Był mglisty, szary i ponury poranek w Berlinie. Dzień, w którym stolicę Niemiec podzielono na część wschodnią i zachodnią w wyniku II Wojny. Ktokolwiek przeszedł przez mur - został na miejscu rozstrzelany. Rodziny były oddzielone od siebie, wkluczając dwóch braci, będących też personifikacjami jednego kraju. Po zachodniej stronie był Ludwig - wysoki, silnie zbudowany blondyn o błękitnych oczach, czyli ideał niemieckiego żołnierza według Hitlera. Gilbert natomiast - starszy brat Ludwiga, poprzednio personifikacja Prus - był przeciwieństwem swojego młodszego brata. Bieda ze strony wschodniej i sama wojna doprowadziły do tego, że albinos był osłabiony i często chorował, jak to ze względu na jego człowiecze ciało bywa. Tego dnia jednak Gilbert wyszedł z domu i stanął przed nieskończenie rozciągającym się murem... i patrzył. Ale nie patrzył w cegły. Patrzył w górę - na wieże strażnicze będące tuż za murem, po drugiej stronie. Myślał on wtedy, co robił w tym czasie jego brat? Czy za nim tęsknił? Czy o nim jeszcze pamiętał? Nie mógł zapomnieć, prawda?
Łzy zaczęły mu spływać po jego bladych policzkach, a on sam padł na kolana sunąc rękoma w dół muru, a po chwili waląc w niego pięściami, korzystając z sił, które mu pozostały. Zaczął cicho łkać z tego wszystkiego... z tęsknoty, żalu, niemocy. Było mu ciężko bez brata, z którym spędzał z resztą dużo czasu. Jak to starsze rodzeństwo, oczywiście robił mu na złość jak to starsze rodzeństwo, ale między innymi kochał go całym sercem. Teraz mu go odebrano. Odebrano mu wszystko, co kochał.
Chłopak w końcu usiadł przed tym murem i tak siedział z czołem do niego przybitym, nie ruszając się z miejsca przez długi czas. Nagle poczuł on na ramieniu subtelny, ale zimny - wręcz lodowaty - dotyk ręki kogoś innego - kogoś obcego, lecz za razem znajomego. Jego głowa automatycznie się uniosła, ale on się nie odwrócił. Przekrwione od płaczu oczy jednak mu się szerzej otworzyły. Wiedział, kto go dotknął. Ten sam, który go 'uratował', zapewnił 'pomoc', opiekę, 'wsparcie'.
...
To wszystko ma swoją cenę.
Gilbert obudził się nagle cały zlany potem. Gwałtownie usiadł na łóżku, na którym poprzedniej nocy spał, przy tym biorąc głośny, szybki wdech. Z okna do pokoju wlewało się złote światło. Musiał być piękny poranek. Było słychać za oknem radośnie ćwierkające wróble, czyli to dobry znak. Westchnął, rozglądając się po swojej niedużej, jasniej sypialni i wyszedł spod kołdry. Logicznie, nie mając na sobie żadnego rodzaju ubioru prócz bielizny, podszedł do swojej komody, z której wyciągnął parę zwykłych spodni, koszulę, skarpetki i sweter, które później ubrał. Spojrzał po tym na swojego małego ptasiego przyjaciela, który nadal spał, skulony na poduszce obok tej, na której spał Gilbert. Uśmiechnął się i podszedł, żeby obudzić zwierzątko. "Gilbird, wstawaj." Powiedział kojąco mimo swojego zachrypniętego głosu, klękając przy łóżku i palcem delikatnie głaszcząc drobne stworzonko po główce. Ono otworzyło lekko oczka, zaćwierkało, po czym napuszyło swój żółty puszek i znowu usnęło. Gilbert zamrugał tylko swoimi oczami, których tęczówki kolorem przechodziły z różu do błękitu. Po chwili zaczął łaskotać delikatne zwierzątko po brzuszku, na co to zaczęło ćwierkać wesoło, jakby się śmiało, trzepocząc skrzydełkami.
Nagle rozległo się ciche, lecz nadal słyszalne pukanie do drzwi, a po chwili słodki, kobiecy głos. To była piersiasta starsza siostra tego tyrana - Olena. "Gilbert! Chodź, bo śniadanie ci wystygnie. Wszyscy już są na dole!" Słychać było jej lekki chichot, a potem oddalające się kroki w stronę schodów.
Gilbertowi wtedy się przypomniało, że tyran wrócił minionego wieczora ze swojej parudniowej wyprawy. Na myśl o tym, co go może czekać tej nocy aż go szyja zaczęła boleć, a wraz z nią całe plecy, nie wykluczając prywatnej tylnej części ciała. Jednakże lekko się zarumienił na wspomnienia z mile spędzonego 'czasu' z Ivanem - bo tak miał na imię ten tyran - w jego łóżku. O dziwo nikt nie słyszał dzwięków stamtąd dochodzących, lecz lepiej w ten temat nie wnikać, szczególnie przy młodszej siostrze Ivana, która, o dziwo, była w nim niezdrowo 'zakochana'. Tak, była zakochana w swoim własnym bracie, do tego w takim draniu.
"Pewnie go za bardzo jeszcze nie poznałaś, dziewczyno..." Burknął albinos, wstając i biorąc Gilbirda na dłoń, gdzie ptaszek się usadowił i wesoło sobie śpiewał podczas gdy jego właściciel wyszedł z pokoju i pomaszerował wzdłuż korytarza do schodów, po czym zszedł na dół i poszedł do jadalni, przy której usiedli już wszyscy domownicy. Było oczywiście miejsce dla Gilberta tuż obok Ivana, który wtedy na niego spojrzał swoimi fiołkowymi oczami. Ktokolwiek, kto go nie znał, powiedziałby, że był uroczy i niewinny, gdyż faktycznie tak wyglądał. Na ustach widniał mu przyjazny wieczny uśmiech. Widać było po jego oczach, że był on w tym momencie szczery.
"Priviet, Gilbercie." Powiedział wesoło Rosjanin. "Stęskniłem się za tobą. Chodź, zająłem ci miejsce." Dodał, wskazując ręką na wolne miejsce.
Gilbert nic nie odpowiedział. Zamiast tego po prostu zrobił to, o co go Rusek poprosił - przysiadł się do niego, choć nie pałał przy tym zbytnią chęcią. Robiąc to, wypuścił Gilbirda z ręki, by usadowił się przy talerzu. Jak się przysiadł, spojrzał kątem oka na Ivana. Wcale się nie zmienił od ostatniego wyjazdu. Był on bardzo wysokim, barczystym, bladym popielatym blondynem z wysokim nosem i fiołkowymi, uroczymi oczami, nad którymi widniały wyraźne brwi, jak na Rosjanina przystało. Ubrany był w swój mundur, co oznaczało, że zapewne wrócił do domu późno. Zawsze na drugi dzień przecież nosił ubrania domowe.
Nagle Rosjanin spojrzał kątem oka na Gilberta. Ich oczy się ze sobą w tamtym momencie spotkały. Nie trwało nawet chwili zerwanie kontaktu wzrokowego przez Prusaka, na co Ivan zareagował małym chichotem, po którym pogłaskał Gilberta po głowie, podczas gdy on się patrzył w talerz pełen zupy, z którego Gilbird już skubał jedzenie. "Smacznego." Dodał Rusek zanim zaczął jeść zupę ze swojego talerza.
Gilbert patrzył bezczynnie jeszcze przez chwilę na ciemno czerwoną taflę zupy będącą na jego talerzu. Sam kolor nie dawał mu miłego odczucia po tym co widział... Ale odezwał się głód, więc się otrząsnął, po czym podniósł łyżkę i zaczął jeść. W pięć minut cała porcja zniknęła. Olena z zaskoczeniem spojrzała na pusty talerz.
"Już skończyłeś? Może dokładkę?" Spytała.
"Nie, po prostu pójdę..." Odpowiedział Gilbert, wstając z miejsca. "Dziękuję za posiłek." Po podziękowaniu wziął Gilbirda w rękę i wrócił na piętro, po czym poszedł do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Gdy puścił klamkę, spojrzał na zamek będący pod nią, zawierający kluczyk.
"Miałem nie zamykać drzwi na klucz..." Pomyślał, powoli sięgając po wspomniany klucz.
CZYTASZ
RusPru ( Rosja x Prusy ): Krwawa miłość
HorreurOSTRZEŻENIE: Ta książka zawiera: - Sceny 18+ - - Krew - - Albinizm - - Brutalność - - Piwnicę Rosji - - Alkohol - - Wulgarne wypowiedzi bohaterów - - Cycki Ukrainy - - Białoruś - - Rosję ^J^ - - Prusy - - Yaoi - - Syndrom sztokholmski - - Stanie na...