~Rozdział 1~

14 3 2
                                    




,,Zbyt wiele spalonych mostów''


- Alec?... Alec Moore... Alec!- długa linijka trzasnęła w ławkę czarnowłosego chłopaka. Ten podskoczył przestraszony i spojrzał na nauczycielkę nic nierozumiejącym wzrokiem. Była to wysoka, dość szczupła kobieta blisko 30. Miała ciemne włosy jak i oczy które groźnie łypały spod okularów połówek, na każdego kto nie uważał na lekcji. - Skoro jesteś tak zaaferowany w lekcję Matematyki którą jak chciałabym zauważyć zdajecie na tego rocznej Maturze, to nam powiesz chociaż co to jest liczba pi?- powiedziała nauczycielka patrząc na chłopaka naglącym spojrzeniem. Czarnowłosy spojrzał na nauczycielkę wzrokiem mówiącym: ratuj mnie. Po czym spuścił wzrok i pokręcił głową.

- Nie wiem pani profesor...- mruknął chłopak. Nauczycielka zupełnie spokojna odwróciła się do reszty klasy zadając pytanie.

- Czy ktoś z tej klasy, ma w ogóle pojęcie ile wynosi liczba Pi?- zapytała a kilka rąk uniosło się ku górze. Nauczycielka westchnęła cicho i wywołała do tablicy dwójkę uczniów, na szczęście zostawiając czarnowłosego w spokoju. Chłopak znów oparł głowę na ręce, starając się nie zamykać oczu. Lecz z powodu braku snu i ciągłemu strachu towarzyszącemu chłopakowi, jego powieki zaczęły się zamykać. Tak bardzo chciałby się kiedyś wyspać... Puk puk... puk puk... Puk Puk!... Puk puk!!!

- Alec!- szept tuż koło jego ucha zbudził czarnowłosego. Niebieskooki chłopak odsunął się od niego. - Wszystko w porządku?...- zapytał patrząc z niepokojem na chłopaka. Ten spojrzał na niego nieco nieprzytomny kiwając tylko głową.

- Tak, tak... tylko trochę przysnąłem.- powiedział przecierając oczy.

-Ty nie spałeś...- wymamrotał chłopak patrząc na niego z jeszcze większym przejęciem. Czarnowłosy otworzył szerzej oczy i zmarszczył brwi. Włoski na jego rękach zjeżyły się, a jego samego, przeszła fala zimna. Powoli obrócił głowę, w stronę swojego zeszytu, z przeczuciem, czegoś bardzo... bardzo złego. Nigdy nie sądził, że ptaki mogą być straszne. Ale spojrzenie czarnej wrony, nabazgranej ołówkiem na kartce nie przywodziło mu na myśl, pozytywnych myśli...

***

Śnieg skrzypiał cicho pod nogami chłopaka, gdy w równym tempie zmierzał w stronę domu. Właściwie, nie miał najmniejszej ochoty tam wracać, zawsze było tam... tak... pusto. Dom milczał niczym zaklęta księga, w której zalęgły się mole. Korytarze zawsze wydłużały się ilekroć chciało się przebyć je jak najszybciej, zsuwając na plecy człowieka wrażenie, nienawistnego wzroku. Kiedyś tak nie było. Chłopak pamiętał te dni, kiedy dom kipiał od życia a na dworze świeciło jasne słońce. Pamiętał śmiech matki i ojca, którzy rozmawiali przy kuchennym stole popijając kawę. Pamiętał życie... a teraz, miejsce życia, zajęła pustka i przerażający chłód... chłód, które swe zimne palce powoli oplatał wokół jego gardła. Czuł chłodny powiew na karku. Czuł pustkę w klatce piersiowej. Czuł strach. Wszechobecny i paraliżujący strach, który niczym trucizna, powoli odbierał mu mowę. Powoli odbierał szanse, na wołanie o pomoc. Odbiera...

-Alec!- ponure myśli chłopaka rozwiał wesoły głos dobiegający zza jego pleców. Czarnowłosy odwrócił się natychmiast i z lekko zdziwioną miną przystaną czekając na wołającego go chłopaka. Był to niezbyt wysoki blondyn o jasnych niebieskich oczach i wesołej twarzy. Ten sam, który... obudził go, dzisiejszego dnia. Alec wzdrygnął się na wspomnienie z lekcji, a na jego twarz znów wpłynął ten dziwny wyraz zamyślenia. -Alec!- głos chłopaka ponownie przywołał go na ziemię. Blondyn nieco zdyszany od biegu przystaną obok bruneta i spojrzał na niego zmartwionym wzrokiem. Wziął kilka głębszych oddechów i wyprostował się wbijając swoje spojrzenie w drugiego. - Wszystko w porządku?...- wreszcie wydusił z siebie chłopak i nerwowo zacisnął pięści. Nie umknęło to uwadze czarnowłosego, który przerzucił wzrok z pięści na twarz rozmówcy. Po chwili ciszy wreszcie odpowiedział.

-Tak, Adam.- mruknął poprawiając plecak na ramieniu. -Wszystko w porządku.- potwierdził i odwrócił się z zamiarem odejścia, lecz blondyn natychmiast zatrzymał go łapiąc go za ramię. czarnowłosy odwrócił się do niego nieco zirytowany, lecz gdy zobaczył zmartwioną twarz chłopaka, nieco odpuścił.

-Dlaczego mnie okłamujesz?- zapytał wreszcie chłopak i powoli puścił jego ramię pozwalając swojej ręce, opaść wzdłuż boku. To przelało szalę. Brunet, nie miał najmniejszej ochoty, rozmawiać o tym co u niego i jak się trzyma. A już tym bardziej nie z nim. Zbyt wiele kiedyś ich łączyło zbyt wiele spalonych mostów, po których teraz, nie dałoby się już przejść. Prychnął cicho i zdobył się na prześmiewczy uśmiech, po czym odwrócił się i powolnym krokiem zaczął się oddalać.

-Nic mi nie jest. Przysięgam.- dopowiedział na odchodne, nie odwracając się już więcej i udając, że nie słyszał cichego: Uważaj na siebie . Dodanego jakby ze zrezygnowaniem.

Zbyt wiele mostów...

Pomyślał jeszcze, zanim całkowicie wyrzucił z głowy obraz roześmianego blondyna.

The Crow's EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz