3.

95 11 4
                                    

Natalia POV

Kiedy zobaczyłam zespół po prostu mnie zamurowało. Byłam fanką Queen od bardzo dawna, właściwie od dziecka przemykali gdzieś w moim życiu. Moim największym marzeniem było spotkanie ich na żywo, aczkolwiek pogodziłam się z tym, że to nie nastąpi (przecież Freddie nie żył od dawna, a John odszedł niedługo po śmierci Mercurego). Widząc więc delikatnie podpitą, szczęśliwą czwórkę przechodzącą przez ulicę prawie tam zemdlałam. Było mi gorąco, miałam mroczki przed oczami, nogi jak z waty i serce podchodzące mi do gardła.


Chłopcy za chwilę pojawili się za chwilę centralnie przede mną i Marcelem. Poczułam wielkie uderzenie gorąca. I w tym momencie podszedł do mnie Roger.

Wyglądał lepiej niż na zdjęciach. Kiedy się do mnie zbliżył poczułam kosmyki jego długich, blond włosów na twarzy. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale on zamknął mi je swoimi. Byłam zszokowana. Nie było tego w moich najśmielszych marzeniach, jednak szybko zrozumiałam, że to było coś, czego potrzebowałam. Zagłębiłam się chwilowo w pocałunku, jednak szybko ogarnęłam, że obserwuje mnie Marcel oraz Brian, Freddie i John. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Po chwili usłyszałam głos kociaża, który wyrwał mnie z transu.

-Zamierzasz tu tak zostać i lizać się z tą dziewczyną, Roger? - zapytał.

-Chętnie bym tak zrobił - prychnął - ale właściwie możemy przenieść tą zabawę gdzie indziej. Młody, masz wolną chatę? - uśmiechnął się do Marcela, który był równie oszołomiony co ja. Właściwie odkąd zobaczyliśmy zespół nawet na niego nie spojrzałam. Byłam jednak pewna, że był zszokowany i uradowany - zupełnie tak jak ja.

-Dla was zawsze - oświadczył i przygryzł wargę.

Parsknęłam pod nosem i złapałam z nim szybki kontakt wzrokowy.


***

Marcel POV

Prowadziłem z Natalią zespół przez ciemną uliczkę. Otaczały nas stare, podniszczone bloki i rzadko rozstawione słabe lampy. Często tędy przechodziłem, zanim odnalazłem skróconą drogę ze szkoły do mojego domu. Teraz wracałem tylko garażami - może nie była to bezpieczna opcja, ale za to jaka szybka.

Doszliśmy do mnie po jakiś 15 minutach. Była już prawie 20. Zasiedliśmy do 'stołu' (wyspy kuchennej oczywiście). Wręczyłem Rogerowi, Brianowi i Johnowi piwa, jednak sobie, Freddiemu oraz Natalii nalałem wina. Zdziwiłem się trochę, jako iż myślałem, że Mercury będzie oczekiwał whisky albo jakiegoś lepszego trunku. W każdym razie siedzieliśmy popijając ze swoich szklanek i kieliszków razem z Nati słuchając opowieści chłopaków zza kulis. Oczywiście, jako najwięksi fani prawie wszystko wiedzieliśmy, jednak mieliśmy okazje wysłuchać tego wszystkiego z ust autentycznego Queen - a tym chyba nikt by nie pogardził.

Po jakimś czasie, licząc w piwach to w połowie drugiego Roger oświadczył, że ma jakąś sprawę do załatwienia i wyszedł do ogrodu. Nie czekaliśmy długo, aż to samo zrobiła Natalia. Chyba nie było trudno stwierdzić, co zamierzają tam „załatwiać". Zauważyłem śmiech na twarzy Briana i Johna, który wymruczał też cicho, że „on zawsze kogoś złapie". No, w to nie wątpiłem.

Przeleciała kolejka bez nich, i kolejna, w ogóle „zniknęli", mogliśmy wcześniej zobaczyć przez okno - prawdopodobnie byli w szopie. Jak romantycznie. Westchnąłem głęboko i wziąłem łyk wina.
-Czemu nie ratujesz swojej dziewczyny? - zapytał mnie Freddie.
-Jeju, to nie moja dziewczyna, to tylko przyjaciółka - szybko się wytłumaczyłem.
-Oczywiście - mruknął Mercury i zaśmiał się pod nosem - to wiele wyjaśnia. Gejowsko tu - dodał jeszcze po chwili komentarz na temat kuchni.
-Chyba jesteś specjalistą w dziedzinie gejozy - odburknąłem i zaśmiałem się pod nosem.
Brian i John spojrzeli na mnie powstrzymując śmiech.
-Nie żeby coś, ale nie jesteś w błędzie - powiedział Bri szczerząc się.

Rockuwki z LondynuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz