Minęło równe sześć miesięcy nim Kim był wstanie na nowo powrócić do swojego ojczystego kraju. W tym czasie zdążył się wiele namyśleć i podjąć dużo decyzji, które miały ogromne wpływ na jego życie. Dwudziestolatek poprosił o roczną przerwę na studiach, by móc w spokoju próbować odnaleźć swojego najlepszego przyjaciela, za którym tęsknił naprawdę mocno. Miał nadzieję, że uda mu się przezwyciężyć strach przed tym miejscem i wkroczy w „progi" tego nawiedzonego lasu, eksplorując je samotnie. Dlatego kilka dni po przyjeździe zabrał plecak z reklamówką baterii, dwie butelki wody oraz suchy prowiant. Uruchomił swój aparat i z nim postanowił wyruszyć w niebezpieczną, jednokierunkową podróż, z której prawdopodobnie nie było odwrotu.
Jednak chciał podjąć ryzyko, bo według niego, życie bez Jimina było smutne, puste i bezsensowne. Park był jego słoneczkiem, kimś najważniejszym. Dlatego poprawił swoje czarne włosy i chwycił mocno szelki od plecaka tym samym twardo kierując się tą samą drogą, którą pół roku temu kroczył złudnie optymistyczny Park.
Brunet doskonale wyczuwał mroczną siłę oraz paranormalne byty w tym miejscu, wierzył, że las był prawdziwie nawiedzony, a zaginięcie jego przyjaciela tylko potęgowało w nim strach i nienawiść do tego terenu. Dlatego szedł powoli mocno zaciskając swoje dłonie na szelkach czarnego plecaka, w którym schował najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wiedział, czy aparat, który schował oraz zestaw baterii będzie przez niego użyty nim zginie w tym miejscu, jednak chciał spróbować zrobić to samo co jego przyjaciel. W końcu nikt nie posiadał zdjęć z tego miejsca, a jeśli uda mu się przeżyć i tym samym opuścić to miejsce, to opublikuje te dowody, by pokazać to, czego nie zdążył zrobić Park.
— To dla ciebie hyung — szepnął pod nosem przekraczając granice między polaną, a lasem.
Brunet wyjął z plecaka swój zielony aparat i włączył go, ponieważ wcześniej nie chciał marnować baterii. Ubrał ponownie plecak i powoli ruszył przed siebie zostawiając za sobą wyjście z tego miejsca, które być może widział ostatni raz w swoim życiu. Każdy jego krok był obserwowany przez mieszkańców tego miejsca i nikt tu wcale nie miał na myśli zwierząt. Koreańczyk doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ wyczuwał obecność tu kogoś jeszcze. Już paręnaście kroków temu zostawił za sobą ścieżkę tym samym znajdując się w tym samym miejscu co pół roku temu Jimin. Dwudziestolatek dostał gęsiej skórki w momencie, gdy wokół niego zaczęła się wytwarzać mgła, która z czasem przybierała na gęstości. Wydawało mu się, że lada moment się od niej udusi, ponieważ zaczął doskwierać mu brak powietrza, dlatego nie czekając aż sytuacja się pogorszy, ruszył przed siebie z wyciągniętymi rękami niczym lunatyk. Gdzieś za sobą słyszał pękające gałęzie, wiedział, że to ktoś musiał na nich stawać, aby te wydawały takie dźwięki, dlatego z sercem niemalże w gardle, ruszył biegiem gdzieś na wprost. Czuł się jak w pułapce, ponieważ gęsta mgła sprawiała, że nic nie widział, a odgłosy kroków zamieniły się na odgłosy biegu. Nie miał pojęcia, czy ktoś go naprawdę gonił, czy być może tak działała jego wyobraźnia, ponieważ wiele czytał o tym miejscu przez ostatnie pół roku.
W pewnym momencie wybiegł z gęstej mgły, stając w zupełnym szoku na pustej przestrzeni bez żadnych drzew. Dopiero dwa metry dalej widział granice lasu, ponieważ jak się po chwili okazało, stał na środku zaniedbanej polany, którą dookoła okalał nawiedzony las.
— Na mapach tego nie było. — mruknął zaskoczony i zrobił dwa zdjęcia. Gdy zerknął za siebie, w miejsce, z którego przyszedł, dostrzegł gęstą mgłę, która nie zniknęła. Wyglądało to tak, jakby ktoś odgrodził ją niewidzialną ścianą od miejsca, w którym stał. Obejmowała tylko kawałek przestrzeni pomiędzy drzewami zasłaniając to, co było w miejscu, przez które przebiegł. Chłopak podrapał się nerwowo po karku i powoli ruszył w drugą część lasu, która z kolei była równoległa do tej, z której przyszedł. Aparat zawiesił na szyi dzięki mocnemu paskowi, dlatego nie musiał się martwić o to, że urządzenie mu zginie gdzieś po drodze. W momencie, gdy ruszył przez polanę pełną martwych kwiatów, błota, oraz szczątek zwierząt z mgły wyłoniła się postać. A właściwie wysoka istota, która z dużymi, czerwonymi oczyma wpatrywała się w oddalającą sylwetkę Kima. Na twarzy postaci pojawił się szeroki, psychopatyczny uśmiech ukazujący mocne kły, które spokojnie mogły rozerwać ludzką tkankę na malutkie strzępy. Kącik ust ów postaci sięgały jeszcze wyżej niż te u filmowego Jokera, ukazując nie tylko mocne kły, lecz również nienaturalnie długi, nieco szpiczasty jęzor. Nieco przydługawe, czarne włosy opadały na jego bladą i poważną twarz, a wyrzeźbione ciało zakryte było dopasowanym, czarnym ubraniem.
CZYTASZ
Forest |taekook|
FanfictionPark Jimin nigdy nie wierzył w duchy, czy w legendę o nawiedzonym lesie, która od lat krążyła po okolicy. Nawet fakt, że zaginęło tam dwadzieścia osób nie przekonywał chłopaka, bo coś takiego jak istoty paranormalne nie istniały. Mur, strażnik i naw...