2. Oh, Bill

920 83 91
                                    

Wstałem dzisiaj bardzo wczesnym rankiem, bowiem na dworze jeszcze było chłodno, a słońce dopiero co wschodziło. Od razu pojechałem do parku i siedziałem tak nie widząc szczególnie za dużo.

Po około dwóch godzinach siedzenia, spojrzałem na zegarek, po czym wstałem, założyłem plecak, wsiadłem na rower i pojechałem do szkoły. Gdy już byłem na miejscu, ustawiłem rower na nóżce i podszedłem do przyjaciół siedzących przed szkołą na schodach i usiadłem się bez słowa.

— Ja pierdolę, chce wakacje - Tozier zabrał głos.

— Tak jak każdy z nas, Richie - odpowiedział mu Bill.

— Co jak co, Richie, ale to dopiero trzydziesty września - powiedziałem w myślach.

Dołączył do nas Eddie, od razu wyciągając swój żel antybakteryjny.

— Co cię kurwa śmieszy? - zapytał, ewidentnie nie będąc w humorze.

Rudowłosa mruknęła pod nosem, a ja chwyciłem jego żel antybakteryjny, a gdy usłyszałem jego wydzieranie się, postanowiłem go odłożyć.

— Misiu, pysiu, puci, puci, Eds co dzisiaj taki nie w humorze jesteś? - odezwał się jego przyszły chłopak.

— Ile razy mam powtarzać, byś tak na mnie nie mówił?

— Nie wiem, ale wiem, że ruchałem Ci matkę - odpowiedział, a ja na jego słowa wywróciłem oczami. Żałosne.

— Żebym ja Cię zaraz nie wyruchał - chłopak zrozumiał to, co powiedział, po czym dodał - Żartowałem.

Powiedzmy, że Ci wierzę, Kaspbrak.

Mimo tej niezręcznej chwili wszyscy zaczęli się śmiać.

— Cóż moi drodzy, wybaczcie, ale muszę opuścić was ciałem lecz pamiętajcie pamiętajcie zawsze będę z wami duchem. - powiedział wyraźnie będąc zażenowanym sytuacją i poszedł sobie.

Reszta nadal się śmiała, jednak Richie wstał i poszedł w stronę, gdzie Eddie prawdopodobnie mógł się znajdować. Spojrzałem za nim i wzruszyłem lekko ramionami.

Każdy był pogrążony w rozmowie, jednak ja chciałem już wrócić do domu. Chciałem rzucić się na swoje łóżko i nie myśleć o niczym albo o wszystkim. Spojrzałem na każdego wzrokiem, jednak szczególną uwagę przykuł Bill. Jak zwykle. Ubrał się tak jak zazwyczaj, koszula w kratę i szorty. Mimo tego wyglądał dobrze. Uśmiechnąłem się lekko nie ściągając z niego wzroku, rozmarzyłem się. Jednak, gdy zrozumiałem, że za długo się patrzę odwróciłem się i spojrzałem przed siebie widząc jak uczniowie wchodzą do szkoły.

— Robimy coś dzisiaj po lekcjach? - zapytał Ben.

— W sumie spoko, czemu by nie. - odpowiedziała mu od razu Beverly z wielkim uśmiechem, na co ten poczerwieniał się lekko na policzkach. Ah, miłość. Bleh.

Zmarszczyłem lekko brwi, gdy bardziej wsłuchałem się w otoczenie, przez co usłyszałem pisk Kaspbraka. Wzruszyłem lekko ramionami i westchnąłem ciężko.

— Która jest godzina? - spojrzał na mnie Bill.

Mike zmarszczył brwi patrząc to na mnie, to na Billa.

— Za dziesięć ósma - odpowiedziałem.

— Przecież masz zegarek, Bill - stwierdził Hanlon.

Bill poczerwieniał i rozejrzał się dookoła - racja, zapomniałem - powiedział, a Bev się zaśmiała.

Po kilku minutach przyszła do nas dwójka chłopaków, którzy wcześniej gdzieś zaginęli. Usiedli się na swoich poprzednich miejscach jak gdyby nigdy nic. Poczułem się zbyt pewnie po czym palnąłem

— A was gdzie wywiało? Eddie jednak cię wyruchał?

— Daj już spokój Stan - odpowiedział mi Mike.

— Jesteś żałosny. - prychnął Kaspbrak.

Zignorowałem już to co mówili dalej i spojrzałem na Billa. Gdy ten spojrzał na mnie automatycznie odwróciłem wzrok. Po chwili Kaspbrak zaczął dusić się najprawdopodobniej śliną lub powietrzem. Sam nie wiem. Wstałem ignorując to, co robią przyjaciele i poszedłem w stronę klasy, gdzie będę miał za chwilę lekcje. Poczułem dłoń na swoim ramieniu po czym odwróciłem się od razu.

— Coś się stało?

— Nie, wszystko w porządku - zatrzymał się, więc ja też, zmarszczyłem brwi. - Martwię się o Ciebie. Stan.

— Niepotrzebnie, Bill - uśmiechnąłem się lekko patrząc w jego oczy powoli ponownie odpływając. Oh, Bill, przestań. Jednakże chciałbym wiedzieć jak się teraz czujesz. Co Ci leży na sercu, co o mnie myślisz. Jestem tylko przyjacielem, czy kimś więcej? Oh, Bill.

— Czuję, że coś jest nie tak, wiesz, że możesz mi zaufać.

Gdy miałem mówić na moje szczęście zadzwonił dzwonek, przez co wzruszyłem ramionami wyminąłem obiekt moich westchnień i poszedłem do klasy zostawiając bruneta samego.

Usiadłem na krześle patrząc pusto na tablicę zastanawiając się, co naprawdę mi jest? Czy to przez niego czuje takie wielkie zamieszanie? Czy to moja wina? Czy ja w ogóle coś czuję?

Otworzyłem podręcznik i zacząłem wertować kartki nie zwracając ogromnej uwagi na to, co jest na nich. Po przejrzeniu otworzyłem notatnik i zacząłem coś szkicować, wyjrzałem przez okno i zauważyłem Henry'ego. Automatycznie moje pierwsze śniadanie cofnęło się do gardła. Pokręciłem głową i popatrzyłem z powrotem na kartkę od notatnika. Zacząłem mocniej zaciskać ołówek przez nadmierny stres panujący wewnątrz mnie. Nie mam pojęcia co myśleć. Zamknąłem notatnik, po tym książkę, chwyciłem wszystko w jedną rękę i wyszedłem bez słowa z klasy.

Wyszedłem ze szkoły, wsiadłem na rower i pojechałem nad kameniołom. Zawsze tam jeżdżę, gdy nie mam co ze sobą zrobić. Po przybyciu usiadłem na skarpie i patrzyłem prosto w wodę. Najchętniej bym tam wskoczył i się nie wynurzył. Jednak nie chciałem martwić swoich przyjaciół.

Bez słowa, nagle usiadł obok mnie Bill. Spojrzałem na niego, a on na mnie.

— Nie wiem, co czuć, Bill. Nie wiem.

— A...a... - nie wiem czy chciał coś powiedzieć, czy nie.

— B? Nie czas teraz na alfabet, Bill. Chcesz wiedzieć co się u mnie dzieje, a ja sam nie wiem, wszystko przychodzi tak nagle. Oh, Bill, gdybyś tylko wiedział.

Chłopak położył swoją dłoń na mojej, która była oparta o ziemię - wiem lepiej, niż może ci się wydawać.

Spojrzałem to na niego, to na dłonie.

— Mam nadzieję, że w końcu uda ci się wszystko poukłada, Stan - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.

— Bill?

— Hm?

— Czy widzisz nas w innej znajomości, niż przyjaciele? - spojrzałem na niego.

Siedzieliśmy w ciszy patrząc sobie w oczy, gdybym teraz nie wyczekiwał odpowiedzi, byłbym szczęśliwy.

— Chyba tak. - powiedział niepewnie.

— Okej. - zacisnąłem szczękę patrząc przed siebie. Bill chwycił delikatnie mój podbródek i odwrócił moją głowę w stronę jego.

— Tak.

Uśmiechnąłem się prawie niewidocznie i pokiwałem lekko głową.

— Powinniśmy już wracać. - dodał po chwili.

—Jedź, ja posiedzę jeszcze chwilę.

— Jesteś pewny?

— Tak.

Ten kiwnął głową, wsiadł na rower i pojechał w stronę szkoły, a ja uniosłem głowę i spojrzałem na niebo.

almost | stenbrough Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz