Rayman, konsola i takie tam

22 1 0
                                    

- Kurczaki! – wycedziłem przez zęby prosto w stronę monitora, na którym rozgrywałem kolejny poziom najnowszej gry LittleBig Planet. Szło mi koszmarnie, chociaż zawsze byłem niepokonanym i znakomitym graczem konsoli. Ograłem nawet całego Rayman’a! Od dziecka kochałem gry, ale co prawda wtedy żyłem wyłącznie planszówkami. Teraz, kiedy świat idzie do przodu mogę cieszyć się i grą na papierze, jak i na monitorze.

Odłożyłem poniszczonego i lekko zużytego pada na boczną szafkę obok mojego łóżka, a następnie podniosłem się z niego (w końcu) i po zapisaniu gry wyłączyłem konsolę. Oczy bolały mnie jak cholera od parugodzinnego gapienia się w monitor. W sumie to ekran jest jedynym źródłem światła w moim pokoju, a na dodatek jest to sztuczne światło, więc psuję sobie wzrok na własne zamówienie, hehe.

Przetarłem powieki piąstkami, zagarnąłem szybkim ruchem swoje przydługie, czarne włosy do tyłu i starałem się wyprostować pognieconą koszulkę z logiem Dragon Ball’a. Czułem się, jakby ktoś z cztery razy wyprał mnie w pralce, a potem wykręcił z wody i zapomniał rozwiesić.

Na moje (nie)szczęście stanąłem idealnie przed moim niewielkim, lekko zabrudzonym lustrem. Przetarłem je lekko, abym mógł zobaczyć wyraźniej swoje odbicie.

I pożałowałem tego, ugh.

Moje oczy aż łzawiły ze zmęczenia, a ciemne worki tylko potęgowały mój odrażający wygląd. Włosy sterczały we wszystkie strony i wywijały się niczym gałązki drzew, tworząc przy tym zabawne kształty. Natomiast usta były wykrzywione w niezrozumiałym (nawet dla mnie) grymasie. Nie wspomnę już nawet o bałaganie w pokoju, który pomimo stanu lustra odbijał się w nim znakomicie.

Mógłbym to w sumie nazwać artystycznym nieładem, ale nie chciałbym obrażać artystów i nieładów, naprawdę.

Mój zmysł wzroku podziałał mi również na węch, ponieważ dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że powietrze unoszące się w tym pokoju jest zbyt ciężkie dla normalnego funkcjonowania organizmu ludzkiego.

Woah, moje myśli są takie poetyckie.
Przeczołgałem się przez dżunglę wysokich szklanek, następnie pokonałem bagno talerzy i powaliłem hipospaghettozaura. Zostało mi jeszcze wspiąć się na górę brudnych ubrań, ale darowałem to sobie i po prostu ją ominąłem.

Takim oto sposobem dotarłem do ,,okna”.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio odsłaniałem te żaluzje. Czy to w ogóle jest bezpieczne?

Po krótkim namyśle podwinąłem zasłonę, a moje oczy popieściły rażące i piekące promienie słoneczne. Moje wampirze ,,ja’’ właśnie zostało zmiażdżone poprzez grom jasności. Jednak pomimo przeszkód postanowiłem zniszczyć wampirzego siebie bardziej, ponieważ naszła mnie myśl otworzenia okna. Tak też postąpiłem.

Fala dziwnie ciepłego strumienia oblała całe moje ciało, a delikatny wietrzyk zabawiał się z kosmykami ciemnych włosów. Za to moje oczy chyba stały się ślepe, gdyż światło nie pozwalało zobaczyć im (pewnie zapomnianego) widoku za oknem.

Do moich uszu dotarł piskliwy śpiew ptaków oraz niesamowicie irytujący szczek psów sąsiadów.

Ugh, na co one bez przerwy szczekają? Ani tu kotów nie ma, ani wiewiórek. Co jest zabawnego w nieustannym szczekaniu?

Kiedy tylko słońce zasłoniła niewielka chmurka, a obraz dla moich oczu stał się bardziej czytelny, zauważyłem dom mojej sąsiadki, który stał naprzeciwko. Był cały czerwony. No, oprócz dachu, który był biały prawie jak moja skóra.

Nagle okno z obserwowanego domu zaczęło się otwierać. Przymrużyłem oczy i zauważyłem dziewczynę. Zaczęła do mnie machać! Oh, cóz za poświęcenie, aby zużywać energię ze swojej ręki na machnanie do mnie.

- Nie. – Powiedziałem sam do siebie i bez wahania zamknąłem okno.

Nie znam jej prawie, więc i ja o tym zapomnę i ona. Bez przesady, przecież to była tylko chwila, pozbawiona jakichkolwiek emocji. A człowiek zapamiętuje tylko te chwile, przy których towarzyszło mu jakieś uczucie. Więc nie obrazi się za to, bo zapomni.

Nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Postanowiłem więc przekręcić swój magiczny kluczyk w drzwiach i wyjść z mojego ukochanego pokoju. Jak pomyślałem, tak postąpiłem. Zabrałem jeszcze ze sobą swoje ubrania, które nosiłem przez ostatnie dni.

Idąc niewielkim korytarzykiem domu wypatrzyłem mamę, która pewnie zmierzała do toalety znajdującej się obok mojego pokoju. Podszedłem do niej i korzystając z okazji podałem jej stos odzieży.

- Matko, więcej tych ubrań przynieść się nie dało? - Mama odebrała ode mnie ubrania i spojrzała się w moją stronę z troską. O ile to była troska.

- Spoko, mam tego więcej, tylko jestem zbyt leniwy, żeby to wszystko dźwigać. - Obszedłem ją i pokierowałem się do kuchni.

Otworzyłem lodówkę i szukalem wzrokiem energetyków, których oczywiście nie było. Czułem, jak w środku gotuje się we mnie złość i irytacja.

- Czego szukasz? - rodzicielka pewnie musiała zostawić rzeczy w toalecie i pędem przyjść tutaj, aby obserwować moje działania.

- Niczego. Daj mi 10 złotych.

- Wyciągnij sobie z mojego portfela. – Powiedziała ze stoickim spokojem w głosie i zaczęła myć naczynia.

Szczerze mówiąc, to martwi mnie to, jak mama mi ufa. Ja tam bym sam sobie nie dal grzebać w portfelu.

Wyciągnąłem równe 10 ziko i wyszedlem z domu. To już jest samo w sobie hitem, że opuściłem swoje królestwo, ale król po prostu idzie po swoje berło.

Na dworze nagle zaczęło wiać, przez co moje włosy latały we wszystkie możliwe strony. Jednak ja nie dalem się żywiołowi i szedłem dalej przed siebie. Oglądałem się na boki i uważnie obserwowałem, czy żaden czlowiek nie zmierza w tą samą stronę co ja. Na szczęście teren byl czysty. Wyprostowałem się, wypiąłem dumnie klatę i poczulem się jak pan tego osiedla.

Przechodziłem obok niewielkiego lasku, przy krórym kwitnęły malutkie, niebieskie kwiatki i dwa tulipany. Rośliny mocno przykuły moją uwagę, więc zwolniłem swoje tempo i podszedłem do nich bliżej.

Takie piękne, niebieściutkie i czerwone, kwitną sobie ładnie.

Nadepnąłem na nie.

Ha ha ha ha ha ha. Zabawne.

Poczułem lekkie uderzenie czegoś w moim wętrzu. Nie było to przyjemne, a raczej bardziej neutralne.

Zignorowałem jednak nieokreślone uczucie i wróciłem na chodnik, a niedlugo po tym skręciłem do sklepu, przy którym niezłą imprezkę miały miejscowe pijaczyny. Nie zamierzałem mieć z nimi do czynienia, więc szybko wszedlem do sklepiku i kupiłem cztery energetyki. Miałem kupić trzy, ale lubię, jak liczby są parzyste, a dwa napoje to byłoby za mało.

Wyszedlem szczęśliwy ze sklepu popijając jednego z energetyków. Od razu jakby wiatr ustał, a sloneczko wyszlo przywitać mnie swoimi promieniami. Wyluzowałem się.

- Ziomek, co ty sobie myślisz?! - ktoś głośno krzyknął zza moich pleców prosto w moje ucho.

♤ Dark Reaper ♤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz