli jak najbliżej bramy. Gdy znaleźliśmy się na tyłach szpitalnego kompleksu i miałem pewność, że nikt nas nie widzi, objąłem kobietę i przysunąłem do siebie, jakbym miał zamiar ją pocałować. Kobieta zamknęła oczy czekając na mój kolejny ruch. Jednak ja, zamiast spełnić jej oczekiwania, uderzyłem ją z całymi impetem "z główki". Kobieta upadła na śnieg, a ja podniosłem jej bezwładne ciało i zaniosłem na tył budynku.
- Dziękuję Nathaly - wyszeptałem. Teraz kobieta przypominała jeszcze bardziej bezmózgą marionetkę, którą z resztą była cały czas. Ostatni raz spojrzałem na nieprzytomną kobietę i pognałem na parking w stronę jedynego auta, w którym miał czekać Russel. Gdy wpadłem do auta uderzyła mnie fala ciepłego powietrza i zapach tytoniu.
- Ruszaj. - rozkazałem mężczyźnie ze znajomą blizną na policzku.
- Nawet się nie przywitasz? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- To nie czas na pogaduszki. Po prostu jedź! - warknąłem, a mój towarzysz tylko wzruszył ramionami i nacisnął pedał gazu. Obejrzałem się za siebie, na malejący szpital.
- Już niedługo. Już niedługo moje Kwiatuszki...

Uwięzione || Życie toczy się dalejWhere stories live. Discover now