Przeklęte Dropsy

77 4 3
                                    

Syriusz Pov.

- Co jest do cholerci? Kto śmie mnie budzić!! - wrzasnąłem wściekły. Jakim prawem ktoś mnie zbudził o 8 nad ranem, przecież to dopiero noc! Nie wspominam już, że jest sobota, więc żaden członek Brygady Starego Dropsa (czytaj nauczyciel) nie może mi nic zrobić. W takim razie kto był takim bezdusznym potworem!

Powoli otworzyłem oczy, chcąc jeszcze na chwilę pozostać w krainie marzeń, ale bylem świadom, że mam do czynienia z jakimś okrutnym dręczycielem, więc byłem gotowy do ataku. Może i ten atak nie był zbyt dobry, ale kto się nie wystraszy mojego porannego oddechu?

- No wstawaj chłopie! Dzisiaj są Mikołajki! Prezenty! - wykrzyczał mi w twarz James, a mi momentalnie przeszła mi ochota na atak, chociaż jemu też przydałoby się umyć zęby.

- Ruszaj się!! - do dormitorium wparował Remus. - Bo ci prezenty ukradnę - dokończył, a mi nie trzeba było dwa razy powtarzać, szybko zerwałem się z łóżka i pobiegłem do pokoju wspólnego Gryfonów, gdzie podobno miały być moje upragnione słodycze( inaczej prezenty ).

Mało brakowało, a zwaliłbym się ze schodów i byłyby to moje ostatnie Mikołajki. Przy kominku ujrzałem najróżniejsze słodkości. Aż ślinka mi ciekła... Jak widać Glizdogon też od dawna czekał na nie, bo nawet się ze mną nie przywitał, tylko w najlepsze obżerał się cukierkami. Popatrzyłem wymownie na resztę Huncwotów, po czym usiedliśmy na kanapie. Chwile gapiliśmy się z rozmarzeniem na prezenty, gdy nagle Petera oświeciło, by poczęstować nas swoimi dropsami domowej roboty. Szczerze mówiąc, miałem w nosie, jak zostały zrobione, chodzi tylko o to by były słodkie. Delektowaliśmy się przez chwilę, kiedy Lupin powiedział:  - Wiecie co chłopaki, mam pewien pomysł jak odwdzięczyć się    naszym ukochanym profesorkom. 

Na koniec uśmiechnął się szyderczo, co sprawiło, że z każdą chwilą byłem ciekawy co wymyślił. Po minach pozostałych poznałem, że myślą podobnie do mnie. Wszyscy spojrzeliśmy na niego wyczekująco, więc dokończył swoją wypowiedz:                                                            - A jakby ulepszyć te dropsy? 

- Sugerujesz, że nie są smaczne - obruszył się Peter, co przez jego umazaną w czekoladzie buzie wyglądało dość komicznie.

- Nie! Kretynie czy ty myślisz tylko o jednym! Miałem na myśli, żeby dodać do nich ten eliksir, który sprawiał, że człowiek zachowuje się jak przedszkolak. - odwarknął Remus. Kurde ten gość ma czasami przebłyski inteligencji. Szkoda tylko, że to nie mój pomysł. No cóż, sława musi jeszcze trochę poczekać.

- Skąd ty weźmiesz ten eliksir? - spytał James. Jego kretynizm czasami nawet mnie zaskakiwał.

- Czyżbyś nie słuchał Slughorna? - zaśmiałem się szyderczo, a Jamesa na ten tekst jakby oświeciło.

- Faktycznie, sorry, ostatnio jestem trochę rozkojarzony - odburknął, chyba trochę obrażony.

- Ej, chłopaki o 9 mamy być o Zgreda - powiedział Pettigrew, co sprawiło, że poderwaliśmy się z mięciutkiej kanapy, zwalając słodycze. - Chłopaki, to wy się ogarnijcie, a ja zgarnę prezenty - zaproponował Szczurowaty, a my tylko przytaknęliśmy, po czym polecieliśmy się szykować. Przecież włosy same się nie ułożą, nie?

Po 20 minutach wreszcie byliśmy gotowi do wyjścia. Dumny z siebie, że tak szybko się wyszykowałem, skierowałem się ku portretowi Grubej Zołzy ( przez niektórych nazywana Grubą Damą ). Wybiegliśmy z dormitorium i pędziliśmy korytarzami, popychając biedne dzieciaki, które weszły nam w drogę.

Dopiero po jakiś 10 minutach morderczego biegu stanęliśmy u wrót Komnaty Bazyliszka ( czytaj gabinetu Slughorna). O dziwo drzwi były uchylone, a po Zgredzielcu nie było ani śladu. Oczywiście wykorzystałem tą sytuacje i wślizgnąłem się do gabinetu.

Zdiagnozowani Wariaci || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz