Narrator)
Kamil siedział w swoim pokoju i pisał coś w notatniku, gdy nagle usłyszał otwieranie się drzwi. To byli jego rodzice. Zaproponowali wycieczkę do miasta. Kamil zgodził się i szybko zbiegł na dół po czym założył kurtkę czekając na rodziców. Po jakimś czasie wsiedli do samochodu i zaczęli jechać. Młody nie wiedział jeszcze co go czeka. Jakiś czas później mama podała mu butelkę wody z środkiem nasennym. Zostawili nastolatka w nie dalekim lesie by ten poprostu umarł tam z wycięczenia lub z zimna. Obudził się w środku lasu, nie wiedział gdzie był, po jego głowie latało pełno myśli. Dlaczego go porzucili? nie wiadomo, dlaczego w tym lesie? również nie wiadomo. Kamil czuł się zdradzony, wystawiony, był taki sam po środku nie znanego terenu. Czuł strach i smutek.
Kamil)
Błądzilem tak cały czas
- Chodzę po tym lesie już chyba pół dnia i cały czas mijam to samo drzewo, kompletnie nie wiem gdzie jestem, przydała by się mapa i kompas. - powiedziałem do siebie
Wtedy usłyszałem ciche skrzypienie śniegu, nie było ono tak głośne jak moje kroki i było nie regularne. Po jakimś czasie moja czapka zrobiła się mokra i zimna, a moja kurtka przybrała nieco ciemniejszej barwy, tak to był deszcz. Musiałem się gdzieś schować, ale gdzie? Moją uwagę przy kuł kawał blachy. Postanowiłem że wybuduje sobie jakieś schronienie, zebrałem kilka masywniejszych kawałów drewna i wbiłem je w śnieg, położyłem na balach kawał blachy i obsypałem go wszystkimi liśćmi jakiekolwiek widziałem, jak na złość w tym samym momencie kiedy zakończyłem budowę, deszcz skończył padać.
- No posrało cię chyba! - wykrzyknąłem na pół lasu
Nie zostało mi nic jak przespać noc, tylko jak? Po jakimś czasie myślenia wpadłem na pomysł żeby ugnieść śnieg, poszukać jakiś piór, resztki liści i małych gałązek. Gdy znalazłem wszystko, zacząłem wszystko starannie łączyć by zrobić prześwietne gniazdo które powinno choć trochę mnie ogrzać. Spałem jakiś czas lecz obudziłem się za nim słońce znowu wstało.
- A gdybym nie skręcał tylko szedł przed siebie? Może znalazł bym wyjście z tego pieprzonego lasu! - pomyślałem
Zacząłem iść w jedną stronę. Popatrzyłem gdzie jest źródło światła na niebie by znaleźć zachód i być może południe. Udałem się w przeciwną stronę niż rośnie mech i po jakimś czasie przekonałem się że serio idę na południe. Bolał mnie brzuch, miałem suche gardło i było mi zimno. Później, gdy przeszedłem już dosyć spory kawał drogi usłyszałem czyjeś kroki, zaryzykowałem życiem żeby sprawdzić czy to nie jakieś dzikie zwierzę. Wtedy zauważyłem ludzi, zacząłem biec ile sił w nogach krzycząc przy tym "Ludzie! Pomocy!". Kiedy się zatrzymałem, usłyszałem czyjeś słowa i zemdlałem.