─𝑬𝒑𝒊𝒍𝒐𝒈─

1.3K 122 36
                                    


Zachód słońca jaki mogli obserwować tego wieczoru z posiadłości Wayne'ów był naprawdę piękny. Zielonowłosy, choć trudno było mu w to uwierzyć powoli przyzwyczajał się do tymczasowego pobytu w tak ogromnej i zadbanej willi. Minęło wiele czasu zanim Mroczny Rycerz postanowił mu wszystko wyjaśnić, od początku do końca. Teraz milcząc stał na jednym z najwyższych balkonów obserwując osadzone daleko na horyzoncie Gotham City skąpane w blasku zachodzącego słońca. W milczeniu popijał kubkiem czegoś czego sam nie potrafił nazwać, ale wiedział, że było to coś w rodzaju ziołowej herbaty. Nie wierzył w komizm całej tej sytuacji, nie wierzył, że spokojnie czekał aż biegający po mieście Gacek wróci, żeby spędzić z nim wieczór na rozmowie i czymkolwiek innym. Nie czuł się tutaj zupełnie dobrze, cóż nie całkiem. Za każdym razem kiedy wyłaniał się z pokoju czuł na sobie krzywe, wcale nie życzące mu dobrze spojrzenia. W rezydencji Wayne'ów mieszkał nienawidzący go Jason Tood, Damian i Dick Grayson, który od momentu jego pobytu pojawiał się tu coraz rzadziej. Alfred czuwał nad porządkiem i spokojem w domu i choć Mroczny Rycerz zawsze utrzymywał, że niedługo wszystko się zmieni to zielonowłosy wiedział, że nie może w to wierzyć. Dni były długie, zbyt długie, żeby natrętne myśli w końcu nie nawiedzały jego ciągle rozmyślającej głowy. Miał świadomość, że dotąd nie zbyt rozmowny Batman także darzy go czymś z czym nie do końca potrafi sobie radzić. Obiecali sobie, że jakoś przez to przejdą, że być może pewnego dnia będą razem szczęśliwi. Joker nawet nie próbował łudzić się, że tak właśnie będzie. Nie potrafił sobie wyobrazić tego wszystkiego o czym gdybał w realnym świecie. Nie chciał nawet myśleć co by było gdyby więcej osób zaczęło się dowiadywać o prawdziwym powodzie jego nagłego zniknięcia. Zmęczony przymknął powieki wykrzywiając usta w dziwacznym grymasie. Usłyszał za sobą głośniejsze kroki i w jednej chwili poczuł jak tuż za jego plecami stoi Bruce Wayne ubrany w ciężką zbroję Mrocznego Rycerza. Zerknął na niego niechętnie, z trwogą, w której ukrywaniu nadal pozostawał mistrzem spojrzał na jego poobijaną zbroję i liczne zadrapania. Przez myśl przeszło mu, że jeszcze do niedawna i on wyrządzał mu tak ogromną krzywdę i po raz kolejny poczuł jak bardzo brzydzi się samym sobą. Nie potrafił się do niego odezwać, patrzył na niego w milczeniu mając nadzieję, że dziwaczne uczucie strachu w końcu minie.
- Kto? - mruknął pod nosem pytająco, ich spojrzenia się spotkały i oboje ponownie zamilkli.
- Killer Croc, Riddler, Firefly... Dzisiaj było ich naprawdę wielu, być może zbyt wielu. - odetchnął głębiej zmęczony nietoperz.
Zielonowłosego stać było jedynie na cichsze prychnięcie, jakby przypominał sobie o najdawniejszych czasach kiedy jeszcze niedoświadczony nietoperz skakał za nim po budynkach, ledwo co utrzymując się w locie dzięki swojej koślawo zszytej pelerynie.
- Zabawne czasy... - zaśmiał się pod nosem przez chwilę wpatrując się w kubek ziołowej, intensywnie pachnącej herbaty. - Dlaczego nie mogę pić Whisky, co? Nie mam pięciu lat, jestem grzeczny i od tygodnia nikomu nie opowiedziałem żadnego irytującego żartu.
Na obolałej, szczelnie zamkniętej w ciężkiej masce twarzy Batmana pojawił się zarys rosnącego uśmiechu.
Powolnym ruchem zdjął z siebie ciążący na nim czarny, matowy "hełm" ze spiczastymi uszami przez chwilę zapatrując się na nie z wspomnieniem dalekiej przyszłości kiedy jego kostium wyglądał zupełnie inaczej.
Zmęczony oparł się o balkonową barierkę stając tuż obok pogrążonego we własnych myślach zielonowłosego.
- Kto by pomyślał, że kiedyś tak to się wszystko potoczy? - wydający się nieobecnym klaun zerknął na niego z ponurym uśmiechem, a potem w milczeniu spojrzał na widok różowiącego się nieba i lśniącego wieczornymi światłami Gotham widniejącego na horyzoncie.
- To wszystko nie ma sensu... - odparł z nutą wyraźnej melancholii Joker. - Nie rozumiem po co mnie tu przywlokłeś gacku, a czasami masz naprawdę dziwaczne pomysły więc może w końcu mi powiesz, hm?
- To wymaga dłuższych rozmów i przygotowań, ale chcę ci ufać, Joker.
Zaciekawiony zielonowłosy zmarszczył brwi przez krótki moment gdybając nad tym o co może chodzić.
- Gotham jest ogromne, coraz więcej jest tych, którzy są gotowi chwycić za broń i zabić niewinnych ludzi. Chcę, żebyś mi pomógł Joker. Chcę, żebyś pomógł mi ocalić Gotham przed tym czego sam się wyrzekłeś. - kontynuował Batman tonem poważniejszym niż kiedykolwiek wcześniej.
- Miałbym ratować ludzi jak ty? - zerknął na niego z wyraźnym pobłażaniem. - To zbyt wiele nawet jak na ciebie, Gacku.
- Liczę, że w końcu się zgodzisz.
- Jesteś dla mnie ważny. - przerwał mu ledwo wypowiadając pojedyncze słowa, nigdy nie lubił rozmawiać o takich sprawach.
Częściowo pozbawiony zbroi Mroczny Rycerz w milczeniu skupił na nim uważne, pełne inteygacji spojrzenie swoich błękitnych tęczówek zbliżając się jeszcze bardziej. W jakiś sposób, w jakimś innym świecie być może mogliby być szczęśliwi. Razem.
- ... ale nie licz, że będę to dla ciebie robił. Nie jestem tym dobrym i nigdy nie będę. - dopowiedział zielonowłosy nie dając Batmanowi żadnych nadziei.
Milczący nietoperz zacisnął usta w wąską linię powoli cofając się o krok do tyłu, ale w jednej zatrzymały go blade dłonie zielonowłosego, który mimo wszystko nie chciał dawać mu odejść. Nie teraz, nie w tej chwili. Bycie w odosobnieniu dla żadnego z nich nie było dobrym wyjściem i, choć wydawało im się to trudne chcieli pozostać razem. W jakiś sposób. Być może w innym świecie, choć w tej chwili dla nich obojgu liczył się tylko ten moment, kiedy przez chwilę mogli być sami. Bez wiecznych walk, bez nienawiści i głośnych wystrzałów broni. Dookoła zapanował mrok, światła Gotham zabłysły na horyzoncie, a na nocnym, granatowym niebie, pośród chmur przedzierał się symbol nietoperza.

Być może w innym świecie moglibyśmy być szczęśliwi Gacku...


Koniec

❝𝑩𝒂𝒕𝒋𝒐𝒌𝒆𝒔 𝑻𝒂𝒍𝒆❞ || 𝑱𝒐𝒌𝒆𝒓 & 𝑩𝒂𝒕𝒎𝒂𝒏 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz