II. Nadzieja niby umiera ostatnia

27 3 2
                                    


Nieskazitelna sala szpitalna. Dosadnie białe ściany z błękitnymi akcentami a to wszystko okraszone jakimiś malowidłami jakby miało to imitować dziecięcą salę. Gdy tylko spojrzało się niżej to niewinny wygląd sali tracił swój nieokreślony blask na widok dawno uschniętych kwiatów, pękniętych balonów z życzeniami powrotu do zdrowia. Wszystko mające pewnie powyżej miesiąca, może miało to swoje kilka lat.. każdy by się zgubił jakby miał strzelić datę postawienia tego wszystkiego. Dziś to wyjątkowo wszystko posprzątano pozostawiając zaledwie kilka karteczek z kwiatów na jednej z szafek w pomieszczeniu. 
Zrobili to dopiero po wyjściu Bakugo, nie chcąc przerywać blondynowi codziennego rytuału drzemania przy wiecznie śpiącym partnerze a wyganianie go zwykle kończyło się krzykiem, żeby się od niego odczepili bo i tak zaraz wyjdzie czy kolejnymi przekleństwami, że pewnie chcą go odłączyć. Tak, mgliste nieporozumienie wyrosło między bohaterem a szpitalem wpuszczając tylko część słów lekarzy gdy nie słyszał czegokolwiek co mogłoby go zdenerwować. Tu nie chodziło o skazanie bohatera na śmierć, dzięki darowiznom, z desperacji Katsukiego, mogli zastosować bardziej intensywne leczenie i zatrudnić do tego przypadku jednego z najlepszych neurologów na świecie. Mieli szansę go wybudzić. 

Cały personel zajmujący się Red Riot'em z coraz większym zniecierpliwieniem spoglądali na zegarki a w drżących z ekscytacji dłoniach przynosili wszystko co potrzeba było lekarzom. Kontrolowali uważnie działanie stymulatora, który wszczepili do ośrodkowego układu nerwowego, który co piętnaście minut wysyłał falę prądu. Zwiększało to prawdopodobieństwo wybudzenia w porównaniu do aromaterapii czy innej formy rehabilitacji.

-Todoroki-san? - do pielęgniarskiej klitki wszedł rehabilitant, Natsuo Todoroki, początkowo nie rozumiejący dlaczego wzrok każdego pielęgniarza i pielęgniarki skierował się na niego mającego w dłoni tylko teczkę z dokumentami.

-Coś nie tak? Przyniosłem właśnie dokumentację tamtego chłopca co przeżył wybuch w Tokorozawie. Coraz bardziej się otwiera i porozumiewa się już za pomocą migowego. - z teczki wyciągnął jeden plik kartek spięty za pomocą zszywacza. - Tutaj w sprawie tamtego zagubionego rodzeństwa. - i kolejne kartki głucho uderzyły o biurko.

-Sądzisz, że się Kirishima-san wybudzi?

-Co to za pytanie? - z zakłopotaną miną odwrócił się bokiem do personelu siedzącego w tej sali - Oczywiście, że tak, dla każdego jest szansa na powrót tym bardziej dla bohatera, który jest nieraz jedyną nadzieją dla innych ludzi. 

Zatrzęsienie aparatury, rurki, wenflony, diody wszystko tyka jakby miało za chwilę wybuchnąć. Nie wybucha, pika nadal. Nic się nie zmienia, nadal to doprowadzające do szału pikanie. Jego usta trzymają rurkę od respiratora, skóra poszarzała, a uśmiechu którym obdarowywał co dnia tłumy, nie ma.
Teraz leżał wśród biało-niebieskich ścian i czuł jak z każdą chwilą uchodzi z niego życie, inni śledzili małe kreski na monitorkach z nadzieją, że coś się polepszy. Ale monitorki jak powtórki reklam pokazują wciąż to samo, stan bez zmian. Nieprzerwanie od pięciu lat zmieniając dotąd radosne życie osób w szarą monotonię zakuwającą wszystko wokoło w pordzewiałe kajdany. Personel szpitala był chyba jedną z, jak nie jedyną, grup gdzie nikt nie spoglądał na całą sytuację w przekoloryzowanych barwach czy drastycznie czarno-białych, chociaż ich racjonalność i doświadczenie zawodowe dawało czasem do zrozumienia, że nie da się inaczej. 
Dlatego Bakugo nienawidził szpitali, wchodził nieraz w swoich zielonych okularach do sali gdzie leżał jego partner z upartą myślą, że poczuje jakąkolwiek reakcje z jego strony. Tylko Ci cholerni lekarze ściągali mu kolorowe bryle gasząc, bez złej woli, cały zapał Bakugo, który z każdą kolejną wizytą coraz bardziej marniał w oczach ale twierdził, że z nim naprawdę jest wszystko w porządku.

Proszę, obudź się || KiriBakuWhere stories live. Discover now