Rozdział 1

29 1 0
                                    

Promienie słoneczne padają na moją twarz. Czuje w powietrzu lekką wilgoć. Wiem że, ten dzień nie będzie się niczym różnił od poprzednich. I znowu ta nieznośna cisza... Cisza która aż piszczy w uszach. Nic się nie zmieni dzień jak co dzień. Bo co by miało się zmienić?

- Nathan... Nathan... Nathan pobudka . Już świta.

- ...Jeszcze 5 minut mamo... - Westchnąłem od niechcenia.

- Wstawaj nie mamy na czasu na wygłupy. -Powiedział z lekkim zdenerwowaniem

- No już , już... Nie możesz dać mi nawet dodatkowych pięciu minut snu Jacob?

- Dobrze wiesz że nie. Poza tym i tak budziłem cię pięć minut – Powiedział ze znudzeniem

Byliśmy w jakiejś opuszczonej szkole w Sali biologicznej

- Ogarnij się i widzimy się na dachu – po czym poszedł w kierunku drzwi.

Odetchnąłem z ulgą – Nareszcie sobie poszedł.

- AAAA!

Krzyk dobiegał zza drzwi

- Co się stało ?- Spytałem zrywając się na nogi biorąc przy tym colta z kieszeni.

- Ra... Ratuj! -

Wycelowałem pistolet n i podchodząc nie spuszczałem nich z oka. Serce zaczęło mi szybciej bić, coraz bardziej dociskałem spust. Krok za krokiem czułem że przypływ adrenaliny. Stałem metr od klamki, wyciągnąłem rękę żeby złapać za rączkę. I w tym momencie poczułem dotyk na prawym ramieniu.

W ułamku sekundy odwróciłem się i wycelowałem prosto w głowę.

- WITAJ !

Strzał...

- O nie... co ja zrobiłem... - W głowie pojawiało się tysiące czarnych myśli, A jeśli to był jeden z ocalałych? A gdyby chciał nam pomóc przetrwać ? A może chciał się spytać o drogę ? A ja go od tak zastrzeliłem...

- Ej...Ej...Spokojnie kowboju – Śmiejąc odpowiada Jacob wychylający się zza czaszki plastikowego szkieletu, a bardziej tego co z niej zostało.

- Prawie cię zabiłem! - Odpowiadam cedząc przez zęby.

- Prawie robi dużą różnice – Odpowiada dalej się śmiejąc się.

- Ha ha ale ty jesteś zabawny – Patrzę na niego z zażenowaniem. – Już lepiej chodźmy na dach nie marnując żadnych naboi.

Na dachu wyjęliśmy mapę i lornetkę by uzgodnić w którą stronę mamy się udać by znaleźć jakieś zapasy na przynajmniej dwa dni.

- Myślę że tu będzie idealnie – Wskazał palcem na mapie lokalny sklep spożywczy

- To nie najgorszy pomysł, tylko musimy się spieszyć zanim ktoś nas wyprzedzi – przytaknęliśmy sobie głowami po czym spakowaliśmy się i ruszyliśmy do wskazanego miejsca.

-    -    -    -    -

Z Jacobem spotkałem się przypadkowo dwa lata temu w pewną noc... Po wybuchu epidemii wszyscy stracili łączność ze światem. Każdy który chciał nadać sygnał przez radio marnował tylko swój czas. Leków i bandaży było bardzo mało a ludzi z potrzebami nie brakowało. Można było uznać za walutę posiadanie paru małych plastrów na zacięcie się nożem.

Tej nocy ja razem z ludźmi próbowałem dostać jakikolwiek z lekarstw. Podczas gdy biegliśmy do pobliskiej apteki, po drodze trafiliśmy na grupę zarażonych co przyniosło kolejne straty w ludziach to był pierwszy moment gdy zobaczyłem jak ktoś ginie... To była dosyć młoda kobieta, przynajmniej tak ją zapamiętałem bo po rozszarpaniu wyglądała jak coś co uciekło z worka na zwłoki, nie przypominała już wyglądem człowieka tylko jakiś zdeformowany kawał mięsa który ktoś zaczął jeść ale zostawił w połowie konsumpcji. Nie mogłem przeżywać tego bardzo długo bo skończył bym podobnie.

RadioactiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz