Dzień 2 - kontynuacja

379 24 7
                                    

10:27pm
A więc nie tylko czytanie książek usypia, ale także ich pisanie. Co za bezsens. Nie móc zasnąć po 4 godzinach płaczu i drgawek, ale po napisaniu paru słów w notatniku?

Aż zapomniałem opisać mój wczorajszy wieczór.
Po raz pierwszy w życiu napadł na mnie złoczyńca. Jego ciało było jakąś zieloną, galaretowatą mazią. Zaatakował mnie spod spodu, od kanałów. Zaczął mnie dusić, chciałem mu się wyrwać, ale nie miałem się za co złapać, nawet za jego ciało.
Z każdą chwilą widziałem coraz słabiej, widziałem coraz mniej kolorów. Walczyłem o każdy oddech, ale ta walka trwała już za długo. Już moja głowa opadała, gdy usłyszałem jego głos...
Oto przybyłem
Złoczyńca ze strachu delikatnie obluzował uścisk, przez co mogłem złapać oddech. Zobaczyłem ogromną sylwetkę. Wiedziałem, że to on. Po głosie, uśmiechu, wyglądzie. Pomimo strasznej sytuacji, cieszyłem się, że zobaczyłem go z bliska. W ułamku sekundy złapał i odsunął mnie na bezpieczną odległość, a potwora schował do butelek po napojach (ciągle nie wiem jak on go tam zmieścił).
Przedstawiłem mu się, oczywiście z moimi obowiązkowymi problemami wymowy podczas stresu. Podziękowałem mu, chciałem go oglądać jak najdłużej mogłem. Uwielbiałem go od dziecka, to normalne, że chciałem go podziwiać.
Po niestety krótkim czasie oznajmił, że musi już iść. Ja oczywiście zamiast zadać to najważniejsze pytanie, mówiłem mu o wszystkich akcjach, których brał udział.
Przykucnął, odbił się od ziemi i był już nad budynkami. Nie muszę mówić, że go złapałem za nogi, prawda? Tak czy inaczej, spostrzegł się i musiał wylądować na jakimś dachu. Wybrał jeden z wyższych budynków.
Byłem gotowy na ostre kazanie k bezpieczeństwie. Miałem zamknięte oczy, aby przynajmniej nie widzieć jego złej miny. Zamiast czegokolwiek usłyszeć, poczułem dym.
Otworzyłem oczy i faktycznie, zobaczyłem smugi dymu. Oplatały jakiegoś marnie zbudowanego mężczyznę. Można powiedzieć, że był mojego wzrostu.
Minęło troszkę czasu i ujrzałem "sflaczałą" wersję All Mighta. Na początku myślałem, że to zupełnie ktoś inny. Żałujcie, że nie widzieliście mojej miny.
Dziwnie się czułem podczas rozmowy z tym czymś. Zaczął mi tłumaczyć kogo mam przed oczami. Mówił mi o jego walce, przy której poległ. O jakiś badaniach i tym, że ma teraz limit czasowy. 3 godziny, z tego co pamiętam. Prosił mnie, abym te informacje zostawił dla siebie. Nie chciał, aby ludzie o tym wiedzieli.
Aż się teraz dziwię, dlaczego zaufał nastolatkowi.
Ciągle przez głowę przechodziło mi to pytanie. Musiałem mu je zadać, gdybym tego nie zrobił, nie wybaczyłbym sobie.
I zrobiłem to, zapytałem...

All Might? Proszę powiedz mi, czy ja bez indywidualności, mogę zostać bohaterem?

Tylko jemu mogłem uwierzyć, czy mogę nim być. Nie chciałem słuchać lekarzy, Kacchana, mojej mamy, a zwłaszcza mojego ojca, którego odpowiedzi i tak już bym nie usłyszał.
Cisza w eterze. Jego "uśmiech" w tej formie, już sam mi wytłumaczył jego odpowiedź.
I zrobił to, uświadomił mnie, że jednak inni mieli rację. Bez quirku nie można być bohaterem.
Głowa mi opadła, kosmyki włosów chowały pojedyncze krople na moich policzkach. Choć starałem się być twardy, nogi uginały się pode mną.
Podziękowałem mu, życzyłem miłego wieczoru i odszedłem w stronę mojego domu.
Popatrzyłem się za siebie, kiedy miałem już schodzić po schodkach. Dalej stał, patrzył się na mnie smutnym wzrokiem. Było mu przykro, tak samo jak mi. Długo się nie napatrzyłem. Zadzwonił mój telefon. Odebrałem i usłyszałem głos mojej mamy. Zaczęła się martwić, ponieważ dawno lekcje się skończyły, a ja jeszcze nie wróciłem. Przeprosiłem ją i powiedziałem, że za parę minut będę. Powiedziałem "kocham Cię" i się zakończyłem rozmowę.
Podczas rozmowy telefonicznej zszedłem z budynku i byłem już na dole. Stąd do domu miałem około 9 minut drogi spacerem, ruszyłem w jego stronę oglądając ogródki domków jednorodzinnych po obu stronach ulicy.
Usłyszałem wybuchy i krzyki. To był Kacchan, pewnie znów ze swoją bandą. To było jego osiedle, więc nie dziwiłem się, że tu biega. Bardziej żal było mi ludzi, którzy tu mieszkają.
Schowałem się za koszem na śmieci, nie chciałem z nim rozmawiać. Ku mojemu szczęściu, krzykliwy blondyn pobiegł prosto, a nie w moją uliczkę. Wyszedłem zza śmietnika i udałem się w stronę domu.
Gdy do niego wróciłem, przy drzwiach przywitała mnie Inkio. Pocałowała w czoło, zapytała jak było w szkole i podała obiad. Wszystko jej opowiedziałem, z wyjątkiem napaści, nie chciałem, aby martwiła się na zapas.
Podziękowałem za posiłek, pomogłem w sprzątaniu i udałem się do mojego pokoju.
Położyłem plecak na łóżku, wyciągnąłem książki i odłożyłem je na biurko. Wtedy spotrzegłem na blacie list. Mama nic mi o nim nie mówiła. Rozpakowałem go, i zobaczyłem kartkę, na której pisało
"O 16.30 w centrum handlowym.
Przyjdź na czas."
Z zainteresowaniem przyglądałem się papierkowi. Nie było żadnego podpisu na kopercie, ani znaczka. Zaintrygowało mnie to. Postanowiłem, że mogę się spotkać, tajemniczym nieznajomym. W centrum handlowym jest mnóstwo ludzi, nic nie powinno się stać. Jeśli to Kacchan to go szybko zobaczę i zgubię się w tłumie. Jestem mocno zaciekawiony, nie mogę się doczekać jutra.

Dobranoc

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The QuirklessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz