6

601 52 66
                                    

„Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść, a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć."

Uniósł powoli powieki, wybudzony z drzemki przez łagodne dźwięki melodii dochodzącej z dalszej części mieszkania. Przeciągnął się, rozmasowując lewą ręką zdrętwiały kark.

– Starzejesz się – stęknął pod nosem, podnosząc się z fotela. Skrzywił się z bólu, odczuwszy jak coś strzyknęło mu w kręgosłupie, kiedy wyprostował się całkowicie.

„Rosie już nie jest taka lekka" – pomyślał, łapiąc się za odcinek lędźwiowy pleców, który postanowił dać o sobie znać kłującym bólem. Na moment rozproszony uciążliwym łupaniem pleców, skupił ponownie uwagę na dźwiękach skrzypiec wydobywających się z sypialni Holmesa. Podszedł bliżej, przystając przy zamkniętych drzwiach. Zza drewnianej bariery płynęły melancholijne akordy. Rzadko przestępował próg sypialni Holmesa, szanując jego prywatność i jednocześnie irracjonalnie obawiając się przekroczenia pewnej niewidzialnej granicy w układzie, jaki funkcjonował między nimi przez lata. Jednak tym razem nie mógł się powstrzymać, wiedziony prześliczną melodią. Pociągnął ostrożnie za klamkę i uchylił drzwi. Sherlock pochłonięty grą, nie zwrócił na niego uwagi, a przynajmniej tak mu się zdawało. Przystanął w progu, wsłuchując się w grany przez przyjaciela utwór. Detektyw stał przy oknie obok pulpitu z nutami. Bordowy szlafrok swobodnie kołysał się w wolnym rytmie, gdy brunet poruszał smyczkiem po strunach. John nigdy wcześniej nie słyszał tej melodii, ale z pewnością nie był to fragment jakiejś sonaty czy nokturnu z klasycznego repertuaru, jaki Holmes lubił grać. Czym dłużej wsłuchiwał się w muzykę, tym bardziej rosło w nim poczucie, że jest świadkiem bardzo osobistego przedstawienia. Był niczym gość z przepustką dla vipów, wkradający się za kulisy, by zobaczyć głównego solistę w prywatnym wydaniu. Z każdym kolejnym taktem coraz mocniej zaciskał dłoń na klamce, nie potrafiąc oprzeć się wrażeniu, że w grze Sherlocka słyszy całą gamę emocji, których normalnie detektyw nie okazywał, uparcie skrywając je za kamienną maską, która przez lata zdążyła jednak skruszeć, w dużej mierze za sprawą małej panny Watson. Nie był pewien czy odwrócony do niego plecami Holmes go zauważył. Nie chciał, żeby muzyka ucichła i nie chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel ponownie zamknął się w swojej ochronnej otoczce. Nie w chwili, gdy zdecydował się podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu. Decyzję, która miała zaważyć na jego dalszym losie i ich przyjaźni. Wkroczył po cichu w głąb sypialni, nie mogąc przestać wpatrywać się w smukłe palce bruneta zręcznie wprawiające struny w drżenie, kiedy ten zmieniał intonację, z lekkością tworząc pożądane dźwięki. Łagodne ruchy smyczka wydobywały z instrumentu subtelne tony, tworząc w pomieszczeniu aurę melancholii, w cieniu której nieśmiało przebijał się nikły szept nadziei. Nadziei, której niedobór udzielał się nie tylko Holmesowi. Przełknął ślinę, przymykając na moment oczy. Wibrujące dźwięki kończącego się utworu silniej rozbrzmiały w jego uszach. Otworzył oczy, gdy ostatnie pociągnięcia smyczka, wydobyły ze skrzypiec kilka niższy tonów, które rozeszły się po sypialni, zwiastując zakończenie utworu.

Holmes stał przez moment nieruchomo, wciąż trzymając skrzypce w pozycji, z przyciśniętym do ich strun smyczkiem.

– Co to za utwór? – Zapytanie Watsona wybudziło go z emocjonalnego transu. Odwrócił się do przyjaciela, przez moment wyglądając na speszonego jego obecnością.

– Och, sądziłem, że... – zaczął, przyglądając się mu uważnie. – Obudziłem cię – stwierdził, odkładając skrzypce do futerału. – Przepraszam – dodał ciszej, utkwiwszy wzrok na ich drewnianej powierzchni.

– Nic się nie stało. Przysnęło mi się w fotelu, więc gdybym się teraz nie obudził, to rano pewnie nie mógłbym ruszyć rękami – odrzekł z nikłym uśmiechem, przeciągając się wymownie. – Więc raczej powinienem ci podziękować.

Sherlock: Róża czy LisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz