Nie czułem wyrzutów sumienia, mimo że spieprzyłem Jordan życie. Byłem święcie przekonany, że to tylko i wyłącznie jej wina, a ja po prostu ją ukarałem. Jednak czy ta chora satysfakcja, radość z jej cierpienia mi wystarczała? Na pewno nie. Pragnąłem więcej i więcej. Chciałem, żeby Keller wyrzucił ją za drzwi, tak samo jak rodzice; by nie miała gdzie mieszkać; by w szkole nastolatkowie, nauczyciele, obserwowali każdy najmniejszy ruch Jordan, a gdyby popełniła błąd, śmialiby się z niej; by nikt nie chciał z nią rozmawiać; by nikt z drużyny koszykarskiej nie chciał jej podawać. Pragnąłem wykluczenia społecznego. To chyba wystarczająca kara. Samotność wśród ludzi, których miało się na wyciągnięcie ręki. Widząc ich niechęć do własnej osoby, znienawidziłaby siebie. Przez myśl mi przemknęło, że może przez to popełniłaby samobójstwo, ale mnie to nie obchodziło. Pragnąłem jej krwi, cierpienia. Nic więcej mnie nie obchodziło.
Chciałem cofnąć czas. Chciałem ponownie się znaleźć pod oknem Kellera, by wykrzykiwać różne wyzwiska. Jednak użyłbym mocniejszych słów, zaangażował w to sąsiadów, którzy mnie obserwowali. Nie dałbym się mamie tak prosto poprowadzić do samochodu. Wrzeszczałbym jeszcze głośniej, na tyle, by Hope w szpitalu mnie usłyszała, by wiedziała, że karałem osobę, przez którą musiała umierać. Wtedy myślałem, że byłaby z tego zadowolona. Pragnęłaby tego samego, co ja. Nie myślałem o ich wieloletniej przyjaźni, którą pielęgnowały na każdym kroku. Liczyła się tylko zemsta i mój ból.
Chciałem odwiedzić Hope w szpitalu, naprawdę. Jednak, gdy przyjechałem tam drugi raz, lekarz po prostu mnie nie wpuścił. Leżała w pojedynczej sali, a rodzice siedzieli przy łóżku, trzymając ją za ręce. Oddychała przez rurkę wsadzoną do nosa. Spała. Maszyny piszczały, zapisywały różne rzeczy. Wydawała się taka maleńka w szpitalnej koszuli, na ogromnym materacu, z włosami mokrymi od potu. Na białym materiale dostrzegłem krew. Tylko tyle zdążyłem zauważyć przez szybę w drzwiach, zanim podszedł do mnie lekarz w białym kitlu.
— Kim jesteś? — zapytał, stojąc tuż za mną. Podskoczyłem na wózku, odwracając się w jego stronę. Na kolanach trzymałem dwie rzeczy: bukiet kwiatów oraz czekoladki, które kupiłem sam. Mama jedynie mnie przywiozła zaraz po zajęciach. Poprosiłem o to, a ona się zgodziła.
— Jestem przyjacielem Hope. A pan...?
Lekarz, starszy mężczyzna, łysiejący, siwy, gruby, z ogromnymi okularami na nosie w kształcie kartofla, spojrzał na mnie a następnie na papiery, które trzymał w dłoni.
— Jestem prowadzącym lekarzem w przypadku choroby Hope...
— Tyle mi wystarczy — przerwałem mu.
— Nazywasz się może... Jordan?
Poczułem się tak jakbym dostał w twarz. Musiałem się uspokoić, opanować, ugryźć w język, by nie powiedzieć czegoś, czego mógłbym żałować.
— Nie. Nazywam się Finn — siliłem się na spokojny głos.
— Och, przepraszam za pomyłkę... Hope nigdy nie... — przerwał nagle. Mógł skończyć, wiedziałem, co chciał powiedzieć.
— Nie wspominała o mnie, prawda?
— Niestety nie... Często wspomina, gdy jest przytomna, o Jordan. Myślałem, że może to ty... Ucieszyłaby się, gdyby usłyszała, że przyszła.
— Jordan jest dziewczyną — wyjaśniłem. — To jej najlepsza przyjaciółka. To znaczy była.
Spodziewałem się, że chciałby ciągnąć temat ich przyjaźni, ale tego nie zrobił. Nie łapał mnie za słówka, tak jak się spodziewałem. Ze spokojem przyjął moją odpowiedź i pokiwał głową, nie patrząc na mnie. Spoglądał w malutkie okienko, na drobną, wychudzoną Hope z tłustymi, mokrymi włosami od potu. Chciałbym ją zapamiętać jako zdrową, pełną energii, wigoru dziewczynę. Ale nie mogłem. Ten obraz wrył mi się w pamięć, mimo że dokładnie jej nie widziałem. Zacisnąłem palce na podłokietnikach, starając się uspokoić kołatanie serca na tę myśl. Pragnąłem jej dobra, zdrowa, przyszłości ze mną, a zostało nam to brutalnie odebrane przez rzeczywistość, chorobę, na którą sobie nie zasłużyła. Jordan mogłaby zachorować, umrzeć — nie ruszyłoby mnie to. Ale to Hope. Moja Hope. Moja...
CZYTASZ
Nie móc cię dotknąć ✓
General FictionPod koniec XX wieku wszyscy mówili o dwóch rzeczach: HIV i homoseksualistach. Miłość może uleczyć, o tym przekonał się niepełnosprawny Finn, który od wypadku nienawidził swojego życia. Cierpiał, dlatego otaczający go ludzie, także musieli czuć to c...