miesiąc i tydzień przed ~
- dzień dobry, przyszedłem do riley scott, byłem… och. rozumiem. znowu? w takim razie dziękuję, wpadnę później… kiedy? och. rozumiem. w porządku.
harry zmarkotniał, a kwiaty jakby nieco zwiędły przez te kilka sekund, gdy pielęgniarka ze współczującym uśmiechem wyjaśniała sytuację. chłopak skinął głową i obróciwszy się na pięcie, wyszedł z poczekalni, później wszedł do windy, zjechał na parter i wyszedł z budynku. biorąc pod uwagę fakt, że był listopad, panująca aura w ogóle na to nie wskazywała i właśnie dlatego harry uknuł niecny plan wydostania riley na świeże powietrze.
jednak wszystkie plany pokrzyżowała kondycja riley i to, że dziewczyna niemal nie miała sił, by samodzielnie oddychać, więc co dopiero mówić o spacerze na powietrzu. harry doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego, że riley cearra scott to istota bardzo krucha, jednak dotychczas nic nie wskazywało na to, że owa krucha istotka stanie się jeszcze bardziej… delikatna.
riley zazwyczaj wydawała się być tak oderwana od rzeczywistości, że samemu harry’emu chwilami zapominało się o chorobie dziewczyny i tym, co ją – riley, nie chorobę - czeka w całkiem niedługim czasie. riley stawała się kimś innym, ciągle będąc samą sobą, jakkolwiek patetycznie i paradoksalnie to nie brzmi. była otwarta na ludzi, chwilami naiwna jak małe dziecko, ciągle chciała czegoś nowego i bezustannie snuła plany na przyszłość, dzieląc się nimi z każdym, kogo spotkała.
jednocześnie, riley cearra scott potrafiła schować się tak, by nikt jej nie znalazł i to nie tylko w sensie dosłownym, gdy owijała się kołdrą po czubek nosa i tylko patrzyła w sobie znany punkt na ścianie; chodzi też o ucieczkę przed światem zewnętrznym, który tak boleśnie o sobie przypominał. riley potrafiła nie odzywać się przez tydzień, prawie nie jeść, pić tylko wodę i po prostu egzystować w swojej małej, mentalnej kryjówce.

CZYTASZ
/ wait /
Fanfictionbez końca, bez pożegnania, zniknij wraz z osłoną nocy. | styles; © 2014 letsgetoutofhere; lowercase intended