Fall Out Boy
Jet Pack Bluesshe sit in a long black coat tonight, waiting for the end of downpour outside
i remember
_______________________________________
W każdy deszczowy dzień widziałam ją. Spoglądała przez okno, patrząc utęsknionym wzrokiem na nawał kropel. Nie pytajcie skąd wiedziałam, że utęsknionym i czemu patrzyłam na to okno każdej nocy. Jej oczy mówiły "kochanie, wróć do domu". Nie pytajcie także skąd wiedziałam, co mówią jej oczy. Mimo jej niemych błagań, nikt nie wrócił. I nikt nie wróci. Nie pytajcie skąd wiem. Wolałabym nie wiedzieć tego wszystkiego. Wolałabym zapomnieć, że kiedykolwiek istniała. Lub żeby ona zapomniała, że ja istniałam. Lecz tak się nie stanie, nigdy. Zawsze obie będziemy miały wkłute drzazgi z jednego drzewa w serce. Z drzewa, pod którym siedziałyśmy w każde południe, na jej czerwonym kocu, racząc się moim ciastem czekoladowym. Było idealnie. Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, prawda? Tak też było z nami. Powtarzała, że "tak będzie lepiej". Sądziła, że marnujemy swoje życie. Ja sądziłam, że to mój wymarzony sposób na zmarnowanie życia. Nadal tak sądzę. Zakładam, że ona już też.
Nie mam odwagi podejść do tych drzwi. Do drzwi, do których niegdyś mogłam pukać, aż zaczną mi krwawić knykcie. Żeby tylko ją zobaczyć. Nie mogę. Nie mogę jeszcze raz spojrzeć w te morskie oczy bez szyby. Utonęłabym. "Może kiedyś się odważę". Dobrze wiedziałam, że to nieprawda. Jestem tchórzem. Do tego zakochanym tchórzem. Co ja mogę?
Pewnej nocy, jak zwykle patrząc w jej okno, zamyśliwszy się, nie zauważyłam, że zniknęła. Przestraszyłam się. "Może poszła do łazienki?". Poczekam.
Nie ma jej od 20 minut. Zawsze patrzy równo do 22. "Może zapomniała?". Ta myśl nie była zadowalająca, chociaż teoretycznie tego chciałam.
Dzwonek do drzwi. Moje myśli podsuwają mi tylko jedną sugestię. Ona. Niepewnym krokiem podchodzę do nich. Otwieram je. Moje serce przestaje bić. To Ona. W jej charakterystycznym czarnym płaszczu. Z czerwonym kocem pod pachą. Z oczami wbitymi w moje.
- Pamiętasz?
- Pamiętam- mówię drżącym głosem, rzucając się w jej ramiona i zaraz potem powstrzymywując morze łez z moich oczu.
Zrobiłyśmy piknik. Tak, jak kiedyś. Nie. Tak jak zawsze, tak, jak powinno być.
_______________________________________
Wspaniale, ten jest jeszcze bardziej chaotyczny. NASTĘPNY BĘDZIE NORMALNY, OBIECUJĘ.
I chyba nieromantyczny tym razem.