Jon
- Mówiłem żebyś nie brał chłopaka! – krzyknął mężczyzna o posturze goryla uderzając pięścią zakłutą w łańcuch o metalowe siedzenie wozu pancernego, którym zmierzaliśmy na pewną śmierć.
- Uspokój się Karmin. - spojrzałem spode łba na olbrzyma próbującego oswobodzić się z kajdan. Już trzeci dzień podróżujemy w niewoli, a on dalej stara się wydostać. Cały powóz jest zaklęty, nie damy rady się stąd wydostać, jeśli nikt z zewnątrz nas nie uwolni.
- Łatwo ci mówić! – Karmin wyciągnął rękę w kierunku zwiniętego w kłębek młodego chłopca o kasztanowych lokach, jakby chciał go dosięgnąć. Jeśli by mu się to udało, z łatwością zgniótłby mu czaszkę, a ta rozprysnęła by się po ścianach wozu.
Gdy młody Quriell dostrzegł sunącą w jego kierunku dłoń, odsunął się tak, że ledwo było go widać. Zaczął się trząść, a jego skórę pokryły różowe plamy. Po chwili usłyszeliśmy ciche łkanie.
Karmin nie powinien aż tak reagować. Co prawda, Quriell pomylił dwa różne prochy wybuchowe, co skutkowało wysadzeniem w powietrze całej magicznej przystani w Femmie, a to z kolei pociągnęło za sobą to, że złapano nas na próbie uprowadzenia czterech magów z ich świątyni. Ale to dopiero pierwsza, prawdziwa misja młodego, a każdy z nas popełniał błędy.
- Pamiętasz twoją pierwszą misję Rudy? – zapytałem delikatnie się uśmiechając.
Karmin parsknął w moją stronę, po czym rozluźnił się nieco i oparł o ścianę wozu, delikatnie przekrzywiając go.
- Mieliśmy dwanaście lat. To co innego. – odrzekł po chwili, gburowato się rozciągając.
- Zużyliśmy wszystkich nabojów, każdego pyłu. Zastawiliśmy nawet pułapkę, pamiętam. Błoto, liście, elfie uszy, no i siatka. – przestałem na chwilę, by dosłyszeć brak płaczu. – Gówno to dało. Wróciliśmy z niczym.
Karmin nagle roześmiał się histerycznie w taki sposób, że gdyby usłyszało to jakieś małe dziecko, z pewnością miałoby koszmary senne do końca życia.
- Devon ostro złoił nam za to dupę. Haha. Użyliśmy całości jego zapasów na tydzień łowów. Nigdy nie zapomnę jego miny. – odwrócił się do Quriella, tym razem z roześmiana miną. – Jon nie mógł usiedzieć na tyłku przez tydzień!
Quriell lekko się rozweselił, ale wciąż trzymał dystans. Biedny dzieciak. Wiem jak to jest dopiero zaczynać, a szczególnie w kraju takim jak Femma. Sztuczne bogactwa i ukryta bieda. Ludzie umierają na ulicach z głodu, albo z powodu plag chorób. Smród panujący na każdym kroku przyprawia o zawroty głowy. Nikt się tym nie przejmuje. Nikt nie pomoże biedakom, a na pewno nie władca od siedmiu boleści. Król dawno wyrzekł się swoich praw i obowiązków, woli całymi dniami zabawiać się z młodymi panienkami, zazwyczaj młodszymi od jego własnej córki. Wszystko robi za niego żona, Królowa Amma. Chora kobieta dążąca do wojny, pochodząca z plugawej dziury na wschodzie zwanej Królestwem Berus.
- Gdzie my do cholery jesteśmy?– zapytał Karmin wyglądając przez malutkie okienko na wysokości jego oczu. Wpadało przez nie światło i tlen, a strażnicy rzucali nam przez nie jedzenie, co zdawało mi się dziwne, zważając na to, że zupełnie wysadziliśmy ich świątynie, a oni powinni nas wieść na egzekucję.
Po co mieliby zadawać sobie tyle trudu, jeśli jedyne co mamy zrobić to umrzeć?
-Co widzisz za oknem? – zwróciłem się do olbrzyma, przy którym wszystko zdawało się mikroskopijne.
- Wszędzie biało.
- Masz na myśli śnieg? – zapytałem by się upewnić.
- Nie, mam na myśli sól. – odpowiedział Karmin sarkastycznie, po czym odwrócił się do mnie i uśmiechnął od ucha do ucha. Zmierzyłem go wzrokiem próbując go zdenerwować, ale to na niego nie zadziała.
![](https://img.wattpad.com/cover/212292273-288-k780148.jpg)
YOU ARE READING
Exerth. Księga Pierwsza.
FantasyOpowiadanie ze świata fantasy - Exethr. Zahar - złodziej wychowany przez chłód gór dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma skraść jeden, niepozorny kamień z archeologicznych wykopalisk w sercu Państwa Pustyń - Priamu. Jednak ta robota nie jest tak...