Prawdziwa twarz Slughorna

119 6 2
                                    

~James Pov~

- Syriusz, James, Remus, Peter do mojego gabinetu, już!!!- krzyknął Dumbledore.

- Ups, chyba się wydało.- szepnął, podśmiewując się Syriusz.

Tak więc, we czwórkę posłusznie poszliśmy do gabinetu dyrektora. Stał tam on razem ze wściekłym Slughornem. Najwyraźniej psikus się udał.

- Który z was jest odpowiedzialny za jakże piękną podobiznę pana profesora?- spytał się dyrektor
Na co my jednogłośnie:
- Peter!!!

- Nie no znowu?!? Nie tak się umawialiśmy chłopaki!- bronił się Glizdogon.

- Sorry bracie takie życie - ponownie zaśmiał się Syriusz.

- Dość tego!!! Jeżeli zaraz się to nie wyjaśni całą wasza czwórka zostanie zamknięta w lochach zamku!!! - Slughorn chyba naprawdę się wkurzył.

- Myślę, że to ja powinnam wyznaczać kary moim uczniom, profesorze - odezwał się zimny głos, w którym dało się wyczuć nutkę złości. Nikt nawet nie zauważył kiedy McJędza wślizgnęla się do gabinetu.

- Czemu zawsze jak coś się dzieje, jest tam wasza czwórka? Co znowu zrobiliście?! - mało brakowało, a zaczęłaby na nas wrzeszczeć.

- Namalowali MOJĄ karykaturę na drzwiach Wielkiej Sali jakąś niezmywalną farbą!

- Czy to był może Spray Wiecznego Koloru z sklepu z psikusami w Hogsmeade? - spytał się Dumbledore.

- Tak....

- Genialne!! Czemu ja na to nie wpadłem! - krzyknął podekscytowany staruszek.

- Proszę nie zapominać, że ja jestem tu ofiarą! To mnie namalowali!

- Profesorze? Ale skąd Pan wie, że to pan? - zachichotał Lunatyk.

- WY MAŁE NICPONIE!! Koniec tego! Szlaban na cały miesiąc! - zaczął drzeć się i wymachiwac rękami Slughorn.

- Kiedy wy się wreszcie nauczycie! To już wasz 5 rok! - dołączyła się McGonagall.

Zekrnęliśmy na Dumbledore. On jak gdyby nigdy nic chichotał. Spojrzelismy na siebie nawzajem i wybuchnęliśmy śmiechem.

- Wyjdźcie! I nie pokazujcie się mi się więcej na oczy!! - darł się Slughorn.

- Ale mamy z profesorem za godzinę lekcję - zachichotał Black.

- WYJAZD! ALE JUŻ!!

Nie było sensu dłużej z nim dyskutować, więc szybko wybiegliśmy z gabinetu i ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Mój organizm domagał się tylko jednego..... JEDZENIA.

Gdy stanęliśmy już pod drzwiami, Remus powiedział:
- Prawdziwa twarz Slughorna!

Spojrzeliśmy jeszcze raz na nasze dzieło. Twarz Slughorna była cała czerwona, oczy były dziwnie skośne, zęby jeśli można je tak nazwać były żołte, a z nosa ściekał wielki zielony glut.

- Faktycznie jest podobny - mruknął Peter.

Weszliśmy do sali. Długie stoły były już zastawione, a sufit wyglądał jak niebo nocą.

Usiedliśmy dzisiaj trochę dalej od nauczycieli, aby Slughorn mógł sobię trochę odpocząć.

Sala była już prawie pełna, brakowało tylko profesorów. Remus, Syriusz i Peter śmiali się jeszcze z naszego dzieła sztuki.

Mój wzrok przykuła rudowłosa dziewczyna- Lily Evans.

Merlinie, jaka ona piękna!!! Nie mogłem oderwać od niej wzroku. W pewnej chwili jej zielone oczy dostrzegły mnie, a ja zarumieniony szybko odwróciłem wzrok. Jednak cały czas o niej myślałem.

Z transu wyrwała mnie Molly Prewett:
- James! Znowu ty i twoi kumple stracili punkty dla Gryffindoru! Czemu wy zawsze jesteście tacy nieodpowiedzialni!

- Dziewczyno uspokój się. A poza tym przyznaj, że żart się udał- odpowiedział Peter.

- A idźcie wy!- krzyknęła, machnęła ręką i wróciła do stołu.

Na stole pojawił się posiłek. Były tam: żeberka, udka z kurczaka, ryże, sałatki, surówki, a na deser lody i najróżniejsze owoce.

Zjedliśmy jedzenie i pobiegliśmy na eliksiry u Slughorna. Mieliśmy się nie spóźnić no, ale wyszło jak zwykle. Profesor już zaczął dawać wykład o rodzajach mikstur. Jego mina była bezcenna, gdy zobaczył naszą czwórkę zdyszanych, całych brudnych sosem z żeberek i głupkowato się śmiejących.

- Bierzcie podręczniki i już mi siadać w ławkach. Tylko każdy w INNYM kącie!!!

- Tak jest panie profesorze!- odpowiedzieliśmy mu chórkiem.

Nie przeszkadzały nam metry odległości. Czy on o tym nie wie?

Ledwo usiedliśmy, a Remus już składa jeden że swoich najlepszych samolocików. Jest w tym najlepszy. Po chwili pod sufitem latało tysiące takich.

Niestety Slughorn to zauważył i powiedział:

- Skoro się tak dobrze bawicie to chce abyście tą energię wykorzystali na wytworzenie antidotum dla tej farby, którą wysmarowaliście drzwi. Jak się wam nie uda, to cała wasza paczka huncwotów ląduje w lochach za to co zrobiliście. Radziłbym wam się pospieszyć, gdyż czas macie do końca lekcji.

No to teraz nam się dostało. Najgorzej, że na tamten spray naprawdę nie ma pomocy. Jedyny sposób to zamalować karykaturę. Chyba, że Lunatyk coś pomoże, jest całkiem niezły z eliksirów.

- Nawet na to nie licz James, nie potrafię tego odczarować.

Cudownie! Czyli już po nas, kaplica. Oj Filch się ucieszy. Uwielbia się znęcać nad biednymi uczniami. Zadzwonił dzwonek i tak jak to było wiadomo nie zrobiliśmy mikstury.

W oddali słyszałem odgłosy Pani Noris. Pojawił się cień mężczyzny i włochatej kotki. Szliśmy ze spuszczonymi głowami, gdy Filch niemalże podśpiewywał sobie pod nosem.

- No w końcu! Już myślałem, że nigdy nie usłyszę tych jęków uczniów zamkniętych w celach. Och, ale mi tego brakowało - westchnął Filch.

Ta, a mnie będzie brakowało słońca. Brakuje jeszcze, abyśmy stali się przez to wampirami. Chociaż nawet nie byłoby to takie złe. Jakby się tak wypiło krew tego dozorcy zrobilibyśmy dużą przysługę dla Świata Czarodziejów.

Zanim wprowadził nas do celi to wyrwał nam różdżki z ręki i włożył do szafki. Byliśmy zamknięci na klucz, bez magii i nawet bez Szachów Czarodziejów. Wspaniale umrzemy tu z nudów!

Hejka!
Pierwszy dzień i już kłopoty i to dość poważne, ale to codzienność Huncwotów.
Napiszcie jak wam się podobał nasz pierwszy prawdziwy rozdział i czy czekacie na kolejny.
Pozdrowionka💖

31.11.2019

Zdiagnozowani Wariaci || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz