Transiebat

66 15 18
                                    

– A teraz podąża za tobą, cieniem jej własnej urody, siedzi za drzwiami i podsłuchuje tę rozmowę – powiedział Etienne, kończąc opowieść. – Choć wydaje mi się, że jest bardziej zaciekawiona niż wściekła.

Blancę po raz kolejny tego wieczoru przeszył lodowaty dreszcz oraz poczucie zagrożenia i strach.

– Dlaczego mi pan to opowiedział? Bo dlaczego pan kłamał, że się z nią nie widuje, mam zupełną jasność, i tak panu w to nie uwierzę.

Pragnęła, by jej głos brzmiał pewnie, lecz sama musiała przyznać w duchu, że wbrew wszystkiemu wierzy w tę dziwną historię.

– Opowiedziałem ci to, bo nie chcę, żebyś podążyła tą samą drogą. Nie zgub duszy dla urody, Blanco. To nie było, nie jest i nie będzie najważniejsze w życiu. Nie pozwól, by własne piękno zniszczyło cię, tak jak zniszczyło kobietę, którą kochałem. Teraz to zaledwie jej cień, skazany na wieczne męczarnie. Ludzie nie dawali spokoju nazwisku Genevive Arden. Postanowiłem upozorować jej śmierć, żeby wreszcie pogrzebać pamięć o niej.

– Ale dlaczego?

– Bo sądzę, że to jedyne wybawienie dla niej. Pragnęła, by ludzie o niej pamiętali jako o najpiękniejszej. Dopóki żyła jej legenda, pamiętali. Teraz zapomną. A gdy to nastąpi, być może Śmierć pozwoli jej odejść.

– Czyli to skrobanie na ścianie...

– Tak, to Vivienne.

– I dlatego od 1939 nigdzie się nie pojawia... – mruknęła sama do siebie Blanca.

– Ludzie drążyli, chcieli wiedzieć, co się z nią stało. Nie mogłem na to pozwolić.

Zapadła cisza.

– Dlaczego pan to robi? Chroni ją pan?

Etienne przez długi czas milczał.

– Bo ją kochałem i nadal kocham. Bo dostrzegam w niej to, czym była przed 1939.

Wtem drzwi się otworzyły i do salonu weszła chuda, mizerna postać. Widok ten przeraził Blancę. Nic już nie pozostało z pięknej Genevieve Arden, czy też Vivienne Chloé Blanchard. Włosów została jej zaledwie garstka, i to białych jak śnieg. Twarz była poorana głębokimi zmarszczkami i naznaczona plamkami i przebarwieniami. Kobieta została pozbawiona nawet zębów. Uśmiechała się niczym niczego nieświadome dziecko. Wpatrywała się w Blancę naiwnie i z cichym uwielbieniem.

– Patrzy na ciebie i widzi siebie. Siebie sprzed lat.

Blanca poczuła falę uczuć przetaczających się przez jej wnętrze. Poczuła odrazę, która zaraz ustąpiła miejsca współczuciu i litości dla biednej kobiety, która utraciła wszystko, co kochała. Zaraz jednak przypomniała sobie o morderstwach popełnionych przez Vivienne i poczuła lodowate igiełki strachu kłujące całe jej ciało, usiłujące zmusić ją do ucieczki. Rzuciła szybkie spojrzenie Etienne'owi, który sprawiał wrażenie zupełnie spokojnego.

– Nie zrobi ci krzywdy. Boi się kobiet piękniejszych od siebie, a ty jesteś po prostu nią.

– Mordowała inne kobiety, a pan na to pozwalał? – pisnęła Blanca.

– Oczywiście, że nie! Próbowałem ją powstrzymać, ale, choć nie wygląda, jest szybsza i zwinniejsza ode mnie. Jeżeli chce stąd wyjść, to wyjdzie.

– To wszystko jest nienormalne – szepnęła dziennikarka, żałując, że kiedykolwiek zdecydowała się złożyć wizytę panu Benoit. – Nie może jej pan zamknąć, żeby nie krzywdziła innych ludzi? Albo odesłać ją do szpitala psychiatrycznego?

Immortalem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz