22 Stycznia 2017 rok, Teraz
Dochodziła dwudziesta pierwsza, za oknem pomału zaczyna się ściemniać, na niebie dostrzec można było już kilka gwiazd. Zegar ścienny tykał regularnie, przypominając mi o mijających sekundach i minutach. Letni wiatr dyskretnie zakradał się do mojej sypialni przez uchylone okno, a kolorowe zasłony podnosiły się i opuszczały. Po czole spływały mi krople potu spowodowane upałem, który nastąpił wraz z początkiem czerwca. W głowie kołatały się myśli, sprawiające, że mimo ogromnego zmęczenia nie potrafiłam zasnąć. Sterta prac domowych zalegała od kilku dni na moim biurku, część z nich jest już prawie skończona, ale większość jest nawet nietknięta.
Do pokoju weszła Ellie. Jej długie blond włosy delikatnie opadały na ramiona. Ubrana w wielobarwną sukienkę, wydawała się promienieć z radości. Wpatrywała się we mnie pytająco błękitnymi jak niebo oczami.
- Hej, młoda. Ocknij się! - zawołała. - Będę gotować makaron na kolację, chcesz też?
- Jasne, wielkie dzięki, nic nie jadłam cały dzień.
Gdy Ellie podała makaron z sosem i serem, o mało co się na niego nie rzuciłam. Aby nie pochłonąć go całego od razu, zaczęłam rozmowę.
- Przychodzi dzisiaj Corin?
- Tak, idziemy do klubu. - Poderwała się niespodziewanie z krzesła, strzepując niewidzialne okruszki. - Zbieraj się mamy mało czasu.
- Jasne. - Przytaknęłam jej. - Dzięki za kolację. - odrzekłam i skierowałam się do pokoju.
Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Mogłabym tak spędzić cały dzień, jednak coś zmuszało mnie do szybkiego zebrania się i wyjścia. Ubrałam się błyskawicznie, wciągając na siebie jeansy i byle jaki podkoszulek. Umalowałam się, starając się jak najlepiej zakamuflować sińce pod oczami, a wilgotne włosy wysuszyłam i zakręciłam lokówką.
Do klubu dzieliło nas niespełna pół godziny marszu, które pokonaliśmy w dość szybkim tempie, nie zwracając uwagi na nawoływania okolicznych łobuzów. Na szczęście w sobotni wieczór po ulicach krążyło parę radiowozów i pieszej policji.
Z daleka już dostrzegłam tłum ludzi oczekujących pod wejściem do klubu. Corin podniósł rękę i pomachał do jednego z ochroniarzy, który pokazał nam, byśmy przeszli bokiem.
Strome schody prowadziły w dół, dyskoteka, która znajdowała się w jednej z bocznych ulic, ulokowana była w podziemiach. Gdy znaleźliśmy się już na dole, zasiedliśmy przy stoliku, znajdującym się na końcu sali.
Podczas gdy Corin i Ellie bawili się w najlepsze, ja wygodnie usadowiłam się w fotelu. Obserwowałam bawiących się gości, popijając brandy. Bacznie pilnowałam swojej torebki, gdyż z głośników co jakiś czas słychać było ostrzeżenia przed kradzieżami, za które klub nie będzie odpowiadał. Didżej był całkiem spoko w przeciwieństwie do muzyki jaka puszczana jest na dyskotece obok. W klubie pełno było młodzieży, która po ciężkim tygodniu nauki miała ochotę się napić. Wszyscy tu wyglądali jakby znali się od zawsze, zachowywali się tak, jakby ten niewielki skwerek parkietu był ich własnością, byli żywym i potrzebnym elementem tutejszych imprez. Dwie starsze panie dyskutowały siedząc przy barze, jedna z nich ciasno trzymała na kolanach kamizelkę, jakby bała się, że zaraz jej ktoś ją ukradnie. W kącie, pod ścianą stał jakiś chłopak z dwiema dziewczynami pod pachą i paląc papierosa, mimo ewidentnego zakazu palenia w klubie.
- Chodź tańczyć! - Ellie podeszła do mnie łapiąc mnie za ręce.
- Nie wiem, nie powinnam.
- Olivio, wyluzuj! Po prostu rozerwij się trochę.
- Okej. - Nie dałam się zbyt długo prosić.
Po kilkunastu minutach i parunastu kieliszkach, bawiłam się i tańczyłam w najlepsze. Corin gdzieś zaginął, a Ellie pokazała że wybiera się do toalety. Stanęłam z boku, potrzebowałam złapać oddech.
- Cóż za zbieg okoliczności! - Usłyszałam za sobą i poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
Odwróciłam się błyskawicznie i stanęłam twarzą w twarz z Loganem, przystojnym chłopakiem, którego spotykam każdego ranka w szkole.
- Hmmm, myślałam, że wszystkie wasze drogi prowadzą na imprezę u Oldmana, a tu się okazuje...
- ...że prowadzą do klubu Laguna. - dokończył za mnie mój rozmówca, wręczając mi napój wysokoprocentowy.
- Dzięki.
- Jesteś tu sama? - zapytał.
- Nie, jestem z przyjaciółmi, ale Corin zapodział się gdzieś jakieś paręnaście minut temu, a Ellie poszła właśnie do toalety. - odpowiedziałam wskazując głową kierunek, w którym zniknęła przyjaciółka.
- To może dołączycie do nas? - zaproponował, wskazując stolik, przy którym znajdowała się grupka znajomych ze szkoły.
- Przykro mi, ale muszę odmówić. - Spojrzałam na zegarek. Dochodziła już czwarta rano.
Przepchnęłam się przez tłum tańczących ludzi i udałam wprost do toalety w poszukiwanie Ellie. Kolejka była długa. Zaczęłam rozglądać się dookoła, moje spojrzenie zatrzymało się na dwóch młodych chłopakach, z których jeden do złudzenia przypominał mojego byłego najlepszego przyjaciela. Stali naprzeciwko siebie zawzięcie o czymś rozmawiając. Po chwili jeden z nich odwrócił się w moją stronę, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wpatrywałam się w niego nie mogąc ruszyć i chyba mój wzrok spoczywał na nim o chwilę za długo, gdyż musiał mnie rozpoznać, ponieważ się odwrócił. Spojrzałam w stronę łazienki i akurat wyszła z niej moja przyjaciółka.
- Idziemy? Corin już pewnie czeka na zewnątrz. - wydusiła z siebie. Przytaknęłam głową i ruszyłam za nią.
Miała rację, przed wejściem do klubu na chwiejnych nogach stał nasz przyjaciel i palił papierosa. Ellie zawołała go, pokazując, że wychodzimy. Corin podszedł do nas, lekko się zataczając, spojrzał na mnie i wymamrotał pod nosem:
- Kolejny udany weekend.
Całą trójką wracaliśmy do domu. Było już za późno na ostatni autobus, za wcześnie na pierwszy, a ponieważ był to koniec tygodnia, byliśmy już całkowicie spłukani z pieniędzy. Dlatego postanowiliśmy wrócić do domu na pieszo. Nasze mieszkanie znajdowało się zaledwie pół godziny marszu z klubu.
♥ ♥ ♥
CZYTASZ
Lawendowe pole
RomanceOlivia Shelley - ładna, mało popularna i przeciętna uczennica liceum, zawiedziona przez najlepszego przyjaciela, którego nie chce już znać... Erick Oldman - przystojny, nieprzewidywalny i kapitan drużyny futbolowej, najlepszy przyjaciel Juliana.