• nineteen

2.6K 142 1
                                        

— Cześć.

Grace weszła do willi przez drzwi tarasowe, zwracając na siebie uwagę dwójki uzbrojonych mężczyzn. Uchyliła się szybko przed strzałami, a potem wysunęła rękę do przodu. Posłała w stronę jednego z napastników silny podmuch wiatru, który odrzucił go do tyłu o kilkanaście metrów. Mężczyzna uderzył o najbliższą ścianę i padł nieprzytomny na podłogę. W tym samym czasie Rhodes wpadł do środka, strzelając do drugiego z napastników.

— To było mocne, sis — skomentował szybko Tony, spoglądając na dwójkę. Grace spojrzała pytająco na swojego brata, kiedy zauważyła go drzwiach prowadzących do drugiego pomieszczenia. Miał na sobie jedną ze swoich najnowszych zbroi, a w rękach trzymał akumulator. — Ale mówiłem ci, żebyś się nie wtrącała.

— Też za tobą tęskniłam, Tony — odpowiedziała mu szybko, opuszczając ręce wzdłuż ciała. — Mandaryn to podróbka, za wszystkim stoi Killian. Zabrał gdzieś Pepper.

— Czekaj, co? — Rhodey posłał jej zaskoczone spojrzenie. — A ty skąd niby o tym wiesz?

— Sam mi o tym powiedział — wyjaśniła szybko. — To totalny psychol. Myślał, że jak mnie porwie i zacznie gadać jakieś głupoty, to nagle się przerażę i zacznę go błagać, by nic mi nie robił. Mam już w tym małe doświadczenie, a poza tym walczyłam z kosmitami na sterydach. Nic mnie już nie zdziwi.

— To on ci to zrobił? — Zapytał Tony, wskazując ręką na jej odkryte i poparzone nadgarstki. Grace spojrzała na swoje ręce, przypominając sobie o świeżych ranach. — Rhodey, czemu jej nie odprowadziłeś... gdziekolwiek?

— Serio? — Brunetka westchnęła bezgłośnie, wywracając oczami. Uniosła rękę do góry, tak, że zarówno Tony, jak i Rhodey mogli bez problemu dostrzec jej poparzenia. — To akurat zrobiłam sobie sama. Próbowałam się wydostać z łańcuchów, by was znaleźć, ale James był pierwszy. Zresztą, to w ogóle mnie nie boli.

Stark spojrzał na swoją siostrę całkowicie nieprzekonany do jej słów. Grace wzruszyła ramionami, ignorując zachowanie swojego brata

— Poczekaj, bo ci uwierzę — skomentował szybko. — Ktoś powinien to obejrzeć. Powinnaś pojechać do lekarza.

— Jezu, przynudzacie — mruknęła niezadowolona, zakładając ręce na klatce piersiowej, uważając jednak na poranione dłonie. Każdy większy dotyk w tych miejscach powodował dodatkowy ból, a do tego, który ciągle jej towarzyszył, w jakimś stopniu zdołała się już przyzwyczaić. — Nie zostawię was samych, jasne? Trzeba ratować Pepper, a mi nic nie będzie. Poza tym jestem pełnoletnia Tony. Umiem podejmować własne decyzje. Ile razy mam ci to powtarzać? — Grace posłała mu krótkie, gniewne spojrzenie. Czasami miała dość tej strasznej nadopiekuńczości swojego brata. Wiedziała, że Tony chciał jak najlepiej i nie miała mu tego za złe, bo ona sama prawdopodobnie zachowywała się tak samo. Jednak nie raz miała wrażenie, że była traktowana jak małe dziecko, kiedy już od dawna nim nie była. — Gdzie jest ten niby Mandaryn? Chyba musimy z nim porozmawiać, czyż nie?

☆☆☆

Kilkanaście minut później, Grace wraz z trójką mężczyzny – Tonym, Jamesem i o dziwo Trevorem Slattery, który przez cały ten czas podawał się za Mandaryna — znajdywała się na motorówce, która miała doprowadzić ich do miejsca, gdzie znajdywała się Pepper. Tony uparł się, że przynajmniej jej nadgarstki w prowizoryczny sposób powinny zostać opatrzone. Dlatego po prześwietleniu całego statku i znalezieniu apteczki ratunkowej, siedziała w kajucie i przysłuchiwała się rozmowie swojego brata z wiceprezydentem, kiedy James opatrywał jej rany. Grace musiała przyznać przed samą sobą, że poczuła niemałą ulgę, kiedy korzystając ze swoich mocy, obmyła swoje poparzone dłonie, zimną wodą. W końcu miała na to czas, a jeśli chciała dalej walczyć, wiedziała, że mimo wszystko to było niezbędne. Mogła ryzykować i prawdopodobnie zniosłaby ten ból, ale wolała ulżyć sobie, chociaż w najmniejszym stopniu niż potem tracić siły w najmniej spodziewanym momencie. Rhodes założył jej jałowy opatrunek na obydwóch nadgarstkach, a potem owinął je bandażami elastycznymi. Grace natychmiast poczuła się lepiej, jednak nadal doskwierał jej nieznaczny ból. Nic nie mówiła, bo wiedziała, że Tony, jak i James znów zaczęliby przynudzać tym, jak to bardzo powinna jechać do lekarza, a nie płynąć razem z nimi, by uwolnić Pepper i prezydenta. Było już trochę za późno na takie przemyślenia, zwłaszcza że znajdywali się na samym środku wybrzeża i nie mieli czasu na dodatkowe przystanki.

GRACE STARK: ADVISER [1], iron manOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz