Rozdział 6

21 5 125
                                    

- Em... Kto zamknął drzwi? - spytał Nanef.

- Nikt - odparła Vinea, stojąca, nie licząc Himmeona, najbliżej wyjścia. - Ktoś nas zamknął.

Najstarszy ze wszystkich tu obecnych popchnął drzwi, jednak one ani drgnęły.

- Może są tylko zatrzaśnięte - powiedział.

- To świetnie - skomentował Fenan. - Nie ma to jak zostać zatrzaśniętym w czyjejś piwnicy.

- W przybudówce w krzakach w lesie - dodała, jak gdyby automatycznie, Anotien, kierując snop światła latarki w ciemną czeluść za otwartymi drzwiami, która okazała się korytarzem równie kamiennym, co przedsionek do niego prowadzący, z wiszącymi na ścianie dwiema pochodniami. Metr dalej tunel odbijał w bok i stawał się dla siedmiu odkrywców z przypadku tajemnicą.

- Em... To na pewno jest piwnica? - Fenan spojrzał niepewnie na pochodnię.

- Jej właściciel lubi pewnie stare klimaty - powiedziała Vinea ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, chociaż zabrzmiało to jak żart.

- Ktoś ma falłącze? - spytał Himmeon.

- Po co ktoś miałby... - zaczął Nanef, lecz przerwała mu Mrosa.

- Ja mam - powiedziała.

Nanef uniósł brwi.

- Zadzwoń do rodziców - rzekł Himmeon.

- Do rodziców? - zapytał młodszy bliźniak. - Po co ich niepokoić?

Pięć par oczu spojrzało na niego niedowierzająco.

- Może, dlatego że jesteśmy zamknięci w jakiejś piwnicy? - odparł Fenan.

- Może jest drugie wyjście?

- Cicho, włączyłam - powiedziała Mrosa, wpatrując się w wyświetlacz urządzenia rozpiętego na ręce.

Po chwili odezwał się nieprzyjemny dla ucha pisk. Dziewczyna weszła na schody i zaczęła ruszać ręką w różne strony. Pisk się powtórzył. Siostra Anotien poczęła chodzić po całym pomieszczeniu, co i rusz kucając lub wspinając się na palce, lecz zyskała tylko tyle, że falłącze zamilkło.

- Nie ma łącza - powiedziała, patrząc się bezsilnie na towarzyszy. Wtem coś przykuło jej uwagę, a raczej czyjś brak. - Ej! Gdzie są Nan i Ano?

Fenan wskazał za siebie na kamienny korytarz i zakręcił niedbale breloczkową latarką Anotien na palcu.

- Wzięli pochodnię.

Istotnie. Wzięli ją. I stwierdzili, że to nie najlepsze źródło światła. Ponadto to, w czym musieli ją najpierw zamoczyć, śmierdziało zjełczałym tranem

- Co wybieramy? - zapytał Nanef, gdy zatrzymali się przed rozwidleniem drogi.

- Idźmy na prawo - rzekła Anotien i skręciła w prawą odnogę, trzymając w dłoni pochodnię. - Można się normalnie poczuć jak w jakimś dawnowieczu...

- Tylko brakuje nam odpowiednich ubrań. Patrz, tu są podobne wzorki co na drzwiach. - Chłopiec wskazał szereg znaczków, który ciągnął się po skręcających wciąż w prawo ścianach.

Samozwańcy w czasie|Łuk i kaczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz