Prolog

159 12 4
                                    

Siedziba Voldemorta, rok 1980

Czarnowłosa dziewczynka siedziała na posadzce marmurowego domu. Kruszynka miała zaledwie osiem lat. Jej duże oczy wyrażały niewyobrażalny smutek. Jej niegdyś zielona, szykowna sukienka teraz była podarta i zniszczona. Z sąsiedniej komnaty dochodziły przeraźliwe krzyki. Ona stała w kolejce, małe mugolskie dziecko czekało na śmierć. Po policzkach dziewczynki spływały słone łzy. Jej bose stópki obecnie były całe brudne.
Krzyki w sąsiedniej komnacie momentami ustawały. Wtedy roznosił się szyderczy, przerażający śmiech. Potem padały jakieś dziwne słowa, a krzyki zaczynały się na nowo, scenariusz się powtarzał. Dziewczynka bała się. Nigdy już nie przytuli swojej ulubionej przytulanki (jak ona mogła się jej wypierać przed przyjaciółkami!?), nigdy już nie posłucha pięknego śpiewu swojej mamy, już nigdy nie pójdzie razem z tatą do wesołego miasteczka. Jutro już nie będzie żyć.
Nagle spomiędzy krzyków usłyszała najdziwniejszy ze wszystkich odgłosów, na którego dźwięk aż podskoczyła. Płacz małego dziecka. W środku torturowany był mężczyzna, ale dziecko? Do tego płacz nie ustawał. Dziewczynka starała się nie szlochać, by słyszeć płacz dziecka. W pewnym momencie wydobyła pierwszy odgłos od kilku miesięcy. Melodyjny głos jednak dotarł tylko do skrzata domowego, który jej się przysłuchiwał.,,W tym lesie mieszkają leśne wróżki. To te małe oddane, piękne służki. Co dzień uprawiają swoje czary. Dają wszystkim ludziom dary. Moje dziecko, nie ma co płakać, dzięki nim będziesz mógł nawet latać."
Dziewczynka nieustannie powtarzała rymowankę. Tak naprawdę sama ją ułożyła. Powtarzała te słowa w duchu, odkąd znajduje się w marmurowym domu, nie powiedziała ani słowa. Mimo że wcześniej buzia jej się nie zamykała. Ku jej zaskoczeniu dziecko w komnacie obok przestawało płakać, wierzyła że to dzięki jej rymowance, nawet jeśli dziecko jej nie słyszało. Nie przyjmowała do wiadomości, że to ci mali, brzydcy służący uspokoili dziecko.
Z komnaty wyszedł młody mężczyzna. Miał około dwadzieścia sześć lat. Jego platynowe włosy opadały na ramiona. Jego twarz nieco przestraszyła dziewczynę, więc podkuliła nogi i spuściła wzrok. Mężczyzna szedł w jej stronę, na twarzy miał wymalowaną pogardę. Dziecko cofnęło się jak najdalej to było możliwe. Niestety czarnowłosa była głodna, mała i wyczerpana. Mogła jedynie czekać na śmierć. Pan złapał ją za ramię i w brutalny sposób pociągnął ją za sobą. Zimny głos mężczyzny przerwał grobową ciszę. — Nie waż się szarpać.
Czarnowłosa dziewczynka nie odpowiedziała, jednak nie protestowała, dawała temu strasznemu panu się ciągnąć. Zaprowadził ją do tej komnaty. Na posadzce leżało ciało tego mężczyzny, nie ruszał się. Na środku siedział straszy pan bez nosa, na sobie miał dziwny strój, który przypominał koszulę nocną, ale był z dobrego materiału. Dziecku skojarzył się z wężem. Obok niego siedziała bardzo ładna pani w szykownej sukni. Miała dziwny wyraz twarzy, ni to zaintrygowany, ni szyderczy. W rogu pomieszczenia stało łóżeczko, obok siedziała blondwłosa, ładna pani, tylko minę miała taką jakąś dziwną. Młody pan z przetłuszczonymi włosami zdawał się być zadowolony. Kilka osób miało przerażającą minę. Na przykład młoda pani z czarnymi lokami.
Dziecko, które leżało w łóżeczku znów zaczęło płakać. Pan który ją przyprowadził i blondwłosa pani mieli strapione miny. Dziewczynce szkoda się zrobiło płaczącego chłopca. Ona też przecież płakała. Podeszła do łóżeczka. W sali panowałaby głucha cisza gdyby jej stópki nie stąpały po podłodze. Nikt nie zachęcił czarnowłosej, ale też nie zniechęcił. Ona podeszła do łóżeczka, położyła na jego ramie swoje brudne rączki i powtarzała aż mały chłopiec się nie uspokoił.,,W tym lesie mieszkają leśne wróżki. To te małe, oddane, piękne służki. Co dzień uprawiają swoje czary. Dają wszystkim ludziom dary. Moje dziecko, nie ma co płakać, dzięki nim będziesz mógł nawet latać."

Dziewczynka od MugoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz