Chapter 16

144 18 5
                                    

Tej nocy nie dałam rady już zasnąć. Cały czas odtwarzałam w głowie wydarzenia sprzed kilku godzin. Jednak moja rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości

Nieznany numer:
Mam nadzieję że nie posunąłem się dzisiaj za daleko
- Shawn

Co?! Skąd w ogóle on ma mój numer i co do jasnej cholery mam mu odpisać?!
Żadne ze słów nie pasowało żeby opisać jak się teraz czułam.

Carter:
Sama nie wiem co mam o tym myśleć...

Odpowiedź przeszła niemalże od razu.

Shawn:
W pozytywnym czy negatywnym znaczeniu?

Carter:
O tym jeszcze nie zadecydowałam

Shawn:
Musisz przestać wszystko analizować i rozkładać na czynniki pierwsze bo to Cię kiedyś zniszczy

Carter:
Było cudownie. Dziękuję za wspaniały wieczór 😘 Lepiej?

Przez chwilę wahałam się przed wysłaniem tej wiadomości, a jak już to zrobiłam poczułam się dziwne jakbym miała motylki w brzuchu.

Shawn:
Lepiej. Też tak uważam. A teraz już idź spać bo jest późno, a ty musisz odespać ostatnie noce. Dobranoc 😘 

Tej nocy zasnęłam z uśmiechem na ustach, jednak kiedy ponownie otworzyłam oczy, na zegarku była godzina 6:11. Oczywiście. Jak mogło być inaczej.

Szybko przebrałam się w koszulkę joy division, czarne jeansy, tego samego koloru sweter i trampki. Ogarnęłam się, zgarnęłam aparat i wyszłam na spacer. Nie zastanawiałam się za bardzo w którą stronę szłam. Raczej błąkałam się po ośrodku, więc zdziwiłam się kiedy przez przypadek znalazłam się przed domkiem Shawna. Jednak jeszcze większym zdziwieniem było dla mnie to że chłopak siedział na ławce przed jego domkiem obserwując mnie jak podchodzę w jego stronę. Ręce miał założone za oparcie ławki, nogi wyprostowane przed sobą, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.

- Jak ja dawno pani nie widziałem. Aż tak tęskniłaś że przyszłaś do mnie o tej godzinie?

- Nie schlebiaj sobie za bardzo. Po prostu jakoś tak wyszło że twój domek stał na mojej dzisiejszej ścieżce spaceru.

- Oczywiście. Wmawiaj sobie to. Ale jak już tu jesteś to nie chciałabyś może do mnie dołączyć? Zapraszam w moje skromne progi. - zaprosił mnie na taras, po czym zrobił mi miejsce na ławce tak żebym mogła usiąść. - Zaraz wracam - powiedział po czym szybko wbiegł do domku, żeby po chwili pojawić się z powrotem, jednak teraz trzymał w ręku rogaliki i truskawki. - Do śniadania jeszcze dużo czasu, a stwierdziłem że możesz być głodna. Jake zrobił mi wczoraj zakupy, tak więc są świeże. Jak chcesz to się częstuj - postawił na ławce między nami miskę truskawek i talerzyk z rogalikami. Złapałam jedną truskawkę, oderwałam od niej szypułkę i wyrzuciłam ją za plecy.

- Jakie one są pyszne, następnym razem też mi załatw trochę.

Była właśnie przerwa poobiednia, a ja znowu włóczyłam się bezsensownie po ścieżkach ośrodka kiedy zobaczyłam znajomą mi twarz męczącą się ze sprzętem grającym.

- Jake! Poczekaj, pomogę ci z tym.

- Dzięki - zabrałam jeden z głośników i zaniosłam go do drugiego pomieszczenia. - Mogłabyś pójść zawołać Shawna, obiecał że mi pomoże z rozstawieniem tego wszystkiego. Powinien być u siebie w domku.

- Pewnie, już idę. - odwróciłam się i poszłam w odpowiednim kierunku. Obserwowałam co się dookoła mnie dzieję, dwie dziewczyny grające w siatkówkę, chłopaka na rowerze. Przez moje obserwacje nie zauważyłam stopnia, z którego schodziłam przez co przy lądowaniu moja kostka wygięła się, a ja spadłam na ziemię. Ból, który czułam w tamtym momencie był ogromny. Próbowałam wstać jednak nie dałam rady przez głupią kostkę. Przez dodatkowy ruch zaczęła boleć jeszcze bardziej przez co zacisnęłam pięść, z której za chwilę poleciała krew z rozciętej przez moje paznokcie skóry.

- Hej! Wszystko w porządku - podbiegł do mnie zaniepokojony Shawn

- Chyba zrobiłam sobie coś z kostką i teraz nie mogę wstać. - chłopak zerknął na moją kostkę, która teraz była 2 razy większa i przybierała dziwny kolor.

- Chyba powinien to obejrzeć lekarz. Złap mnie za rękę to pomogę ci wstać. - Chwyciłam jego rękę, którą przełożył za swoją szyję, a swoją umieścił na moim boku. Powoli pomógł mi wstać i dojść do głównego budynku gdzie Jake zadecydował że muszę jechać na pogotowie i mieć to natychmiast opatrzone, jednak nie było wolnych osób które mogłyby mnie teraz zawieść, dlatego na ochotnika zgłosił się nie kto inny jak sam Shawn. Chłopak szybko pobiegł do swojego domku po portfel i kluczyki do swojego samochodu. Ja za to w międzyczasie dostałam lód, aby trochę pomóc mojej spuchniętej kostce.

***

Sorki że tak długo czekaliście, ale się przeprowadzałam i nie za bardzo miałam czas.

The wombats - Tokyo

Mendes CampOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz