Rozdział drugi

151 14 3
                                    


Cierpiał. Kiedy uświadomił sobie, jak to cholerne uczucie zżera go od środka, poczuł, że nie jest w stanie sobie z nim poradzić. Wpatrywał się w pustą ścianę i zaciskał wargi. Czuł, że popełnił złą decyzję, odtrącając Dalię, ale nie śmiał do niej zadzwonić czy napisać. Był wściekły, a jednocześnie załamany. Chciał, aby to minęło. Aby wreszcie nie musiał obwiniać się, że puścił ją wolno. Podobno brat jego przyjaciela coś do niej czuł. No jasne, Edgar był miły, uczynny i spokojny.

A to wszystko przestało się liczyć. Mogłem pisać w zeszycie i udawać, że to pomoże, ale nie działało. Od jakiegoś czasu czułem się niczym desperat. Nie potrafiłem skupić się na skokach, które wychodziły mi tak, jak Wankowi – źle. Nie sądziłem, że w moim osiemnastoletnim życiu nadejdzie taki czas, że żałowałem. Mówiłem, że poczekam, a potem ją odepchnąłem. Być może nigdy niczego nie czuła. Szukała dobrej wymówki, a ja byłem świetnym celem. Udanym, złapała mnie.

Laura próbowała mi na darmo pomóc. Chciała, abym poszedł z nią do kina, na imprezę, na koncert, wszędzie. Biła ze mnie pustka i nie potrafiłem utrzymać się w całości. Roztrwaniałem się na drobne kawałeczki aż finalnie nie zostało nic. Byłem ja, zepsute serce – cholera, jak to tandetnie brzmi i resztka pustego umysłu, który absorbował każdy ruch jaki Dalia wykonała. Musiałem dać sobie spokój i zacząć żyć. Pozwolić wspomnieniu odejść.

***

– Yy... – Ach, więc to tak zachowywał się biznesmen. Jąkał się. – Karta do pokoju się zepsuła. Nie działa – powiedziałem niższym tonem, starając się nie wpatrywać w jej ciemne tęczówki.

Z drugiej strony, to nie mogła być ona. Minęło dziesięć lat. Po prostu... nie. Nawet na mnie nie spojrzała. Przez cały czas pisała coś na laptopie, a potem zawołała jakąś ciemnoskórą dziewczynę o imieniu Christina.

– Jaki jest numer pana pokoju? – zapytała ponownie, jak gdyby ta grzeczność była wyćwiczona.

Na przypince, którą nosiła, zostało tylko napisane słowo "receptionist". Włosy opadały jej przed ramiona, tworząc luźne fale, a na twarzy miała jedynie różową pomadkę. Tak mi się wydawało. Możliwe, że kolor jej ust był po prostu malinowy.

– Czterysta dwanaście – odparłem, czując, że chyba mi gorzej, a ja zwyczajnie zwariowałem.

Dopiero, kiedy przyszła z kartą i na mnie spojrzała, zacisnąłem mocniej wargi, aby nie palnąć niczego głupiego. Robiłem z siebie idiotę, ale zauważyłem, jak jej spojrzenie powoli się zmienia. Najwyraźniej zamierzałem się dzisiaj nieźle spóźnić na kolację. Moje dłonie postanowiły znów zadrżeć, a oddech się nie wyrównał. Chciałem, żeby owa kobieta okazała się nią, zarówno wierząc, że będę się mylił. O to także prosiłem.

– Proszę wybaczyć to czekanie – odpowiedziała znacznie ciszej niż poprzednio, jak gdyby coś stanęło w jej przełyku. – System nas ostatnio zawodzi i musimy poszukać drugiej takiej karty ręcznie.

Pokiwałem głową, powtarzając w myślach, abym nie okazał się takim nieudacznikiem, jakim rzeczywiście byłem i żebym nie patrzył się na jej oczy.

– Dalia, Edgar dzwonił – wyszeptała ciemnoskóra do brunetki, która uniosła niewyraźnie brwi.

W swoim życiu znałem tylko jednego Edgara, zresztą młodszego ode mnie o rok. Był bratem mojego przyjaciela, Martina Schmida. Lubiliśmy się z niego śmiać, ale nie brał nas na poważnie. Podobno zniknął, znalazł dziewczynę i odciął się od reszty rodziny. Nawet od swojego ulubionego, zresztą jedynego brata. Starszy z rodzeństwa został tak, jak kiedyś zamierzał, policjantem. Nie wiedział co wstąpiło w Edgara.

Warte auf mich | Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz