Rozdział drugi

10.9K 455 92
                                    

Vito

Od razu po wyjściu z centrum handlowego ruszyłem w stronę samochodu, co rusz spoglądając na zegarek. Nie miałem ochoty jechać na umówione spotkanie, ale nie mogłem go odwołać. Nie wypadało mi tego robić po raz trzeci w przeciągu ostatnich dwóch tygodni.

Pieprzony Letow i jego pomysły.

Wsiadłem do samochodu, kiwnąwszy wcześniej głową do Enzo Trotto. Był moim kierowcą; znałem go od ponad piętnastu lat. Woził mnie, gdy nie miałem ochoty albo czasu sam prowadzić. Był wyśmienitym kierowcą, a jeszcze lepszym powiernikiem sekretów. Miał z nimi do czynienia na co dzień. Nie raz i nie dwa przeprowadzałem rozmowy w biegu, wykorzystując do tego tylne siedzenia.

Zanim dotarliśmy na miejsce, minęło dobre kilkanaście minut. Poświęciłem je w pełni nowo poznanej kobiecie. Odniosłem wrażenie, że jej urocze rumieńce miały mi się śnić po nocach. Zaintrygowała mnie, a już dawno żadnej kobiecie się to nie udało. Możliwe, że przyczyna leżała w tym, że Eve nie miała pojęcia, czym się na co dzień zajmowałem, przez co traktowała mnie jak zwykłego człowieka. Do tej pory spotykałem się tylko z kobietami z własnego kręgu. Eve wydawała się inna, taka... nieskażona złymi czynami. Nieświadoma zła czyhającego tuż za rogiem. Szczerze powiedziawszy, najbardziej zaciekawiła mnie tym, że w pierwszej chwili nie chciała pójść ze mną na kawę. Ot, próbowała mi odmówić – tak, jakby nie lubiła przebywać sam na sam z mężczyzną. Przez myśl mi nawet przemknęło, że przeżyła coś, co ją blokowało.

– Jesteśmy. – Z zadumy wyrwał mnie Enzo stojący obok uchylonych drzwi.

Grazie! – Zapiąłem marynarkę, jak tylko stanąłem na chodniku, i odwróciłem się do Enzo. – Zostań tutaj, to nie potrwa długo.

Skinął głową, po czym zamknął drzwi pojazdu i udał się na miejsce kierowcy, a ja skierowałem się od razu w stronę wejścia do restauracji.

– Witamy, panie Bellomo. –Przywitał mnie kelner, jak tylko przekroczyłem próg. – Stolik dla jednej osoby?

– Nie tym razem, Nick. – Uśmiechnąłem się. – Jestem umówiony na spotkanie z Letowem.

– Ach, tak. Wspominał, że będzie jeszcze jedna osoba. Tędy, proszę. – Wskazał dłonią kierunek i ruszył przed siebie, obracając się na chwilę, jakby się upewniał, że za nim szedłem.

Tak, jakbym miał się gdzieś po drodze zgubić. Zaśmiałem się do siebie w duchu i uśmiechnąłem się do pracownika.

Girasole Giallo było włoską restauracją prowadzoną przez cudowną kobietę w wieku mojej matki, Perlę Avenę. Nazwa – Żółty Słonecznik – nie miała nic wspólnego z Włochami, ale za to wiele wspólnego z samą Aveną – uwielbiała słoneczniki. Casto, jej mąż, od zawsze dbał o to, żeby w domu stał w wazonie chociaż jeden. Po jego śmierci, niecałe półtora roku wcześniej, Perla się załamała. Przestała widzieć sens w życiu.

Nie mogłem patrzeć na to, jak z wiecznie uśmiechniętej kobiety zamieniała się w cień człowieka. Uwielbiałem Perlę, a ona od zawsze traktowała mnie jak syna. To właśnie z powodu mojej sympatii do niej kupiłem dla niej restaurację kilka miesięcy po śmierci Casto. Zrobiłem to, bo oprócz bycia świetną ciotką, była też wybitnym kucharzem.

Zatrzymałem się niecałe dziesięć stóp od stolika, przy którym siedział Boleslaw Letow z córką Zoją. Skinąłem głową kelnerowi, w kilku słowach odradzając mu podawania nam jakiegokolwiek menu. Nie planowałem rozmawiać z Letowem dłużej niż pięć minut. Musiałem raz na zawsze ukrócić to, co ten pieprzony Rosjanin sobie uroił.

Podszedłem do stolika, przybierając obojętny i chłodny wyraz twarzy.

– Witam cię, Letow – odezwałem się.

Rozdarte serce {Bellomo #1} - JUŻ W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz