Rozdział 11

26 4 0
                                    

Obudziło mnie dosłowne pukanie w moje czoło. Otworzyłam powoli oczy i już chciałam tej osobie przyłożyć, ale powstrzymały mnie sznury zawiązane na mojej ręce. Wtedy to wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.

- Żyjesz? - zapytał David

- Nie, umarłam - rzuciłam sarkastycznie - czemu mnie w akurat taki sposób obudziłeś?

- Bo był skuteczny i delikatny - odparł David

- Aha... Która godzina? Colin już jest?

- Nie wiem, która godzina, a Colina wciąż nie ma.

- W takim razie pozostaje nam tylko czekać...

*Colin's POV*
Rwałem sobie włosy z głowy i chodziłem zdenerwowany po pokoju.

- Colin, uspokój się - powtarzała Vicki

- Jak mam być spokojny!? Nie rozumiesz, że Megan nie wróciła od paru godzin? - w moich oczach zaczęły się zbierać łzy, ale zamrugałem szybko, żeby je odgonić - Jestem jej starszym bratem, powinienem ją chronić do jasnej ciasnej! - krzyknąłem i kopnąłem krzesło - jak mogę być spokojny?

- Uspokój się! - wydarła się dziewczyna - trzeba myśleć racjonalnie. Idziemy, chodź - pociągnęła mnie za rękę

- Gdzie idziemy? - spytałem idąc za nią, ale nie rozłączając naszych dłoni

- Jak to gdzie? Do twojego ojca! - powiedziała dziewczyna - Gdzie znajduje się jego sypialnia? Jest 3.42, raczej śpi

- Tutaj - odparłem i otworzyłem drzwi do sypialni ojca - tato, tato - zacząłem go szturchać

- O co chodzi? - powiedział przecierając oczy - oo, dzień dobry

- Coś ważnego mam ci do powiedzenia - zacząłem

- Twoja dziewczyna jest w ciąży? - zapytał, patrząc się na nasze splecione dłonie ziewając

- Co? Nie jestem w ciąży - oburzyła się Vicki puszczając moją dłoń - ani jego dziewczyną

- Jeszcze - zaznaczyłem

- Dobra, to w takim razie co jest tak ważne, że budzisz mnie w środku nocy przeszkadzając mi w...

- Megan nie wraca od paru godzin - powiedziałem ze stoickim spokojem

- CO!? Dlaczego od tego nie zacząłeś? - wykrzyknął tata a ja strzeliłem sobie w czoło - dzwonimy do jej znajomych

- Okej - powiedziałem i wyciągnąłem telefon - Ja dzwonię do Lucasa, tata do pani Evans a Vicki do Lou

Wszyscy w trójkę zadzwoniliśmy i w podobny czasie zakończyliśmy rozmowy.

- Czego się dowiedzieliście? - spytał mój ojciec

- Że David też zniknął i Megan miała pomóc Lucasowi w poszukiwaniach - oznajmiłem

- Ja tego samego - odparł mój tata

- A ja niczego - skwasiła minę Vicki

- Niewiarygodne. Moja córka zniknęła - tata usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.

- Hej, proszę pana. Niech się pan nie załamuje - zaczęła pocieszać Vicki - znajdziemy ją, a narazie pójdźmy spać. Musimy być przecież wypoczęci.

- Masz rację. Do spania, dzieciaki - krzyknął tata i położył się w łóżku.

Wszedłem do swojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Przykryłem się i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem, że materac się pode mną ugina i drobne ręce zabierające mi trochę kołdry. Obróciłem się na plecy, objąłem rękami dziewczynę, a Vicki położyła głowę na moim torsie.
Po chwili oboje odpłynęliśmy do krainy Morfeusza.

Przeciwieństwa się (nie) przyciągają || W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz