Christmas time, mistletoe and wine...
W samochodowym radiu rozbrzmiały słowa świątecznej piosenki. Nie mogąc już dłużej tego słuchając, Bucky przełączył na inną stacje.
... To someone special... Last Chris...
Wściekle wcisnął guzik on/off. Miał już dość tych świąt. Wszystko mu przypominało o niej. To będą pierwsze święta bez niej. Wie, że na pewno chciałaby, by odnalazł nową miłość, był szczęśliwy i o niej zapomniał. Tylko jak zapomnieć o kobiecie, którą tak bardzo kochał, a teraz jej nie ma. Pierwszy raz zasmakował aż takiej miłości. Nie wiedział, że jest to nawet możliwe by kochać kogoś tak mocno jak on kochał ją. Minął równo rok od jej śmierci. Wszystko mu o niej przypominało.
Elizabeth kochała święta. Był to jej ulubiony czas w roku. Mogła zapomnieć na chwilę o zmartwieniach, o przeszłości i skupić się jedynie na przygotowywaniach. Kochała uszczęśliwiać ludzi smacznym jedzeniem, prezentami. Kochała tą rodzinną atmosferę, kiedy zasiadali razem do bożonarodzeniowego śniadania. Mimo tego, że nikogo z grupy nie łączyły więzy krwi, czuła jakby byli prawdziwą rodziną.
Rok wcześniej, dwudziestego czwartego grudnia, grupa Avengers została nagle wezwana, w celu schwytania dawnej szychy Hydry. Od jakiegoś czasu, zajmowali się usuwaniem pozostałych członków wojennej nazistowskiej organizacji. Nie mogli przegapić takiej okazji na złapanie i wsadzenie do więzienia osoby, która przyczyniła się do śmierci niewinnych ludzi.
Ta misja miała być jak każda inna, którą wykonali w ostatnim czasie. Jednak szybko okazało się, że nie będzie to takie łatwe, jak się z początku wydawało. Zamiast kilku, było ich kilkudziesięciu dobrze, wykwalifikowanych żołnierzy. Lecz, na tym nie skończyły się problemy. Avengers nie mieli nawet czasu na przeanalizowanie ponownie planu, bo od razu podniesiono alarm w jednostce, która rzekomo nie istniała już od kilku dobrych lat, wszyscy byli w najwyższej gotowości. Jedyne co pozostało grupie superbohaterów, to walczyć.
Szło im całkiem nieźle, jak na dosyć sporą ilość przeciwników. Nie poddawali się i w dość szybkim tempie pozbyli się połowy żołnierzy. Wszyscy ramie w ramie walczyli, pomagając sobie nawzajem. Idealnie to podkreślało, że są jedną dużą rodziną, a nie tylko znajomymi z pracy.
Elizabeth, która za pomocą swojej hydrokinezy, powalała kolejno wrogów podtapiając ich lub rzucając nimi o ściany.
Bucky obserwował ją kątem oka, będąc nieopodal niej, sam walcząc. Mimo tej niepozornej budowy, gdzie wyglądała tak delikatnie, jakby najmniejszy podmuch wiatru miał ją zdmuchnąć, miała ogromne zasoby siły i energii. Zadawała pociski wrogom z takim skupieniem i precyzją, gdzie sam Bucky zazdrościł jej tego profesjonalizmu. Patrzył na nią z uczuciem i opieką.
Kochał ją.
I wtem, poczuł, że coś jest nie tak. Momentalnie zaczął szukać wzrokiem swojej ukochanej. I zobaczył, coś na co nie był gotowy.
Jeden z przeciwników, zaszedł Elizabeth od tyłu. Niespodziewała się tego, a on korzystając z zaskoczenia kobiety, dźgnął ją prosto w bok długim nożem. Wydała z siebie cichy stłumiony okrzyk. Bucky, nie zwracając uwagi na resztę, ruszył w jej stronę, zabijając żołnierza Hydry. Elizabeth upadła na zimny, goły beton. Były zimowy żołnierz ułożył jej głowę na swoich kolanach i zaczął uciskać prawy bok kobiety. Jego oczy momentalnie się zaszkliły, widząc krew wylewająca się litrami z ciała blondynki.
- Wszystko będzie dobrze- powiedział połykając łzy.
Próbował wmawiać sobie, że wszystko się dobrze skończy, że Elizabeth przeżyje i spędzą wspólnie wieczór, przy stole pełnym jedzenia, że rano obudzi się trzymając ją w swoich objęciach i spędzą razem z resztą grupy Avengers, świąteczny poranek. Tymczasem, trzymał jej słabe ciało mocno, przykładając jedną dłoń do rany, z wciąż wbitym nożem. Tak jakby bał się, że ktoś przyjdzie i ją zabierze.
CZYTASZ
CHRISTMAS TIME
FanfictionJest to oneshot Bucky x OC. Wydarzenia w książce nie są chronologiczne z filmami Marvela. Chciałabym podziękować wszystkim osobom, które pomagały i doradzały mi podczas pisania tego utworu pisane z pomocą kochanej Anusi