Jak doszło do spotkania cz. I

417 17 8
                                    

Steve: Siedziałaś sobie spokojnie na ławce w parku, oczywiście byłaś rozłożona na całej, żeby ktoś tu przypadkiem nie usiadł, i notowałaś coś natarczywie w zeszycie. Miałaś w planach książkę historyczną, jednak najpierw musiałaś się rozpisać na temat takich dupereli jak: o kim lub o czym będzie, kiedy wyznaczasz sobie deadline itp.  Zawsze szłaś do parku, bo wierzyłaś, że tam masz największą wenę. Kiedy piszesz, raczej nie masz kontaktu z rzeczywistością. Ale tym razem coś, a konkretnie ktoś, skutecznie odwracał twoją uwagę. Był to mężczyzna siedzący na ławce na przeciwko ciebie, w czapce i przeciwsłonecznych okularach. Mimo tych szkieł, wiedziałaś że na ciebie spogląda. Nie mogłaś się skupić, więc kiedy znowu zauważyłaś, że się tobie przygląda nie wytrzymałaś i zapytałaś wprost zapominając o zwrotach grzecznościowych.

- Czemu mi się tak natarczywie przyglądasz?

- Wyglądasz zabawnie kiedy jesteś skupiona.

- Wszystko super, ale tak się nie robi.

- Chciałem usiąść obok, ale nie miałem możliwości - wskazał ręką na twoje nogi, rozłożone na całej długości ławki. W odpowiedzi rzuciłaś w niego długopisem. Jednak mężczyzna złapał go jedną ręką. Wstał i podszedł z nim do ciebie. Wtedy zdjął czapkę i okulary. 

- Mam na imię Steve. A ty? - Stał przed tobą sam Kapitan Ameryka, bohater II wojny światowej, ktoś o kim chciałaś napisać książkę, i człowiek w którego rzuciłaś długopisem. A propos, Steve trzymał twoje pisadło w wyciągniętej ręce. Sięgnęłaś  po niego jednocześnie mówiąc:

- Jestem [Twoje.Imię]


Tony: Na początku szło jak po maśle. Nie byłaś ubrana jak te nastolatki, które weszły tu tylko dlatego że miały mnóstwo forsy, czyli poodkrywane dosłownie całe ciało, a zakryte ledwie minimum. Nie, ty miałaś po prostu czarne leginsy i luźną bluzkę, i włosy związane w kucyk. Poza tym, i tak nikt nie zwraca specjalnej uwagi na DJ-ów. Więc odwaliłaś kilka twoich ulubionych piosenek, kilka na topie, i kilka z koncertu życzeń. Kiedy twoja zmiana dobiegła końca postanowiłaś napić się wody. Siadając przy barku, zaczęłaś niezbyt ciekawą rozmowę z barmanem. W końcu gdy dostałaś swój napój, dosiadł się do ciebie jakiś mężczyzna. Od razu go rozpoznałaś, był to Tony Stark. Nie zwróciłaś na niego specjalnej uwagi. 

- To ty jesteś tą DJ-ką?

- Tak to ja. [T.I] miło mi. Nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś.

- To świetnie. Słuchaj, uwielbiam cię za ten kawałek Imagine Dragons.

- Który konkretnie? - zapytałaś, bo puściłaś ich z trzy.

- Bad Liar. Mój ulubiony - mrugnął do ciebie. Ale nie robiło to na tobie specjalnego wrażenia, bo co drugi facet, który się do niej przysiadał o tym mówił. Tony chyba zdał sobie sprawę że te podrywy na ciebie nie działają.

- Może zatańczymy?

- Wybacz ale moja zmiana się skończyła i jestem padnięta. - spojrzałaś na zegarek. Było po trzeciej w nocy. 

- W takim razie podaj mi swój numer, i zadzwonię jak tylko skończy mi się kac.

 Zaśmiałaś się i podałaś mu numer telefonu. Następnie wyszłaś w chłodną noc.


Peter: Szłaś przez dziedziniec w nosem w książce. Byłaś tak zafascynowana historią dziejącą się w niej, że nie zauważyłaś gdzie idziesz. Ostatecznie wpadłaś na kogoś tak, że książka ci wypadła. Wymamrotałaś przeprosiny, i schyliłaś się po tom, jednak ten został kopnięty przez osobę na którą wpadłaś. Podniosłaś głowę. Nad tobą stał Flash Thompson z okrutnym uśmiechem na twarzy. Czy musiałaś wpaść akurat na niego? Ciągle miałaś siniaki po ostatnim spotkaniu. Powoli wstałaś. Teraz ziomeczki tego idioty otaczały ją ze wszystkich stron. Powieść została dawno wyrzucona poza krąg. Nie miałaś dokąd uciec, więc stałaś i czekałaś aż Flash cię uderzy. Jednak on najpierw postanowił poznęcać się nad tobą psychicznie.

- Co jest, kujonko? Nie potrafisz chodzić? A może ty jesteś po prostu głupia? - mówiąc to ostatnie, popchnął ją, co wywołało ogromny ból, bo tam znajdował się jeden z siniaków. Poczułaś łzy w oczach. Co jest, czy w tej szkole w ogóle nie ma nauczycieli?

- Ty ryczysz? Daj spokój jeszcze cię porządnie nie zlałem.

- Zlać, to ty się możesz w gacie. - wysyczałaś przez zęby, niestety trochę za głośno, bo Flash cię usłyszał.

- Coś ty powiedziała szmato? Oo teraz tak oberwiesz, że cię własna matka nie pozna!

Uniósł rękę do góry, aby zadać ci cios, a ty zamknęłaś oczy i modliłaś się w duchu, aby nie bolało zbytnio. Usłyszałaś że ktoś szybko przeciska się przez ten krąg i biegnie w twoją stronę. Odważyłaś się otworzyć oczy. Przed tobą stał Peter Parker i trzymał rękę Thompsona w górze, tak aby nie mógł jej opuścić i cię uderzyć.

- Odwal się od niej - powiedział twój wybawca.

- Parker! Przybiegłeś uratować swoją księżniczkę?

- Odwal. Się. Od. Niej! - tym razem rzekł to głośniej i wyraźniej. Widziałam jak Thompson stara się przełamać blokadę Petera, jednak szatyn nawet nie drgnął.

- No, Penisie Parkerze, nie sądziłem że jesteś taki silny! - Flash rozumiejąc że na siłowanie z nim nie wygra, opuścił rękę myśląc, że to uśpi czujność Pete'a. Kiedy Parker odwrócił się w twoją stronę, chłopak zaatakował. Chciał się na niego rzucić. Ale szatyn nawet nie patrząc na niego, zrobił krok w tył, co skończyło się tym, że twój niedoszły oprawca wylądował na ziemi. 

- Spadaj. - oznajmił chłodnym tonem.

- Dobra chłopaki, zostawmy Penisa Parkera samego z jego księżniczką. - i odszedł rechocząc ze swojego "żartu".

W końcu chłopak odwrócił się do ciebie, a w jego oczach malowała się troska.

- Nic ci się nie stało [T.I]?

Nic nie powiedziałaś, tylko go przytuliłaś. Pierwszy raz ktokolwiek się za tobą wstawił. Pierwszy raz ktoś był twoim wybawcą.


Marvel PreferencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz