Jedenaście

198 23 62
                                    

Jeśli miałem w ogóle jakiekolwiek plany, by skrócić swój urlop z powodu Audrey, to szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Może i zaręczyła się z Masonem, ale jej zachowanie po tym wszystkim było co najmniej dziwne. Otworzyła się przede mną, przestała zgrywać niedostępną Królową Lodu i chyba dała mi zielone światło.

Wiedziałem jednak, że muszę wziąć się w garść i przestać tyle o niej myśleć. Postanowiłem też w końcu odwiedzić Willow i jeszcze raz spróbować z nią porozmawiać o Mannym. To było priorytetem, nie moje skołowane serce, które niepotrzebnie biło szybciej na samą myśl o Audrey.

Dlatego w poniedziałek około południa, gdy byłem pewien, że Manny akurat znajdował się w szkole, przespacerowałem się przez niemal całe Blaine pod dom Willow. Już przy furtce zobaczyłem pracującą w ogrodzie Audrey; mimo że świeciło słońce, nadal było chłodno, dlatego dziewczyna pochylała się nad rabatką w grubym czerwonym swetrze i ogrodniczkach z długą nogawką.

Jak zwykle czujnie popatrzyła w kierunku płotu, gdy tylko zamknąłem za sobą furtkę z głośnym trzaskiem. Serce zabiło mi szybciej, gdy zobaczyłem, że uśmiechnęła się łagodnie na mój widok.

O mój Boże, wyglądała tak pięknie, że na moment zapomniałem, po co tu przyszedłem.

– Cześć, Blythe – przywitała się promiennie, poprawiając włosy, a potem szybko się wyprostowała i znowu przybrała świetnie wyćwiczoną, obojętną minę. – Co cię tu sprowadza?

– Cześć, Audrey – odpowiedziałem równie pogodnie, na co zareagowała wywróceniem oczami. – Przyszedłem odwiedzić Willow. Jest może w domu?

Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że w jej oczach znalazłem przebłysk zawodu, ale pewnie mi się przywidziało.

– Jest, chyba widziałam ją niedawno na dole w salonie. Pan Casimir jest w boksie, niedawno zachorował jeden koń i przyjechał weterynarz.

Patrzyła na mnie nieco podejrzliwie, jakby chciała o coś zapytać.

– Blythe... – zaczęła niepewnie, wbijając wzrok w czubki pobrudzonych ziemią kaloszy. – Czy ciebie i panią Willow nie łączyło... coś więcej?

Wyraźnie czuła się niekomfortowo, bo nawet nie patrzyła mi w oczy. Ja natomiast zastanawiałem się nad odpowiedzią, przecież nie chciałem okłamywać Audrey. Wolałem jednak przemilczeć kwestię Manny'ego, żeby nie uciekła ode mnie z krzykiem.

– Owszem, byliśmy kiedyś parą, ale nic już nas nie łączy. Skąd to pytanie?

Audrey wyglądała, jakby chciała stąd jak najszybciej wyparować.

– Nie powinnam się wtrącać... – Wyglądała na nieco zdenerwowaną; zaczęła sobie wyłamywać palce i musiałem się powstrzymać, by nie wziąć jej za rękę w uspokajającym geście. – Ale przypadkiem słyszałam, że kilka dni temu pani Willow pokłóciła się z mężem o ciebie. Złościła się, że zaprosił cię do domu, by pouczyć Manny'ego gry na pianinie. Po jej tonie wywnioskowałam... że kiedyś byliście razem. Przepraszam, nie chciałam się wtrącać...

Wycofała się pośpiesznie i sięgnęła po grabki leżące na ziemi.

– Audrey, nie musisz za nic przepraszać. Porozmawiamy o tym później, dobrze? Muszę teraz pomówić z Willow, ale bardzo chętnie odprowadzę cię do domu po pracy i wtedy wszystko ci opowiem.

Cokolwiek miało oznaczać to „wszystko".

Audrey znowu się spięła, jakbym powiedział coś niewłaściwego.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Nie wyglądała na przekonaną. Zmarszczyła brwi i posłała mi dziwne spojrzenie, pod wpływem którego ugięły się pode mną kolana. – Jestem teraz zaręczona. Wiesz, że w Blaine ludzie uwielbiają plotki... Gdyby Mason się dowiedział, że z tobą spaceruję... nie byłby zadowolony.

Zakwitły narcyzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz