Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Dziś miała odbyć się akcja, która zadecyduje o losach ich przyjaciela. Akcja odbicia Severus'a Snape'a z rąk Voldemorta. Plan był dokładnie przemyślany. Czy coś może pójść nie tak?
Dotarli na miejsce. Posiadłość wydawała się być opuszczona, nieużytkowana przez lata. Ale oni wiedzieli. Wiedzieli, że ten budynek to gniazdo Śmierciożerców. Bezszelestnie przemieszali się coraz to bliżej, aby lepiej obserwować rozwój sytuacji.
- Jeśli nie wrócę za dziesięć minut, to macie uciekać, jasne? - powiedziała szeptem wysoka brunetka i po chwili przemieniła się w burego kota. Odbiegła od pozostałych uczestników akcji i podbiegła do bramy głównej. Stało tam, jak się spodziewała, dwóch wysłanników Voldemorta. Po cichu przemknęła między nimi i pobiegła wzdłuż ścieżki prowadzącej do drzwi wejściowych.
Malfoy's Manor było na prawdę pokaźnych rozmiarów. Zapewne widoczna była tylko cześć budynku, bo przecież posiadał on ogromne lochy. Wskoczyła na parapet. Bingo. Właśnie trwało spotkanie. Człowiek w czarnej szacie i masce na twarzy stał na środku pomieszczenia. Na przeciw niego stał Voldemort. Pogardliwy uśmiech widniał na jego twarzy, a poszerzył się bardziej, kiedy rzucił na postać przed sobą Cruciatusa. Mężczyzna padł na kolana wijąc się z bólu. Trwał tak jeszcze chwilę, aż zaklęcie zostało przerwane.
- Nie jesteś zbyt odporny na ból, Severusie - powiedział twardym głosem Lord Gadzia Morda. Dziewczyna słyszała wszystko nieco przytłumione, w końcu stała za szybą. Musiała wracać. Pozostali będą się martwić.
Pobiegła znów wzdłuż głównej ścieżki i niezauważona przez straż podbiegła do swoich przyjaciół. Po chwili nie stał obok nich mały kot, a wysoka brunetka.
- Severus, on tam jest. Torturował go! Musimy go ratować, proszę - mówiła cicho szlochając.
- Trzymajmy się planu, odbijemy go, gdy będą się rozchodzić - powiedziała stanowczo Poppy. Wiedziała, że nie warto improwizować.
- Poppy ma rację, trzeba czekać.. - jej słowa potwierdził Albus, który teraz tulił do siebie Minerwę.
Zapadł już wieczór, a trójka przyjaciół dalej czekała na odpowiednią porę odpoczywając pomiędzy drzewami. Ich plan był prosty. Złapać Severus'a, kiedy będzie wracał z posiedzenia do domu. Tylko, że na razie żaden ze Śmierciożerców nie wychodził. Teraz tylko Albus trzymał wartę, choć podobnie jak jego towarzyszki miał ochotę się zdrzemnąć. Wychodzą. To ich szansa.
- Dziewczyny. Poppy! Nerwi! Wstawajcie. Wychodzą! - krzyczał szeptem, aby nie usłyszeli go zbliżający się przeciwnicy.
Od razu wyrwały się ze snu i były gotowe do walki. Wyszukiwali w tłumie ciemnych włosów. Jest. Severus. Nie ma co czekać. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, wszyscy złapali się za ręce. Wyskoczyli z ukrycia, uścisnęli Severus'a i z cichym trzaskiem się aportowali. Gotowe. Uratowali go!
Snape nie bardzo wiedział co się dzieje. Był zbyt oszołomiony, żeby krzyczeć albo się wyrywać. Po chwili poczuł grunt pod nogami. Chciał uciekać, ale ktoś mocno go trzymał. Odwrócił się i zobaczył coś, czego się nie spodziewał. Trójka jego najlepszych przyjaciół stała przed nim ze łzami w oczach. Co tu się dzieje?!
- Co, co wy tu robicie? - był zły. Narażali własne życie dla jego dobra. Chyba już im powiedział? Taki jest jego wybór, w zasadzie to nie miał wyboru, ale wychodzi na jedno. Musi zostać. Musi być wierny Czarnemu Panu.
- Ratujemy ci dupsko, a teraz masz nam wszystko opowiedzieć! - powiedziała, nie, wykrzyczała na jednym wydechu brunetka. Też była wkurzona.
- Nie życzyłem sobie tego. On i tak mnie znajdzie, rozumiesz?! Przestańcie zgrywać bohaterów, bo to nie ma sensu. Znajdzie mnie wszędzie, bo mam na przedramieniu ten cholerny znak! Nie możecie się narażać, on was zabije - ostatnie słowa wypowiedział łamiącym się głosem. Był wściekły, fakt, ale nie chciał aby cierpieli. Tyle dla niego zrobili. Zawsze go wspierali, ale to już było za dużo.
- Severusie, nie puścimy cię do niego. Obronimy cię. Razem.
- Ale wy-
- Pamiętasz co sobie kiedyś przyrzekliśmy? Zawsze będziemy się trzymać razem, zawsze! Nie ma innego wyboru. Musisz zostać. - przerwał mu Albus.
Po dłuższej chwili namowy Snape w końcu uległ. Wiedział, że jak ta trójka się uprze, to nie ma co się starać.
W końcu mógł się przyjrzeć otoczeniu. Byli przy domu Hagrida, nieopodal Hogsmeade.
Posłusznie udał się za swoimi przyjaciółmi do budynku. Gdy zobaczył Rubeusa i Horacego lekko się wzdrygnął, ale po chwili na jego twarz wpłynęła kamienna maska.
- Już się martwiłem, że się nie udało - powiedział cicho Slughorn, jak zwykle cały speszony i przestraszony.
- Zwątpiłeś w nasze umiejętności? - Albus teatralnie złapał się za serce.
- Dość zabawy. Severusie! Wszystko w porządku?!
Dopiero teraz zwrócili uwagę na mężczyznę, który blady jak ściana osunął się na podłogę. W jednej chwili brunetka dopadła do jego bezwładnego ciała i chcąc go obudzić lekko klepała jego twarz.
- Odsuń się Nerwi.. - Slughorn, który do tej pory siedział cicho, lekko podwinął rękaw szaty bruneta.
Mroczny znak był zaczerwieniony i lekko pulsował. Więc Voldemort się domyśla.- Cholipka, Horacy, nie masz jakiegoś eliksiru?!
- Podaj mi torbę, szybciej!
Chłopak włożył do niej rękę i po chwili trzymał w dłoni Eliksir Słodkiego Snu. To powinno ukoić ból, bo w zasadzie będzie tak jakby martwy.. ale ważne, że nie czuje bólu.
Teraz ciemnowłosy mężczyzna leżał pod grubą warstwą kołdry, a w jego umyśle przewijały się wizje podsyłane przez Czarnego Pana. Widział swoje ciało bezwładnie opadające na ziemię z wycieńczenia. Widział rzucane na mugoli Cruciatusy, słyszał krzyki dzieci i kobiet. Chciał się wybudzić, ale nie mógł. Nie potrafił.
***
Następnego dnia obudził się bardzo wypoczęty. Pomimo całonocnych koszmarów, wyspał się jak nigdy wcześniej. Otworzył powoli powieki czując pod nimi piasek. Obraz zaczął się wyostrzać i zobaczył stojącą nad nim brunetkę. Uśmiechnął się lekko. To była jego najlepsza przyjaciółka. Pomimo, że nie chciał ich narażać, w głębi duszy pragnął, aby wydostali go z tego piekła. I chyba im się udało. Podniósł się i syknął cicho z bólu.
- Znak się jeszcze nie zagoił. Musisz odpoczywać - powiedziała ciepło dziewczyna i podała chłopakowi Eliksir Wzmacniający.
- Dzięki, Nerwi - uśmiechnął się, teraz już szczerzej i wypił na raz zawartość kubka. Lekko się skrzywił przez smak lekarstwa.
- Wszystko będzie dobrze, Sev. Obronimy cię. - położyła rękę na ramieniu chłopaka. Po chwili siedzieli w przyjacielskim uścisku. Byli ze sobą bardzo blisko, ale nie mogli być razem. Dlaczego? Długo by opowiadać.
***
Po dwóch tygodniach spędzonych w domu Hagrida, jedynym miejscu o dogodnych warunkach do leczenia, Severus w końcu mógł wrócić do siebie. No nie dosłownie, bo Voldemort wiedział, gdzie znajduje się jego mieszkanie. Na pewien czas musiał zostać w mieszkaniu Minerwy, które de facto było dla niego domem. Tak naprawdę, zamieszkanie u dziewczyny było możliwe dużo wcześniej, ale McGonagall uparła się, że nic nie jest pewne, i że jak zemdleje to nie będzie miała leków, żeby mu pomóc.
Tak więc teraz, przy pomocy Albusa i Minerwy wchodził do mieszkania. Nie było duże. Drewniana podłoga i ściany w różnych odcieniach beżu dawały ciepły, domowy klimat. Salon stanowił główną część apartamentu. Stała w nim duża, brązowa kanapa, mały stolik i regał z książkami. Naprzeciw jemu stał marmurowy kominek, który dopełniał tylko przyjazną atmosferę.
Brunet rozpakował się, wziął szybki prysznic i zasiadł na kanapie z kubkiem herbaty w ręce. Siedział tak ze swoją przyjaciółką do późnej nocy rozmawiając na wszelakie tematy i rozwiązując swoje dotychczasowe problemy.