- Byron! - krzyknęłam na przyjaciela, który jak zwykle na dzień dobry założył mi znienacka kaptur na głowę.
- Słucham księżniczko? - zaśmiał się, gdy ja mordowałam go wzrokiem.
- Już nic - rzuciłam ściągając nakrycie głowy i poprawiając włosy.
Nasza relacja tak wyglądała od dobrych paru lat. On się o mnie troszczy jak o siostrę, a ja traktuję go jako starszego brata. Czasem ktoś może pomyśleć, że jesteśmy razem (jeśli nie pomyśli Byrona z dziewczyną), ale zawsze zaprzeczamy. Nigdy nie ciągło nas do siebie coś mocniejszego. Czy się z tego cieszę? Myślę, że tak. Nie wiem, czy byłabym w stanie wytrzymać z nim w związku.
Ale wracając. Ten dzień zaczął się normalnie, jak zwykle - pobudka, śniadanie, ranna toaleta, lekcje, po szkole do domu i piątek, piąteczek, piątunio. I dzisiaj też by tak wyglądał, dopóki Aphrodi nie wrył mi się przed słowo "piątek". Pół miasta biegł, żeby dobiec do Akademii Królewskiej i... no właśnie. Co?
- Nad czym tak myślisz? - zagadał z głupim uśmiechem, szturchając mnie w ramię.
- Nad tym, dlaczego chciało ci się biec tyle kilometrów do mnie - odpowiedziałam patrząc przed siebie, lekko marszcząc brwi.
- Bo chcę ci dziś kogoś przedstawić - wytłumaczył. - To mój przyjaciel. Uznałem, że dobrze będzie, jeśli będziecie się znać.
- Byron, bez obrazy, ale nie chcę nikogo poznawać. Bardzo dobrze o tym wiesz, że w piątki chcę być już w domu - jęknęłam cicho, rozbrojona wymówką przyjaciela.
- Polubisz go - zarzucił włosami do tyłu i złapał za rękę. - Chodź.
Aphrodi ciągnął mnie przez jakiś czas do parku, w którym znajdował się owy kolega na śmierć i życie. W duchu zaczęłam myśleć kim on może być, jak wygląda oraz jaki ma charakter. Głowa roiła się od pomysłów, ale tylko jeden z nich prawdopodobnie okaże się prawdziwy. Kiedy już prawie byliśmy na miejscu zaczęłam się lekko stresować. Każdy mi mówi, że poznawanie nowych osób przychodzi mi łatwo, jednak przed tym zawsze trochę się stresuję.
- To ten! - wskazał Love na chłopaka, który stał na małym mostku.
Pod wpływem głosu blondyna, odwrócił się w naszą stronę. Ubrany w stonowane kolory oraz charakterystyczną skórzaną kurtkę chłopak, zbadał nas wzrokiem. Jego bordowe włosy opadały na ramiona, a blizna na czole dodawała jedynie uroku. To był Hera Tadashi. Od razu poczułam na moich policzkach rumieńce, które dawały znaki o obecności.
- Byron - szepnęłam wpatrzona w Herę - przecież ja go znam.
- Ale nie osobiście - powiedział szybko i pociągnął mnie w stronę bordowowłosego.
Faktycznie, parę razy grałam w meczach z nim, ale nigdy nie rozmawialiśmy. Głównie odbieraliśmy sobie nawzajem piłkę na boisku, niż konwersowaliśmy i trochę tego żałuję. Dużo razy łapałam się na tym, że ukradkiem na niego patrzyłam, lecz ani razu przed sobą nie przyznałam się do tego, że się w nim zauroczyłam.
- Hera - zaczął Byron - to jest...
- Yuzuki Asai - przerwał mu - kapitan, główny napastnik Akademii Królewskiej i twoja przyjaciółka, prawda?
- Skąd wiedziałeś? - zapytałam głupio i od razu tego pożałowałam.
- Twoja koszulka na boisku jest podpisana, z resztą Aphrodi dużo mi o tobie opowiadał - odpowiedział puszczając mi na końcu oczko.
- Racja - przyznałam cicho spuszczając głowę.
Byron zaczął krótką rozmowę z chłopakiem, a ja w międzyczasie zobaczyłam, że nasze ręce dalej są złączone. Gwałtownie ale delikatnie zabrałam dłoń chowając ją za plecami. Hera szybko zobaczył ten gest i w zamian uśmiechnął się zawadiacko.
CZYTASZ
Inazuma Eleven One Shots
FanfictionOne shoty z Inazumy Eleven pisane pod wpływem emocji, czasu i weny. Różne postacie, różne historie oraz jedna bohaterka. Uwaga! One shoty nie są pisane na zamówienie! Może zawierać sceny erotyczne!