Rozdział 8. Finn

594 88 6
                                    

Nie chciałem wracać ani na imprezę, bo po wytrzeźwieniu wcale mi się nie podobało ani do domu, bo wiedziałem, że zanim przekroczę próg, mama rzuci się z serią pytań. Żadna z tych wizji mi się nie podobała. Najchętniej zostałbym z Hope i... Właśnie. I. Co mieliśmy razem robić? Wiedziałem, że chciała ode mnie wyciągnąć informację na temat mojej osoby, a ja nie chciałem, by ktokolwiek o tym wiedział. Nawet mama nie znała wszystkich szczegółów na temat mojego wypadku, mimo tego zareagowała, jak się spodziewałem. Agresja, płacz, krzyk, wywalenie ojca z domu. A to tylko dlatego, że dowiedziała się, że ten wypadek był tylko z jego winy. Nie wiedziała o tym, co robił wcześniej i później. Milczałem na ten temat. Kochała go i ją wiele to kosztowało, by się zbuntować. Nie miałem zamiaru dolewać oliwy do ognia.

— Chcesz coś porobić? — zapytała nagle Hope, szkicując blask księżyca odbijający się w jeziorze. Jej ruchy były płynne, pełne gracji i pewności.

— Nie.

— Chcesz wrócić do domku? Albo do siebie?

— Ani to ani to.

— Okay. To posiedzimy sobie. Przeszkadza ci to, że szkicuję?

— Nie. Podoba mi się ten widok. Mogę popatrzeć, prawda?

— Mhmm.

Musiałem się wysilić, by przybliżyć się do niej. Koła wózka ugrzęzły w piasku. Dłonie ślizgały się po kołach, nie mogłem ich przesunąć. Sapałem, zrobiłem się cały czerwony z wysiłku, ale nie dałem rady. Moje ręce były zbyt słabe. Hope odwróciła się w moją stronę i widząc mój problem, przysunęła się do mnie, ustawiając się tak, żebym bez problemu mógł widzieć, to co robiła.

— Nie jest ci za ciemno? — zapytałem. — Wzrok sobie popsujesz.

— Noszenie okularów nie może być takie złe. A gdybym miała lepsze światło, nie miałabym takiego widoku.

Bałem się dotykać swojego portretu, nawet po tym, gdy dotarliśmy do domu, po oprawieniu w ramkę. Znalazła nas Jordan z zarzuconą koszulą Kellera. Miała rozpuszczone włosy. To śmieszne, ale dzięki temu wydawała się bardziej kobieca. Dosięgały jej prawie do ramion, układały się w ładne kaskady, zwijając się w przeróżne strony na końcach. Może to przez wilgoć? Keller stał tuż za nią, z zaróżowioną twarzą. Oboje mieli podobne miny, poważne, zmęczone.

— Chodźmy do domu, Hope — powiedziała Jordan. To bardziej prośba niż rozkaz. Nie uraczyła mnie ani jednym spojrzeniem. Spoglądała to na swoją przyjaciółkę, to na chłopaka, który położył dłonie na rączkach wózka.

— Chcę dokończyć szkic... — zaczęła się sprzeciwiać Hope.

— Proszę — przerwała jej.

Keller nachylił się do blondynki i coś powiedział jej na ucho. Ona na niego spojrzała szeroko otwartymi oczami i skinęła głową energicznie. Wzięła swoją torebkę z piasku, otrzepała sukienkę, schowała notes i podała rękę Jordan, która ją ujęła. Keller szarpnął wózkiem, wyswobadzając koła. Stęknął z wysiłku. Szybkim krokiem ruszył ku wydeptanej ziemi, a dziewczyny ruszyły za nami.

— To tyle z tej imprezy? — szepnąłem do chłopaka.

— Finn, nie przeginaj — ton miał ostry, ale także zmęczony. — I tak przeholowałeś, stary. Jak ja mam to wyjaśnić twojej mamie, co?

— Najlepiej wcale — zdecydowałem. — Ona nie musi wszystkiego wiedzieć.

— Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, że ktoś się tobą przejmuje — odezwała się nagle Jordan, patrząc na coś w oddali.

— Ma rację — przyznał jej Keller. — Powinieneś się cieszyć z tego, jaką masz rodzinę.

Spiąłem się, myśląc o swoim ojcu. To przez niego wylądowałem na wózku. Miałem się cieszyć, mając kogoś takiego w rodzinie? Kogoś, kto chciał zrobić swojemu dziecku krzywdę? Zacisnąłem usta i nic nie powiedziałem.

Hope się z nami pożegnała, a Jordan stanęła przed Kellerem, patrząc mu prosto w oczy z dziwnym wyrazem twarzy. Była prawie tego samego wzrostu, co on. Uśmiechnęli się, a on odgarnął jej włosy z twarzy. Nachylił się i coś jej szepnął na ucho. Ona skinęła głową i odeszła bez słowa. Otworzyła przed Hope drzwi auta i kiedy się umościła, usiadła przed kierownicą. Keller pomógł mi zająć miejsce, zapiąć pasy i ruszyliśmy.

— Nie wiedziałem, że przyjaźnisz się z Jordan.

— Sporo rzeczy nie wiesz o tym miasteczku, Finn.

I na tym skończyła się nasza rozmowa w aucie.

Przed domem pomógł mi wsiąść na wózek, pchał go aż pod same drzwi. Złożył mamie raport na temat imprezy, nie wspominając, że piłem i odjechał. Mama usatysfakcjonowana opowieścią chłopaka, nie pytała mnie zbyt dużo, bardziej o odczucia i czy kogoś poznałem.

— Tak, Hope. — I podałem jej rysunek, kierując się do kuchni, by się napić wody.

Przyglądała się szkicowi dobre parę minut. Kiedy się otrząsnęła, nie zadała żadnego pytania. Zeszła do piwnicy, przewróciła kilka pudeł, a kolejne przeszukiwała aż znalazła idealną ramkę z surowego drewna. Następnie pomogła mi się rozebrać i przejść do kabiny prysznicowej. Zostawiła mnie samego pod kaskadą wody. Mimo że nie siedziałem na ziemi, miałem wszędzie mnóstwo piasku, nawet w spodniach, ale najwięcej we włosach. Wyszorowałem się porządnie, nieświadomy gładząc kikut. Zaczął cholernie boleć, swędzieć od środka jakby do mojego wnętrza wdarły się robaki. Okropne uczucie. Wiedziałem, że samo nie przejdzie, dlatego porządnie się wyszorowałem, umyłem włosy i po wyjściu spod prysznica, wziąłem mocną tabletkę przeciwbólową, schowaną na czarne godziny za lustrem. Od razu zgasiłem światło i poszedłem do łóżka, udając przed mamą, że całe te spotkanie strasznie mnie zmęczyło, mimo że nie było jeszcze północy.

— Dobranoc, Finn. Śpij dobrze. — Ucałowała mnie w czoło, otuliła szczelniej kołdrą, uważając na bolące miejsce, przestawiając wózek tak, żebym mógł samodzielnie na niego wejść i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Kręciłem się na łóżku, nie mogąc znaleźć wygodniej pozycji. Kręciłem się, wierciłem, starając się choć na chwile zasnąć. Choć trochę odpocząć. Jednak w tej chwili moje ciało znowu mnie zawiodło. Leki nie działały, nie mogłem uspokoić myśli, a gdy zamykałem powieki, widziałem smutną i zmęczoną Jordan, Hope albo Jordan z Kellerem, gdy jej coś mówił na ucho. Co to mogło być? Jakie tajemnice mogli mieć przede mną? Zresztą, co to mnie powinno obchodzić? Znaliśmy się niecały dzień, nie musieli mi się z niczego zwierzać. To, że chciałem poznać wszystkie sekrety miasta, nie oznacza, że miałem to zrobić.

Jednak za niecały rok miałem poznać wszystkie grzeszki swoich nowych znajomych. Wiele bym dał, żeby powrócić do tego stanu nieświadomości i żeby nigdy nie napotkać Hope na swojej drodze, bo to przyniesie mi samo cierpienie.

Nie móc cię dotknąć ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz