prolog.

18 3 0
                                    

Pojedyncze promyki słońca przedzierające się przez lekko naderwaną roletę rozjaśniały półmrok panujący w pokoju jeszcze przed chwilą. Richard chylił powieki, po to, aby za moment na nowo kurczowo je zacisnąć pod wpływem światła.

- Najwyższy czas zainwestować w nową - mruknął, wstając powolnie z łóżka.

Nie należał do rannych ptaszków, wręcz nienawidził poranków. Kojarzyły mu się z przesadzoną radością i entuzjazmem związanym z nadchodzącym nowym dniem. Nie widział powodów do szczęścia, jeśli każdy jego dzień był ciągnącą się rutyną porażek i rozczarowań. Był typem pesymisty, choć sam uważał siebie za stuprocentowego realistę.
Po porannej toalecie ruszył do kuchni w celu zaparzenia sobie kawy, która była dla niego niczym paliwo napędowe. Ignorował fakt, że leki, które zażywał każdego dnia, źle reagowały na połączenie z kawą. Chorował od dłuższego czasu i doskonale znał swoje ciało i jego reakcje na różne środki. Gorzej było ze sferą psychiczną, tutaj niczego nie był pewien. Biorąc do ręki klucze od samochodu, którym pewnie po raz kolejny nie pojedzie, wyszedł z domu zamykając go na trzy spusty. Była to kolejna paranoja mężczyzny. Dopiero kiedy zamknął je w taki sposób czuł, że jego mieszkanie i dobytek są bezpieczne.

W tym samym czasie kilka ulic dalej swój dzień zaczynał doświadczony psychiatra z dość bogatym wachlarzem doświadczeń, które niekoniecznie stawiały go w dobrym świetle.
Obudził się, kiedy na dworze było jeszcze ciemno, a latarnie oświetlały ulice. Otworzył okno, aby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza, które pozwalało mu nabrać dobrego humoru, co w jego zawodzie jest istotne, choć sposób w jakim działał pozostawiał sobie dużo do życzenia. W drodze do łazienki minął odwieszoną na wieszaku, idealnie wyprasowaną koszulę w kolorze niezapominajek rosnących w jego ogródku. Po załatwieniu porannych potrzeb, udał się do kuchni w celu zjedzenia czegoś przed wyjściem. Will nie pił kawy, zastępował ją ziołowymi naparami, które zarówno pozwalały dobrze zacząć nowy dzień jak i uspokajały go po minionym. Po zjedzeniu, wyszedł z domu upewniając się, że zamknął go na klucz.

Każdy z nich zmierzał do swojego miejsca pracy, jednak ich nastawienie różniło się.
Richard musiał zmuszać samego siebie do wracania w tamto miejsce każdego dnia, a codzienne docinki ze strony współpracowników nie pomagały mu w tym. Jedyną osobą akceptującą go w tamtym miejscu był jego szef, a zarazem przyjaciel.
Will natomiast szedł do swojego gabinetu z uśmiechem. Czerpał satysfakcję ze słuchania o cudzych problemach. Podnosiło to jego poczucie własnej wartości, przecież jego życie jest idealne.
Richard wchodząc do kawiarni, w której pracuje już od jakiegoś czasu, minął małego pieska przywiązanego do latarni oświetlającej ulicę nocą. Kucnął tak, aby być mniej więcej na jego poziomie. Szczeniak na jego widok zaczął machać ogonkiem z radością malującą się w jego dużych czarnych oczkach. Bloom nie mógł wyobrazić sobie, co ma w głowie człowiek, który wyrzuca na ulicę taką małą istotkę, która nieświadoma czeka cały czas na jego powrót. Wyciągnął pośpiesznie ze swojej torby kanapkę, przygotowaną rano. On wytrzyma bez drugiego śniadania, pies natomiast mógł nie jeść już od kilkunastu godzin. Bił się wewnętrznie sam ze sobą, aby nie zabrać go teraz do domu. Postanowił jednak, że najpierw uzgodni to z szefem, nie potrzebował kolejnych problemów w pracy.

- Doczekamy się dnia, kiedy przyjdziesz do pracy na czas? - napomknęła Elizabeth, współpracownica Richarda, kiedy ten przekroczył próg kawiarni.

- Chcę ci przypomnieć, że moja zmiana zaczyna się za piętnaście minut. - odparł mężczyzna zmierzając w stronę zaplecza, z zamiarem odłożenia swoich rzeczy.

- Od kiedy umiesz się odezwać? - prychnęła kobieta.

- Zacząłem mówić w tym samym momencie, kiedy twój poziom inteligencji przestał wzrastać, czyli około pierwszego roku życia. - Richard nie pozostał jej dłużny, jednak nie chciał kontynuować tej nic nieznaczącej dyskusji i udał się w stronę pomieszczenia, do którego miał zamiar iść od początku.

Już po pięciu minutach stał za ladą i przyjmował zamówienia. Przez cały czas czuł na sobie wzrok Elizabeth, który nie należał do najprzyjaźniejszych. Mógłby porównać ją do mitycznej Meduzy, jednak wolał zostawić to dla siebie, z uwagi na charakter kobiety.  


Ostatnia Sesja.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz