ROZDZIAŁ 2

12 2 0
                                    


 Obudziłam się na chwilę przed okropnie głośnym dzwonkiem budzika, z ogromnym bólem głowy. Czułam się fatalnie. W mieszkaniu prawdopodobnie nikogo nie było. Powoli podniosłam się z łóżka i poczułam, jak świat wiruje wokoło mnie. Doczłapałam do łazienki i weszłam pod zimny prysznic, gdy udało mi się umyć, ubrałam się w coś wygodnego. 

 Dochodziła jedenasta trzydzieści zza okna dobiegały dźwięki klaksonów, miasto o tej porze tętniło życiem. Jednym sprawnym ruchem odsunęłam zasłony od pokoju przez brudne od deszczu szyby przedostały się promienie słońca. Uchylone okno otworzyłam jeszcze szerzej, chcąc przewietrzyć pokój po nocy. Wyjrzałam na chwilę i dostrzegłam naszą sąsiadkę podlewającą kwiaty w ogrodzie, była naprawdę kochaną kobietą, czasami przychodziła do nas i gotowała nam. Krzyknęłam do niej z okna:

- Dzień dobry! - Usłyszawszy to zaczęła się rozglądać za źródłem, pomachałam do niej i w momencie, w którym mnie dostrzegła na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Odmachała mi po czym kontynuowała dalsze podlewanie swoich roślin.

 Zeszłam do kuchni,  gdzie zjadłam późne siadanie i napiłam się owocowej herbaty. Kiedy skończyłam zmywać naczynia, wzięłam koc pod rękę i poszłam oglądać jakiś serial w salonie, po dwóch odcinkach zasnęłam. 

 Kiedy się obudziłam nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc postanowiłam, że się przejdę, nie miałam okazji by dokładnie zaznajomić się z okolicą. Nałożyłam trampki i wyszłam.


 Gdy doszłam do parku usiadłam na jednej z pobliskich ławek, spojrzałam na lewo i dostrzegłam parę staruszków. Trzymali się za ręce i karmili gołębie, kobieta co chwilę śmiała się gdy mężczyzna coś do nie mówił, miała gdzieś na oko z siedemdziesiąt  lat, a mężczyzna nie wiele więcej od niej. 

 Uwielbiała obserwować ludzi. Jeszcze będąc mały dzieckiem, często siadałam na ławce w parku czy na ulicy po to, aby móc w spokoju przyglądać się ludziom. Mieszkańcy tego miasta bardzo różnili się od tych, z którymi miałam do tej pory do czynienia.

 Zerknęłam w prawo i dostrzegłam Taras, który był przynajmniej dwa razy większy niż niejedna kawalerka. Udekorowany krzewami, a nawet kilkoma sosnami wydmowymi, ozdobionymi kolorowymi lampkami. 

 Spojrzałam do góry na niebie nie było ani jednej chmury, postanowiłam się zrelaksować, zamknęłam oczy i wsłuchałam się w ćwierkanie ptaków. Nie wiedzieć czemu nie miałam humoru czułam się, jakby to powiedzieć strasznie pusto, odczuwałam kompletny brak emocji i nie czułam się z tym ani trochę dobrze.

 Chwilę później pogoda się popsuła, a wraz z nią mój nastrój jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, od jak dawna siedziałam na ławce w strumach zimnej wody, nie przeszkadzało mi to. Park był zupełnie pusty, spojrzałam na zegarek na ręku by zobaczyć, która godzina, dochodziła dwudziesta pierwsza. 

 Ottawa o tej porze dnia była naprawdę cudowna. Słońce powoli chowało się za horyzont, a ulice przepełnione były młodzieżą, która tak jak ja nie była gotowa na jutrzejsze pójście do szkoły. Wszyscy tutaj kochają żyć na dworze, co mogłam stwierdzić podczas ostatnich lat. 

 Czasami nie mogę się nadziwić, że mimo nieprzychylnej pogody wszyscy nadal siedzą w parkach, ogródkach pod daszkiem lub parasolami. I nikt, absolutnie nikt nie uciekał do środka jakiegoś lokalu bądź domu. 

 Niedziela, jak zauważyłam podczas moich wcześniejszych obserwacji, miała swoją specyficzną tradycję. O ile w tygodniu i w soboty ludzie byli zapracowani pracą tak w niedzielę większość spędzała ten czas z rodziną. 


 Kiedy wróciłam do domu w mieszkaniu nikogo nie zastałam. Dochodziła północ. Wywnioskowałam, że Ellie jest u swojego chłopaka i pewnie nie wróci już do rana, a Corin... No cóż, w salonie stały dwie puste butelki po piwie oraz popielniczka pełna niedopałków, a mówiłam mu żeby nie palił nigdzie poza swoim pokojem. Więc prawdopodobnie jest już pogrążony w krainie Morfeusz. 

 Usiadłam w salonie przy niewielkim stole i wzięłam do ręki jeszcze nie otwarte piwo. Wzięłam wielkiego łyka i poczułam jego gorzki smak. Przez chwilę siedziałam w ciszy, wsłuchując się tylko w odgłosy dobiegające z ulicy. W niedzielną noc Kanada nie spała. Przy tak pięknej letniej pogodzie dopiero się rozkręcał. Zza okna było słychać krzyki i radosne śmiechy przechodniów, warkot samochodów i skuterów, a nawet w oddali syreny policyjne. Stolica nocą odkrywała się ponownie i oferowała swoim mieszkańcom tysiące atrakcji.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 03, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lawendowe poleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz