Decepticony były w jakimś dziwnym transie.
Odpieraliśmy z Wreckerami ich atak od pół godziny w tym czasie reszta przenosiła sprzęt do nowej bazy. Schowałam się za dziurą, powstałą na skutek eksplozji granatu, unikając postrzału. Wracając do mojej myśli na początku. Atakowały nas na razie same Vehicony; nie wiem czy Megatron planował jakiś inny atak z góry. Tylko, że Vehicony o ile w naszych wcześniejszych potyczkach starały się przeżyć – uciekać, robić uniki, wzywać wsparcie – tak teraz po prostu szły jak owce na rzeź. Postrzeliłam Cona najbliżej mnie. Padł na ziemię z dziurą w klatce. Nawet nie krzyknął.
Kolejny rzucony przez jakiegoś Trepa granat eksplodował za mną, wystrzeliwując w powietrze masę gruzy z podłoża. A z gruzami i mnie. Opadłam jakieś kilka metrów dalej mocno zarywając ciałem o ziemię. Jęknęłam boleśnie, gdy poczułam jak wnętrzności się powykręcały. Nagle rozległ się basowy śmiech; lub nie. Nie o tyle zwykły śmiech, który się wydobywa z gardła, gdy kumpel powie suchar. To był perlisty, władczy śmiech, który rozbrzmiewał wokół pola walki. Szybko zerwałam się na nogi i zamarłam. Oni nadal walczyli. Żadna z osób w ogóle się nie zatrzymała, by wysłuchać tego niepokojącego śmiechu. Nikt.
Pocisk przeleciał mi przed oczami. Oprzytomniając, schyliłam się i czmychnęłam do Wreckerów.
- Też to słyszycie? – zapytałam Wheeljacka, który rzucił granat odłamkowy w grupę ciasno trzymających się Vehiconów szturmowych. Wybuch wysadził cały pododdział w powietrze.
Biały mech podziwiał swoje arcydzieło destrukcji.
- Ale co?
Ta odpowiedź mi wystarczyła.
Śmiech dźwięczał jeszcze głośniej niż poprzednio niemalże zagłuszając odgłosy walki. Czy serio tylko ja go słyszałam? Wtem w komunikatorze usłyszeliśmy głos Optimusa. Drżący głos Optimusa. Komunikat był bardzo krótki:
- Wracać!
Wszyscy czmychnęliśmy pod osłoną granatów dymnych rzuconych wcześniej przez Wreckerów. Dostając się do bazy Prime zarządził natychmiastowy odwrót do nowego schronu. Centrala była pozbawiona wszystkich monitorów, sprzętu medycznego, energonu oraz broni. Szybko jednak ogarnęłam, że przez ten niespodziewany atak, nie zdążyłam spakować swoich rzeczy z pokoju. Wciągając powietrze pod wpływem nagłego oświecenia z miejsca wysprintowałam do pokoju.
- Nie Arcee! – warknął Optimus chwytając mnie za ramię. – Zostaw je! Ewakuacja!
- Ale Optimusie! W pokoju mam coś w cholerę ważne...
Ogłuszający huk ciężkiego kalibru pocisku uderzył w dach bazy. Pokrycie dachowe oderwało się od zimnej konstrukcji budynku lądując na tyłach. Ogromne połacie dymu i wyjąca syrena alarmowa ulatująca ku niebu przez krótką chwilę otumaniły Prime'a, a ja wykorzystując okazję wyrwałam się z uścisku ostatniego potomka Primusa i wbiegłam do korytarza miejsc mieszkalnych.
„Izajasz! Pobudka! Spadamy stąd!" budziłam w myślach, prawdopodobnie, jeszcze śpiącego Przywołańca. Drzwi od pokoju praktycznie wywaliłam z zawiasów, rzucając się do biurka. Odciągnęłam biurko z dala od ściany. Słyszawszy ciągłe strzały od strony Decepticonów, i czując jak powietrze niebezpiecznie się zagęszczą, chwyciłam w dłonie pergamin Izajasza. W momencie gdy chowałam pergamin do podprzestrzeni Optimus, który delikatnie mówiąc się zdenerwował moim zachowaniem, tym razem z całą stanowczością złapał mnie za rękę i siłą zaciągnął po powoli się zamykającego mostu ziemnego. Centrala spowijała się ogromną masą kurzu i pisaku. Wciągnąwszy trochę pyłu kaszlnęłam gwałtownie, a na twarzy Prime'a wysunęła się maska. Ten mnie jako pierwszą wepchnął do portalu, a zaraz po mnie wskoczył on. Za nami rozciągał się dźwięk, do cna burzonej bazy oraz śmiech.
CZYTASZ
Transformers Prime: Upadły Anioł - Jeźdźcy Apokalipsy
FanficNadchodzi zagłada. Bogowie nie pomogą. Nikt nie wie co się dzieje, nikt nie wie dlaczego. Jednak jest pewien upadły anioł, który chce ratować swoich bliskich. Czy jej się to uda? Cóż... Jeźdźcy apokalipsy nie bez powodu się tam pojawili...