Rozdział 4

21 2 1
                                    

Obudziłem się na czymś twardym. Otworzyłem oczy. Pierwsze co rzuciło się w oczy szara betonowa rozwalająca się podłoga przylegająca do mojej twarzy. Rozejrzałem się dookoła. Ściany nie były pomalowane tak samo ponure jak reszta otoczenia, z sufitu zwisała mała żarówka, która co jakiś czas gasła na dwie sekundy. Z jednej strony pomieszczenia zamiast ściany była wielka krata z drzwiami przypominające te w więzieniu. Wstałem na nogi, nagle poczułem jakby cały pokój zaczął się kołysać. Dostałem torsji ale w odpowiedniej porze je przełknąłem. Fuj, dlaczego to ma taki smak? Straciłem równowagę. Zrobiłem dwa kroki w stronę ściany i przytrzymałem się barkiem. Wszystko mnie bolało.
Usłyszałem z naprzeciwka jakieś słowa nie mogłem zrozumieć co znaczyły. Co się ze mną dzieje?

- Co? Kto to? – powiedziałem skręcając się z bólu.

- Widzę, że ktoś ma kiepski poranek. – Odpowiedział damski głos. Od razu go rozpoznałem to była ta dziewczyna z areny - Przynajmniej żyjesz. Ciesz się, nie każdemu się to udaje. Pewnie się czujesz jakbyś był przetrawiony przez umarlaka, to minie. Domyślasz się dlaczego się teraz tak czujesz ?

- Narkotyki? – spytałem zsuwając się plecami o ścianę aby usiąść.

- Tylko nie jakieś zwykłe narkotyki. Jedne z lepszych i zarazem najgorszych w mieście. Czułeś ten zastrzyk energii? A teraz masz tak zwany, zjazd. A ciało boli cię od siniaków pozostawionych od strażników, albo przydupasów Aleksandra jak ja wolę ich nazywać. A jak ty ich nazywasz zostaw dla siebie...

- Po prostu świetnie... Ehh. Jak mam do ciebie mówić ?  Masz jakieś imię? Czy mam do ciebie mówić jak reszta? -Powiedziałem starając się ukryć ból.

- Zwracaj się do mnie jak chcesz... Ty nazywasz się Nathan? Tak? Ten drugi, kiedy się obudził i wstał z podłogi zaczął coś wykrzykiwać ,,Gdzie jest Nate?" i coś tego typu.

- Widzę, że Jake nie mógł wytrzymać bez gadania... - szepnąłem sam do siebie – Tak. Nathan. Zauważyłem jak na mnie patrzyłaś, wtedy na arenie. Więc zrozumiałem, że mam skłamać.

- To dobrze zrozumiałeś. Może nie jesteś taki tępy za jakiego cię uważałam. Hah. Może będziesz nam przydatny... - zamilkła. 

- To jak tu się znalazłeś ? – spytała się szybko przerywając ciszę.

- Zanim zacznę. Powiedziałaś że przeżyłem jako jeden z niewielu, czyli nie tylko ja tu trafiłem.
I nie chodzi mi tu o Jake'a. Ilu było tu przed nami? – Spytałem się czując jak ból ustaje.

- I tak tu pewnie długo nie pożyjesz, więc w sumie. Co mi szkodzi? Przed tobą było tu już setki. Każdy z nich ginął. Tylko paru tu dotarło . Skoro przeżyliście to znaczy, że niedługo będziecie mieć następną walkę. No i oczywiście jesteście zaproszeni, a puki co to tylko ty na ,,ostatnią ucztę'' czyli jak możesz się domyślać ostatni posiłek. Niedługo przyjdą strażnicy i cię zabiorą prosto do Aleksandra...

- Dzięki za pomoc. - dziewczyna milczała – A ty już długo...?

- Nie nagadałeś się jeszcze? Weź się już ode mnie odczep. To był pewnie dla ciebie ciężki dzień. Radzę ci odpocząć. - powiedziała szybko nie dając mi dokończyć zdania i położyła się na swoim łóżku zawieszonym na ścianie.

Nastała cisza. Nie wiedziałem czy dalej się dopytywać. Mogłem spodziewać się tylko braku odpowiedzi z jej strony. Usłyszałem kroki i podśmiewanie się. Widziałem nadchodzące cienie. Strażnicy.

- Anders. Wstawaj idziesz z nami. Masz zaproszenie na wielką ucztę. – Chudszy z nich plunął w ziemie z pogardą – Jak chcesz możesz zostać tutaj a my zjemy za ciebie. Co ty na to? – Obydwaj zaczęli się śmiać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 02, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

RadioactiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz