[3]To już miłość?

46 1 4
                                    

/Persp. Mist/
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam kogoś niespodziewanego. To był kasztanowaty ogier, ten sam który jeszcze kilka chwil temu uratował mnie od śmierci, a raczej, pozwolił mi uciec, dając szansę na dłuższe życie. Młody andaluz gdy tylko mnie ujrzał, uśmiechnął się i zaczął biec. Bez myślenia rzuciłam się do galopu, by go dogonić.
/Persp. Caramel/
Gdy tylko ją ujrzałem miałem wielką chęć się z nią podroczyć, w sumie tylko po to odważyłem się tu przyjść. Po chwili już jej uciekałem, ale ta zaczęła się niebezpiecznie zbliżać, zatrzymałem się przy granicy, podeszła do mnie.
-Umm....po co się wtargnąłeś na teren stada gwiazdy?
-Jeśli ty sobie możesz jeździć gdzie popadnie na terenie stada pioruna, czemu ja miałbym tego nie robić?
Chyba ją zgasiłem, nie odezwała się. Po chwili niezręcznej ciszy klacz zaczęła kłusować w stronę jej terenu. Było mi głupio, bardzo głupio, więc nie wąchając się krzyknąłem.
-Ej! No wracaj tu!
Bez skutku. Była już daleko, popatrzyłem się jeszcze raz na teren gwiazdy, i poczłapałem w stronę spalonego domku.
-I co, zabiłeś tą klacz??
-Tja...
Skłamałem, nie mogłem jej zabić, ale gdybym powiedział prawdę, prawdopodobnie nie dożył bym minuty.
-Jesteś z siebie dumny? Bo ja z ciebie tak, i to bardzo haha! Pokazałeś im że z nami nie ma żartów coo?
Pośmiałem się trochę z tatą, nawet jeśli mi nie było do śmiechu. Potem zacząłem leniwie spacerować po terenie, tu nie było tak beztrosko jak w stadzie Gwiazdy, tu konie nie miały wolnej woli, tu konie cały dzień trenowały i walczyły między sobą, tu konie nie były szczęśliwe, tu konie nie mogły opuścić stada, zostały by zabite przez mojego ojca. Nie byłem z tego zadowolony, ale nic na to nie poradzę, urodziłem się tu, jestem przyzwyczajony do takich rzeczy. Obiecałem sobie że jak przejmę stado, będę lepszym przywódcą, tak, zrobię to!
/Persp. Narrator/
Mist smutna galopowała przed siebie, aż dotarła nad rzeczkę, była blisko granicy, ale jeszcze trochę do niej brakowało, zanurzyła łeb w wodzie.
-Ugh...tego mi było trzeba.
Rozluźniła się, było jej głupio przez tą scenę z ogierem.
-Mist, ty debilko!
Gadała do siebie, często jej się to zdarza gdy jest na siebie zła. Spojrzała na las, zobaczyła znajomą sylwetkę. Tak, to znów ten ogier, klacz nie była zadowolona, więc odwróciła wzrok, koń zbliżył się do niej.
-Nie masz nic lepszego do roboty, tylko łażenie za mną w kółko?
-Nie, ale pomijając, przepraszam za tamto, nie wiedziałem że to cię urazi.
-Oh...nic poważnego się nie stało, to po części moja wina.
-Nie nie, to ja przepraszam.
-Eh..no dobra wygrałeś.
-Haha, wiem.
-...
-Umm...sorka.
-Dziekuję.... Za to co dla mnie zrobiłeś.
-O czym ty mówisz?
-Uratowałeś mi życie, zamiast zabić, pozwoliłeś mi odejść, i co najważniejsze żyć.
-To drobiazg.
-Ta.....nie ujęła bym tego w taki sposób ale okej..
-Nie no serio, to nic takiego.
Ogier spojrzał na niebo.
-Już późno, będę się zbierał.
-No dobrze.
Ogier zaczyna iść powoli w stronę lasu, ale niespodziewanie klacz go zatrzymuje.
-Jestem Mist.
-A ja Caramel.
-Miło mi.
-Mi również.
-Spotkamy się jeszcze?
-Haha, no dobrze, o zmierzchu tutaj?
-Tak.
Konie, wysłały sobie szczere uśmiechy, i rozeszły się na swoje tereny.

C.D.N.
Hajj to już trzeci rozdziaaaał, mam nadzieję że się podobało ;3
Wiem że to takie trochę krótkie, ale już zaczęłam pisać kolejny, i gwarantuję że jest dłuższy.
~Sav

Dwa stada, Jedna miłość [SSO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz