Witaj w moim królestwie, Tae

390 51 34
                                    

   Nie spał długo, bo zaledwie dwie godziny. Zupełna ciemność, która go przywitała przeraziła go jeszcze mocniej ze względu na to, że w oddali dostrzegał parę żółtych oczu. Wpatrzone w niego były bardzo intensywnie, a ich kolor zdawał się być jaśniejszy z każdą chwilą. Taehyung usiadł szybko na gałęzi i ubrał plecak, do lewej dłoni wziął aparat i spojrzał w jego obiektyw. To właśnie dzięki temu był w stanie dostrzec przygarbioną  postać jakiegoś mężczyzny, która wpatrywała się w niego bez żadnego mrugnięcia okiem. 

   — O cholera — jęknął zszokowany, że patrząc przez aparat był w stanie dostrzec każdy najmniejszy szczegół, czego nie mógł zrobić patrząc normalnie. To małe, zielone urządzenie działało niczym noktowizor, było jego kluczem do odnalezienia blondyna oraz kartą przetargową, dzięki której mógł prawdopodobnie przeżyć. Spojrzał w dół widząc pod swoją gałęzią kolejną ciemną postać, która równie żółtymi ślepiami co tamta, wpatrywała się w niego z zainteresowaniem. Wpierw myślał, że to Jimin, bo wyglądała identycznie, lecz dopiero nieco wychudzona postura uświadomiła mu, że to nie był jego przyjaciel. A ktoś zupełnie inny i obcy.

   — On cię widzi. Nasz Pan cię śledzi i jest tobą bardzo zainteresowany — Usłyszał nagle kobiecy głos tuż obok siebie, przez co szczerze przerażony odchylił się do tyłu na tyle mocno, że spadł. Uderzył całym ciałem o mokrą z rosy ziemię, a postać, która dotychczas siedziała pod jego gałęzią, zniknęła. Czuł bardzo dobrze, że obił sobie płuca, bo zaraz zaniósł się głośnym kaszlem, który prawdopodobnie zbudził wszystkich mieszkańców lasu.

   — Nasz Pan idzie po ciebie — Głośny i nieco ochrypły śmiech docierał do niego z każdej możliwej strony przez co wstał na równe nogi, nie dbając o to, że skręcił nadgarstek. — Nie uciekaj, nie uda ci się. Wielu z nas próbowało i zobacz, gdzie skończyliśmy — Po tych słowach poczuł dłoń na swoim ramieniu. Chociaż, określenie „dłoń" nie pasowało do tego co poczuł. Bo zamiast skóry, zobaczył ludzkie kości, które schowane zawsze były pod licznymi tkankami, mięśniami i skórą. 

   — Nasz Pan jest bardzo tobą zainteresowany — Kolejny głos należał do kobiety, która stanęła tuż przed nim. Koreańczyk dzięki urządzeniu, które przyniósł ze sobą z domu mógł ją spokojnie zobaczyć. Jednak nie był gotów na taki widok, dlatego też pisnął głośno i odsunął się na tyle ile mógł przez co uderzył plecami o dąb. — Jest już blisko, bliżej niż myślisz — wyszeptała do jego ucha przez co student doskonale mógł wyczuć woń gnijącego ciała. Nie mogąc wytrzymać zapachu oraz świadomości, że Istota zapewne była już niedaleko, postanowił uciekać. Odepchnął od siebie kobietę i biegiem skierował się gdzieś w lewą stronę słysząc przy tym upiorne śmiechy i nawoływania. Przyłożył aparat i patrząc przez obiektyw biegł tak szybko, jak potrafił. Zza drzew wyłaniały się kolejne postacie, które okazały się być osobami, które zaginęły w tym lesie. Więc gdy tylko Kim zdał sobie z tego sprawę, zaczął odczuwać jeszcze większe przerażenie, że nie odnajdzie Parka. Że ten pokaże się przed nim jak tamte kobiety, czy mężczyzna, który cały czas nie mrugając, patrzył za nim z dużymi oczami.

   — Twoja ucieczka jest bez celu, on nie wypuści cię ze swoich ramion. Nie teraz, gdy wkroczyłeś na jego teren. — Szepty rozchodzące się po jego głowie były nie do zniesienia, a coraz głośniejsze jęki i krzyki z oddali lasu, przyprawiały go o palpitacje serca. Drzewa wyrastały przed nim jak grzyby po deszczu, a sporych rozmiarów kolce łapały się jego spodni i bluzy, utrudniając mu poruszanie się. Jednak mimo tego, chłopak uparcie biegł przed siebie chcąc oddalić się od polany jak najbardziej. Mimo że brunet cały czas patrzył przez obiektyw, to nie zauważył sporego urwiska, z którego zleciał z ogromną prędkością. Urządzenie wypadło mu z ręki, a on sam uderzał ciałem o kamienie, gałęzie i mniej zidentyfikowane rzeczy. Ostatecznie jego upadek zakończył się na drzewie, w którego uderzył prawą częścią żeber.  Guzy na ciele wyrosły niemal od razu, a stróżka krwi brudziła jego bluzę, kapiąc na nią prosto z jego łuku brwiowego. Dwudziestolatek na oślep szukał aparatu, który jakieś parę metrów temu wypadł mu z ręki. Nie widząc nic, szedł na czworaka po mokrym mchu oraz liściach. Bolało go wszystko, dosłownie, lecz chęć przeżycia była zbyt silna, by poddał się nawet po tak mocnym i cholernie bolesnym upadku. W pewnym momencie uderzył głową w coś nieco twardego i zimnego, coś co na pewno nie było drzewem, ani żadną rośliną. Uklęknął na poranionych kolanach i powoli podążał dłonią ku górze z każdą sekundą orientując się, że to co dotykał, było żywe. Chyba. W pewnym momencie jego lewa dłoń spoczęła na czymś twardym i schowanym pod jakimś materiałem, zmarszczył zdziwiony brwi i wciąż nic nie widząc, chciał zbadać więcej jednak druga dłoń mu to uniemożliwiła. Krzyknął przerażony, ponieważ kończyna, która dotknęła jego lewej dłoni nie należała do niego. Spojrzał w górę jakby chcąc coś dostrzec, lecz zupełna ciemność, która wciąż panowała nie pomagała mu w tym. I dopiero męski, nawet przyjemny dla ucha głos, sprawił, że ten spiął się gwałtownie. 

Forest |taekook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz