3. Dni Derry

824 78 30
                                    

Dzisiejszy dzień zapowiadał się nawet ciekawie, bowiem jest dzisiaj pierwszy dzień listopada, a w ten dzień i kolejne dwa organizowane są Dni Derry, gdzie są wszelakie atrakcje dla każdej grupy wiekowej u ludzi. Można tu tez poznać wiele nowych osób, które przyjeżdżają z pobliskich wsi właśnie na te trzy dni.

Jednak jak narazie postanowiłem nie myśleć o tym, co wydarzy się około godziny osiemnastej. Siedziałem przy biurku, rysując i opisując kolejne gatunki ptaków, które miałem okazje zobaczyć. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem ptaka, jedzącego jakąś padlinę.

— Gawron - mruknąłem do siebie.

Zamiast skupić się na pisaniu, oglądałem jak ptaszyna zjada części wcześniej latającego ptaka. Byłem zafascynowany. Jednak moją fascynację postanowił przerwać mój ojciec wchodząc do pokoju z pytaniem, czy wybieram się dzisiaj na "imprezę". Odpowiedziałem tylko krótkie tak i wróciłem spojrzeniem przez okno. Na moje nieszczęście ptaka ani padliny już nie było. Westchnąłem i spojrzałem ponownie na zeszyt, odwróciłem kartki na sam koniec, a tam zacząłem coś szkicować, sam nawet nie wiem co. W pewnym momencie zacząłem myśleć o Billu. Nie wiem co do niego czułem, nie wiedziałem nawet czy coś czułem, nie wiem czy on coś czuje do mnie. Jednak jeśli darzylibyśmy się jakimkolwiek uczuciem nie moglibyśmy być w tak zwanym związku. Nie teraz, nie, gdy wiem, że mój ojciec nigdy by tego nie zaakceptował. Postanowiłem, że dam swoim plecom chwile wytchnienia i oparłem się, głowę odchyliłem do tyłu i patrzyłem na sufit. Co jeśli Bill daje mi nadzieje, a potem powie, że nic z tego? Co jeśli to wszystko to byłyby żarty z jego strony? Nie...Bill taki nie jest, jeśli czulibyśmy coś do siebie, poprawka, jeśli on czułby coś do mnie to nie zrobiłby mi takiego okrucieństwa, to nie byłby on. A jaki tak naprawdę jest? Nieśmiały, czuły... Mimo wszystkiego, zamiast być zranionym wolałbym pozostać na relacji przyjaciel-przyjaciel. I tak pewnie będzie. Nie będziemy ryzykować wyrzuceniem z domu na ulicę, gdzie doskonale wiemy, nie mielibyśmy gdzie się zapodziać. Bardzo zależy mi na tym, jak mój ojciec mnie postrzega. Chcę, widzieć w jego oczach dumę. Dumę, gdy widzi swojego syna. A gdybym wraz z Billem pochwalili się naszym związkiem, pewnie wyrzuciłby mnie na zbity pysk, więc wolę pozostać w cieniu.
Spojrzałem na zegar wiszący na białej, pustej ścianie, który wskazywał godzinę szesnastą. Jeszcze dwie godziny. Stwierdziłem, że nie warto marnować czasu, więc od razu wyciągnąłem zeszyty oraz podręczniki z tych przedmiotów, z których miałem zadania domowe. Polecenia nie powodowały we mnie zakłopotania, wręcz przeciwnie, bardzo łatwo i zarazem szybko wykonałem wszystkie zadania.
Wstałem i podszedłem do szafy, by wyjąć sweter i jakieś spodnie. Czy Billowi spodoba się ten wzór? Zapytałem patrząc z zamyśleniem na sweter, który zamierzałem ubrać. Pewnie nie zwróci na niego uwagi, dodałem po chwili. Ubrałem cały zestaw i wyszedłem do kuchni, by coś przekąsić.

— Dla kogo się tak wystroiłeś, Stanley?
— Dla pogody - odparłem. Nie stroiłem się za wiele, był to zwykły sweter i zwykłe dżinsy. W odpowiedzi usłyszałem śmiech — Jest zimno, wolałem się ciepło ubrać.
Wzruszyłem ramionami, zdjąłem kurtkę z wieszaka, czapkę i szal, i wyszedłem z domu zamykając je na klucz. Z racji tego, że było jeszcze półtorej godziny przed naszym spotkaniem poszedłem do parku, usiadłem na zimnej ławce i rozglądałem się dookoła. Nie wiedziałem, ze czas tak szybko minął , wstałem z ławki i ruszyłem w stronę placu, gdzie miała odbywać się cała ta wielka impreza. Im bliżej byłem, tym bardziej się denerwowałem. Co jak go nie będzie? Przyjdę na marne? Mimo tych zmartwień podświadomość mówiła mi, że coś się wydarzy... tylko nie powiedziała mi co.
Gdy doszedłem na miejsce, stwierdziłem, że wszystko wygląda całkiem znośnie, nie sądziłem, że Derry jest w stanie się chociaż trochę postarać. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomych aż w końcu zauważyłem rude włosy, które rozpoznam wszędzie, a obok tej osoby stał niższy brunet z nerką na biodrach. Podszedłem do nich lekko zestresowany.

— Hej, Stan! - przywitali mnie przyjaciele. Odpowiedziałem tylko zwykle hej rozglądając się dookoła w poszukiwaniu tej czupryny, na którą najbardziej czekałem. Czyli jednak go nie będzie? Beverly widząc moje poddenerwowanie powiedziała, że Bill się trochę spóźni, bo miał coś jeszcze do załatwienia po drodze. Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i odetchnąłem z ulgą, bo wiedziałem, że przyjdzie. Po chwili przyszli do nas Richie wraz z Benem trzymającym watę cukrową w dłoni. Życzyłem mu smacznego zaraz po tym jak się z dwójką przywitałem. Po kilku minutach stania przyszedł do nas Denbrough. Uśmiechnąłem się na jego widok. Przywitał się z każdym, po czasie, przyszedł jeszcze Mike, gdy byliśmy w pełnym składzie ruszyliśmy ku atrakcjom, jakie tu się znajdowały.
Obserwowałem Billa, bo to on mnie tu najbardziej interesował. Miał na sobie zwykłą bluzę i dżinsy. Nawet w tym prezentował się dobrze. Jak się czujesz, Bill? Co u ciebie? Co słychać? Wszystko w porządku? Gdzie byłeś? Co załatwiałeś?
Jego uśmiech sprawiał, że sam miałem ochotę się uśmiechać. Tak na mnie działasz, William. Uśmiech za uśmiech.
Spojrzałem na Richiego, który nie był najwidoczniej w humorze.

— Co się stało, Richie?

— Obudziłem go - odpowiedział za niego Eddie.

— Potrafię mówić, Eddie - mruknął Tozier

— Może trochę się rozchmurz, bo psujesz zabawę.

— Jak zwykle.

— Nie jak zwykle, Richie. Zawsze musisz mieć jakiś problem, nie ma dnia, gdy się nie przyczepisz.

— Ja? Ja?! Spójrz na siebie, Stanley! To ty ciągle narzekasz na swoje życie, jakby było super ciężkie! Niektórzy mogą mieć większe problemy!

— Ja przynajmniej mam jakieś poważniejsze problemy niż ty! Twój jedyny problem to to, że nie możesz się wyspać. Ciągle tylko spanie, spanie i spanie, daruj! A nawiązując do tego, że ktoś może mieć większe problemy to bzdura. Dla każdego jego własny problem jest przerastający i nie ma różnicy większy-mniejszy, jeśli nic na ten temat nie wiesz, to lepiej się nie wypowiadaj!

Staliśmy chwilę w milczeniu.

— Skoro tak wam przeszkadzam w zabawie, to bawcie się, beze mnie - po raz kolejny mruknął i tym razem wyszedł z placu.

— Tak, bo najlepiej jest uciec od prawdy!

— Daj spokój, Stan - położył mi dłoń na ramieniu Mike.

Spojrzałem na Eddiego, który pobiegł w stronę odchodzącego Toziera. Odetchnąłem ciężko i ruszyłem w przeciwną stronę niż ten przychlast. Takim oto sposobem doszedłem na kamieniołom. Gdy usiadłem na skarpie, przypomniały mi się wakacje oraz początek roku szkolnego. Byliśmy niewinnymi dzieciakami. Nadal tak jest, ale wciąż... Oparłem łokcie na udach, a głowę na dłoniach i patrzyłem pusto w wodę. Było już ciemno, w końcu w tym czasie o piętnastej tak się działo. Usłyszałem kroki i bałem się, że to Bowers, który nie ma co robić i chce skopać dupsko następnej napotkanej mu osobie, jednak myliłem się. Był to Bill. Och, jak pięknie. Usiadł blisko mnie i spojrzał przed siebie, przez słabe światło księżyca nie widziałem za wiele, jednak i tak wiem, że wyglądał pięknie. Po chwili uniósł głowę i spojrzał na gwiazdy. Jednak kilka sekund minęło i spojrzał się na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy, by nie psuć chwili, nie mówiliśmy nic.
Chciał coś powiedzieć, jednak zbliżyłem się szybko i zamknąłem jego usta w pełnym uczuć i namiętności pocałunku. Gdy go oddał nie było lepszego uczucia na tym świecie. Odsunąłem się od niego, ale ten od razu zaatakował mnie swoimi. W czasie gdy brakowało nam już oddechu, odsunęliśmy się od siebie. Położył mi dłoń na policzku i przetarł kciukiem mój policzek, przymknąłem oczy oddając się chwili.

— Przyszedłem tu żeby p-porozmawiać o tym co się wydarzyło, a tu takie coś - szepnął.

— Nie podobało ci się? - otworzyłem oczy.

— Podobało...podobało, p-po prostu nie spodziewałem się t-tego. Jednak wiedz, że jestem m-mile zaskoczony.

Kiwnąłem lekko głową i znowu przymknąłem oczy — Porozmawiajmy o tym co się wydarzyło na placu później.

— O-okej.

Oparłem głowę o jego ramię i spojrzałem w górę — To co teraz?

— O t-tym też p-porozmawiajmy później.

— Okej.

almost | stenbrough Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz