Rozdział 1

130 8 3
                                    

Ciepłe i złociste promienie słońca o poranku przedostały się przez zimne powietrze pokoju, oznajmiając zaczęcie nowego dnia. Na twarzy Skyler pojawił się wielki uśmiech gdy poczuła ciepło słońca świecącego przez otwarte okno. Wciąż z zamkniętymi oczami wyciągnęła ręce i przekręciła się na bok przytulając poduszkę. Poczuła coś dziwnie lepkiego i zimnego na policzku, co ocknęło ją z przyjemnego zamroczenia. Zaspana, oparła się łokciami o poduszkę, zastanawiając się czemu się tak obśliniła. Pocierając policzek wierzchem dłoni rozejrzała się po pomieszczeniu. Zdziwiła się widząc, że nie jest w swoim pokoju. W jednej chwili wszystko wróciło, była u dziadka, przyjechała tutaj całkiem po ciemku w nocy i od razu poszła spać. Szczęśliwa usiadła na łóżku przyglądając się tak dobrze znanemu pomieszczeniu.

Sypialnia była zrobiona na planie półkola z błękitnymi ścianami, szarą drewnianą podłogą i wielką okiennicą otwartą obecnie na oścież. Obok łóżka stał nieduży stolik na który wczoraj rzuciła torbę ze swoimi rzeczami. Przy drzwiach stała wysoka, prosta szafa a w zaokrąglonej części pokoju od ściany wysunięte było, wielkie drewniane siedzisko z miękkimi błękitnymi poduchami pod oknem. Z nadzieją zerknęła na sufit upewniając się czy przypadkiem nie zniknęła z niego stara mapa świata. Była ona co prawda trochę koślawa, ponieważ kiedyś w dzieciństwie namalowała ją z babcią.

Drzwi od pokoju uchyliły się lekko pokazując błyszczący, mały, czarny nosek.

- T-rex! - Skylar krzyknęła przywołując białego sierściucha, który a) był przeuroczym Husky'm i b) najprawdopodobniej sprawcą mokrej plamy na poduszce. Pies z entuzjazmem wskoczył na duże łóżko, a wtedy dziewczyna rozpostarła ramiona i zamknęła go w uścisku. Zatopiła palce w jego puszystej sierści, tarmosząc go za uszami. - Stęskniłam się za tobą psiaku - westchnęła, a następnie pobiegła do okna zrzucając z siebie koc.

Oparła ręce na drewnianej framudze i wyjrzała na zewnątrz, a to co zobaczyła zaparło jej dech w piersi. Podziwiała widok morza ciągnącego się aż do horyzontu, które falami spływało na małą, piaszczystą plaże, otoczoną przez wielkie, czarne głazy. Kamienie były rozrzucone na brzegu morza rozbijając na sobie fale. Z uznaniem stwierdziła, że jest to najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziała. Patrzyła na niego prawie z ponad trzynastu metrów nad ziemią.

Odeszła niechętnie od okna, nienasycona widokiem. Stawiając powoli kroki bosymi stopami zbliżała się do swojej sportowej torby z ubraniami. Wsunęła na siebie ciemną bluzę wkładaną przez głowę i czarne spodnie z wysokim stanem, założyła skarpetki w mopsy i zaczęła rozglądać się za zrzuconymi wczoraj butami. Znalazła je pod łóżkiem, wzięła jeszcze swoją lustrzankę i przełożyła pasek przez szyję. Podeszła do drzwi i jeszcze raz objęła spojrzeniem pomieszczenie zadowolona że się tu znalazła i wyszła na korytarz. Podniosła opuszczaną klapę w podłodze i zeszła na dół drabiną do kuchni. Przy blacie dziadek kroił jakieś owoce na śniadanie.

- Cześć! - krzyknęła radośnie, a dziadek z uśmiechem rzucił jej jabłko.

- Dzień dobry tygrysku, chcesz się pewnie przywitać ze światem? - nastolatka kiwnęła głową

- No jasne, wrócę za jakieś pół godziny - dziadek odchrząknął cicho.

- Nie obiecuję, że zostawię ci coś ze śniadania - przybili sobie piątkę po czym Skylar zbiegła po metalowych schodach skręcających w prawo.

Gdy była mała, miała ambicje żeby je policzyć i zrobiła to, było ich około 382. Dotyk zimnej poręczy był orzeźwiający, a w dodatku tyle ruchu od rana kompletnie ją rozbudziło. Karel, czyli jej dziadek, był latarnikiem w miasteczku Cavestone odkąd pamiętała. Kiedyś wspólnie z żoną wprowadzili się do zapadającej się już latarni I sprawili że te miejsce ożyło.

Na samym dole znajdował się schowek ze starymi częściami do żaglówek plus jakieś wiosła, sieci oraz liny. Gdy weszło się na górę w oczy rzucała się wieka obracana lampa, a dookoła były przeszkolone ściany. Dalej schody prowadziły do otwartej przestrzeni salonu połączonego z kuchnią, a drabiną do góry wchodziło się do sypialni i łazienki.

Skylar chwyciła za już trochę zardzewiały rygiel i pociągnęła drzwi żeby się otworzyły. Owinęła ją chłodna, wilgotna bryza od strony morza i śpiew zaawanturowanych mew. Szybko podeszła do drewnianej szopy dobudowanej do zewnętrznej ściany latarni od strony lądu. Przywitało ją radosne rżenie, służyła ona obecnie bowiem jako stajnia. W środku stał ogier o beżowo-jabłkowym umaszczeniu, dumnie potrząsający grzywą.

-Kopniak! witaj koniku- pogładziła przyjaciela po miękkich chrapach I podała mu jabłko do schrupania. -Dziadek cię za bardzo nie rozpieszczał, co?- powiedziała naturalnie, na co wierzchowiec zareagował grymasem który chyba jej się przewidział.

Złapała konika za uzdę i wyprowadziła na ogrodzona polanę by swobodnie się pasł. Przeskoczyła przez płot i zbiegła jak szalona w stronę lazurowej wody. Pierwsze kroki na piasku w trampkach były znośnie ale w miarę posuwania się do przodu piasek zdecydował się wejść w skarpetki więc stwierdziła, że pójdzie boso. Woda była lodowata, był to w końcu pierwszy dzień wakacji, lecz Skylar chciała od razu wskoczyć do wody i poczuć wolność. Wytarła mokrą dłoń o spodnie i podwinęła nogawki.

Od dawną planowała jakie zrobić zdjęcia, a teraz nareszcie przyszła ta chwila. Zamierzała zrobić fotografie z innej perspektywy niż dotychczas, więc podniosła do góry aparat, ustawiła odpowiedni kadr i nacisnęła spust migawki. Zorientowała się, że nie zdjęła osłonki więc zaczęła się z siebie śmiać. Zdjęła ją, schowała do kieszeni i jeszcze raz podniosła ramiona nad głowę by zrobić zdjęcie skałą na tle porannego nieba. Mogłaby je robić całymi godzinami, no dobra może z przerwami na jedzenie, uwielbiała jeść. Po jakimś czasie zauważyła mewę, chodzą po piasku i postanowiła wziąć ją z zaskoczenia. Przywarła powoli do ziemi i czołgając się przybliżyła się do niej zmierzając uchwycić ją z bliska. Wykorzystała okazję i zrobiła jej zdjęcie. Zaalarmowane trzaskiem zwierzę zerwało się do lotu. Pech chciał że akurat wprost na Skyler. Dziewczyna pisnęła ze strachu robiąc serię spontanicznych fotek tej dzikiej mewy, która odleciała z krzykiem, byle jak najdalej od "zagrożenia". Skyler dziwnie spojrzała na hałasującego ptaka i wzruszyła ramionami. Podniosła się strzepując z ubrań piasek. Zamierzała niedługo wracać do miasta, odwróciła się jeszcze i pstryknęła ostatnią, szybką fotkę morza, a następnie w podskokach wróciła na drogę prowadzącą do miasteczka, wsuwając po drodze trampki.


Zdobyć oceanWhere stories live. Discover now