Już będąc z tobą zmieniłem kolor włosów. Z czerwonego na róż. Czerwony był moją manifestacją bólu, który odkładał się we mnie, nie radziłem sobie i przez te pieprzone włosy chciałem to ludziom pokazać.
Ale to tylko kolor, a ludzie są ślepi.
Myślą tylko o sobie.Też taki byłem, ale ty to zmieniłeś.
Zmieniłeś mnie. To dzięki tobie jestem inny. Byłem chujem, który traktował cię najgorzej na świecie. A ty okazałeś mi łaskę, wybaczyłeś mi to wszystko, stopniowo otwierałeś się na mnie.
Pokochałem cię najczystszą miłością.
A ty... Ty to odwzajemniłeś.
Nie zasługiwałem na to, po tym kim dla ciebie byłem, ale ty o tym zapomniałeś i traktowałeś jakby nic się nie wydarzyło.I nie zasługiwałem na ciebie. Byłeś niewinny, dobry. Dobry dla mnie, dla tego łobuza, który cię nie szanował.
Niszczyłem cię i budowałem swoje ego na twojej krzywdzie.Wiem, że to moja wina. Chociaż tego nie powiedziałeś, ja to wiem. Nie sądziłem, że tak szybko skończy się nasze szczęście. Nie ważne czy znalibyśmy się tylko parę dni, tygodni czy lat, to za mało.
Nie starczyłoby czasu, żebym mógł się kiedykolwiek nacieszyć tobą w ten miłosny sposób.Może nasze drogi nie musiałyby rozejść się na tym etapie. Chyba zbyt bardzo skupiałem się na tym co zewnętrzne. Chyba przestałem dostrzegać twoje poranione wnętrze. A jednak jak piękne wnętrze.
Mogłem być większym oparciem i na pewno byłoby inaczej.Z tobą odeszły wszystkie moje uczucia, bo zakorzeniły się w tobie.
Całą miłość przelałem w ciebie.
Chciałbym... To egoistyczne, ale chciałbym... znowu poczuć twoje ciepło, twoje usta, moje usta na twojej szyi. To jak nasze ręce wzajemnie błądziły po naszych ciałach. Słyszeć twoje ciche jęki i moje imię między nimi. Czuć twoje paznokcie wbijające się w moje plecy. Czuć twoje bijące serce każdego poranka. Móc znowu patrzec na ciebie, kiedy razem opadaliśmy z sił po nie przespanych nocach.
Przeżyć te chwile na nowo, jeszcze raz i żeby trwały tak długo jak się da.
Zatrzymać czas. Zatrzymać to wszystko dla siebie.Chciałbym znów cię uszczęśliwiać, sprawiać, że zacząłbyś się uśmiechać.
Najbardziej brakuje mi twojej głosu.
Był najpiękniejszą rzeczą, a kiedy zaczynałeś śpiewać przechodziły mnie dreszcze ekscytacji. Godzinami mógłbym cię słuchać, a teraz mogę słyszeć jedynie ciszę.Pustka i cisza panuje w moim życiu odkąd nie ma w nim ciebie. Nie wiesz ile dałbym, żebyś znowu tu był. Żebyś mógł każdego kolejnego dnia sprawiać, że będę lepszym człowiekiem. Kwitnąłem jak kwiat, a teraz usycham, bo brak mi wody.
Byłeś moją wodą. Bez niej nie ma życia. Mojego życia.Czuję żal, że tamtego dnia nie mogłem być u ciebie szybciej, że tamtego dnia zwlekałem do ostatniej chwili.
I znalazłem cię, kiedy już było za późno. Nie potrafię już płakać, do takiej rozpaczy doprowadza mnie brak ciebie obok mnie. Nie jest mi łatwo. Każdy chce, żebym zapomniał i żył dalej. Myślą, że za bardzo to przeżywam, ale czy można za bardzo przeżywać utratę czegoś tak cennego?To nasza miłość była czymś wyjątkowym. Była prawdziwa i głęboką. Wyglądała nierealnie, a jednak była. Nigdy nie byłbym w stanie powtórzyć tego stanu z kimkolwiek innym poza tobą.
Bo to właśnie ty i ja tworzyliśmy całość. Nikt nie jest w stanie cię zastąpić.Najgorszy i tak był twój pogrzeb. Tak mało ludzi przyszło cię pożegnać. Skromna uroczystość.
Nie potrafiłem patrzeć jak chowają cię w grobie. Jak zakopują trumnę.
Ledwo udało mi się wygłosić przemowę. Tak ciężko było mi mówić o tobie te wspaniałe rzeczy, to jaki niesamowity byłeś. Jeszcze to krzywe spojrzenie kapłana, kiedy powiedziałem, że cię kochałem całym sercem. A to dlatego, że musiałem używać czasu przeszłego.
Bo BYŁEŚ, według tych wszystkich zgromadzonych. Dla mnie JESTEŚ i BĘDZIESZ. Nie minąłeś, bo noszę twój obraz w głowie i w sercu.Po tamtym dniu, w którym umarłeś nie mogłem jeść ani pić. Zaszyłem się w pokoju pod kołdrą. Płakałem tyle na ile mi łez starczyło. Żal, rozpacz i smutek. Zacząłem chodzić do psychologa, ale nic to nie dawało.
Jedynie stwierdzili, że to depresja i przepisali mi jakieś leki. Gówno to dawało. Jedynym lekiem byłeś ty.
Teraz wszystko się zmieniło, ale tylko dlatego, że nie ma ciebie. Mija dzień za dniem, a cały ten smutek nie może mnie opuścić. Przesiaduje w domu i myślę. Zdecydowanie za dużo myślę.
I wiem, że dłużej tak nie potrafię.
Zwyczajnie bez ciebie to nie ma sensu, żyć tutaj i udawać, że jest okej, kiedy nie jest i już nie będzie. To brzmi tak banalnie, ale nie potrafię już dłużej bez ciebie żyć.Dzisiaj mija 10 miesiąc odkąd ciebie już z nami nie ma. To dzisiaj jest ten dzień, kiedy znów będziemy razem. Będziemy blisko siebie, już na zawsze.
Nie mogę doczekać się spotkania z tobą, Tyler.*narrator*
Był środek nocy, a Josh był zdecydowany. W swojej rozpaczy był bardzo pewny siebie. Chciał zostać dobrze zapamiętany. Przez ostatnie dni udawał poprawę. Spędzał czas tak szczęsliwie na ile jego aktorstwo mu pozwalało. Częściej wychodził z domu i "spotykał się z przyjaciółmi".
Przyjaciółmi, których nie miał, których stracił jeszcze kiedy Tyler żył.
Bo żył szczęśliwie z Tylerem, więc po co mu byli fałszywi przyjaciele?Josh ostatni raz rozejrzał się po pokoju. Czuł jeszcze zapach Tylera. Wiedział, że to zrobi. Na biurku zostawił list do najbliższych, w którym tłumaczył swoje postępowanie i dziękował im za ostatnie dni. Chciał, żeby list był krótki i treściwy, a zrobił z niego małą książkę. Tak czy tak położył go na biurku i już nie ruszył.
Podszedł do szafy i wyjął z niej białą koszulę i czarne spodnie. Założył wszystko na siebie. Przeczesał dłonią włosy, żeby układały się lepiej w te ostatnie chwile. Miały fioletowy kolor, który i tak już blakł. Zrobił go już jakiś czas temu, żeby poprawić sobie nastrój, ale nic to nie pomogło, to tylko włosy, nic nie zmienią.
Serce waliło mu jak szalone, pomimo zdecydowania bał się. Bo w końcu jednak nikt nie wie co nas czeka po śmierci. Wziął kilka głębszych wdechów na uspokojenie. Trochę mu pomogło. Ogarnął myśli i zaczął działać.
Jedynie musi zażyć tabletki nasenne, dużo tabletek i ostatecznie przeciągnąć pentlę przez szyję.
Tak też zrobił. Kupił jakieś leki, przygotował sobie wodę na popicie ich i znalazł w garażu odpowiednią linę.Najpierw połknął jedną tabletkę, a później kilka kolejnych. Wiedział, że nie ma odwrotu i że musi się już pośpieszyć. Wszedł na krzesło i założył pentlę. Skoczył. Sznur zacisnął się wokół jego gardła dusząc go. Krzesło upadło, ale Josh uprzednio poukładał wokoło poduszki, żeby mieć pewność, że nikt go nie uratuje.
Nie mógł złapać oddechu, dusił się. Czuł jak wszystko mu się rozmazuje przed oczami. To tabletki, czy tak wygląda śmierć? Płuca go paliły, ale sam nie mógł sobie pomóc. Nawet nie chciał. Pomimo bólu czuł się wreszcie szczęśliwy. W końcu zobaczy znowu swoją miłość, swojego ukochanego Tylera.
***
Ciało Josha znalazła jego matka, kiedy ten po licznych wołaniach Laury nie schodził na śniadanie. Zmarł i dołączył do Tylera.
_________________________
(1128 słów)Witajcie!
Z góry mówię, że to mój pierwszy one-shot, więc cudowny raczej nie będzie. Pisałam go w nocy, zamiast spać, żeby mieć siłę iść do szkoły, ale co zrobić, kiedy wena daje o sobie znać?Przepraszam, jeżeli uważacie, że jest strasznie chaotyczny lub zagmatwany, ale jak napisałam tak nic nie poprawiałam :(
Mam nadzieję, że ci z was, tak jak ja, mający teraz ferie dobrze wypoczywają. Należy się nam za ciężką pracę! Niestety po powrocie do szkoły czeka mnie piekło i masa sprawdzianów. Staram się o tym nie myśleć, ale najwidoczniej mi nie wychodzi XD
Dajcie mi znać w komentarzach jak znajdziecie jakiś błąd, jakikolwiek, i czy w ogóle wam się podobała ta krótka historyjka! Przy okazji mam wrażenie, że jestem brutalna...
Nie wiem co więcej mogłabym więcej tutaj napisać...Do zobaczenia!
|-/
CZYTASZ
Close // Joshler One Shot
FanfictionJosh stracił ukochanego. Tyler był dla niego wszystkim i obwinia się, że dopuścił do jego śmierci. Jego miłość odeszła, zostało samo ciało, skorupa, a w niej uwięziony Josh.