1. Szczur o imieniu Moris

24 2 0
                                    

Siedziałam na jego kolanach, a on wtulał się we mnie. Nie był płytkim facetem, ale czułam się dziwnie. Byłam jedyną dziewczyną, która nie lubiła się przytulać. Siedzenie z nim, w jednym miejscu, w ciszy, zaczynało mnie powoli doprowadzać do białej gorączki. Miałam ochotę odepchnąć go i po prostu stąd uciec.

- Chodźmy gdzieś - powiedziałam, a on nawet na mnie nie spojrzał.

- Nie chcę, tu jest mi dobrze - odpowiedział.

Wiedziałam, że jest we mnie zakochany. Ale ja chyba nie potrafiłam poczuć tego samego. Spotykaliśmy się, obściskiwaliśmy, ale tak naprawdę nie byliśmy parą. Traktowałam go, jak kumpla i mówiłam mu to milion razy.

- Mój były jedzie na rowerze - udawałam wystraszoną, a Mark oderwał się ode mnie w sekundę. Wstałam. Gadka o byłym zawsze działa.

- Idę.

Powiedziałam do chłopaka i zaczęłam wychodzić z parku.

Raz... dwa... trzy... 

Odwróciłam się i jak zwykle ujrzałam za sobą tylko pustkę. Mark był dobry, zabawny, ale nie zachowywał się jak prawdziwy facet. Nie walczył o mnie.

Może dlatego nie potrafiłam go pokochać.

Powoli szłam drogą do domu, wyjęłam telefon, jednak znowu był rozładowany. Wpatrywałam się w ludzi, jednocześnie czując wzrok babć, najwidoczniej zdegustowanych moją osobą. Byłam ubrana w krótką jeansową spódnicę przewiązaną paskiem w stylu Gucci i jakąś żółtą bluzkę, która moim zdaniem idealnie pasowała do tej stylówki. Trochę interesowałam się modą, wiedziałam, co jest w trendach, jednak nie było to moje życiowe hobby. Tak naprawdę nie miałam hobby, byłam zwykłą nudną nastolatką z kompleksami, zwyczajną rodziną i stanem materialnym.

Obok mnie przejechał samochód, z którego usłyszałam słowa "ale dziunia".

To jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

Może po prostu potrzebowałam chłopaka, który się mną zaopiekuje i będzie o mnie walczył... zresztą, co ja mówię, jestem tylko zwykłym życiowym przegrywem.

/////

Dzwonek.

Znowu kolejna nudna lekcja matematyki w szkole. Chyba wszyscy nienawidzą matmy, nie wspominając o mat-geniuszach oczywiście.

- Siema bejbi - rzuciłam w stronę Marry i zaczęłam szukać książki od matematyki w plecaku.

- Idź stąd, jesteś moim największym wrogiem - zrobiła "złą" minę.

- Ty jesteś moim, nienawidzę cię, nie mów do mnie - znowu bawiłyśmy się w naszą ulubioną zabawę tzw. "nienawidzę cię kurwo".

Pani Stevens weszła do klasy i powitała wszystkich miłym uśmiechem. Zlustrowałam ją wzrokiem. Czemu nie mogę wyglądać jak pani Stevens? Jest długonogą blondynką o niebieskich oczach, które mają w sobie "to coś", pięknym uśmiechu i uroczych dołeczkach.

No i jest seksi, tak a pro po. Większość chłopaków wzdycha na jej widok, a raczej coś im "wzdycha".

Na mój widok raczej im zdycha.

Ale wracając, pani Stevens usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność.

- Mark Evans - wyczytała, a mój przyjaciel powiedział głośne "jestem". On też interesował się blondyną, chociaż mocno się tego wypierał. Niestety, natury nie oszukasz, ktoś go wydał.

- Jessica Fox - kobieta zaczęła po kolei wyczytywać nazwiska z listy.

Ja w tym czasie gadałam z obciągarą głupią piczą Marry.

I want my kisses back from youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz