,, Jazda! "

17 1 0
                                    

Gdy wróciłam do domu nie mogłam przestać opowiadać o moich przeżyciach z stajni. Rodzica to mieli mnie już dość. Nie mogłam opanować tryskającuch na wszystkie strony emocji. Ciągle myślałam o koniach i jak minie moja pierwsza jazda. Miałam nadzieję, że będę jeździć na Herkulesie.
Przez całą noc myślałam o koniach. Kolejnego dnia wstałam ok. 7, ponieważ nie mogłam spać z emocji. Jazda miała odbyć się o godzinie 11 bo w tedy aż tak nie grzało. Poszłam coś zjeść lecz nie mogłam się zdecydować co. Byłam za bardzo podekscytowany.
Wzięłam z lodówki marchewkę i zaczęłam ją obierać ( Nie miałam co robić). Stwierdziłam, że pójdę się ubierać. Poszłam do szafy i stałam jak wryta.
- Nie mam w co się ubrać- powiedziałam sama do siebie. Wyciągneła czarne getry i bluzkę na ramiączkach, ponieważ na dworze było około 19°C. Zadzwoniłam do Izy czy jedzie ze mną.
- Hejka Izka
- No hejo
- Jedziesz ze mną na konie?
- Pewnie
- Spoko. To bądź przed moim garażem około 10
- Ok. Będę
- To pa
- Pa
Po kilku minutach wzięłam klucze i poszłam do garażu.
- No nareszcie jesteś! Ile można czekać!
- Naj widoczniej długo.
- Dobra dobra
Wyciągnełyśmy rower i pojechałyśmy.
Od drogi było widać Magdę siodłającą moją miłość.
- Dziędobry
- Część dziewczyny, gotowe?
- Pewnie
- To bieszcie konie i idziemy na ujeżdżalnie.
Gdy Magda dała mi do ręki uwiąz Herkulesa byłam w niebo wzięta.
Bardzo się cieszyłam, że będę na nim jeździć.
- Trzymaj Aniu. To będzie twój toczek na dzić.
- Dziękuję.
Magda pomogła mi wejść na konia bym nie spadła.
- Dobra zacznijmy od podstaw. Musisz siedzieć wyprostowana z piętamj w dół.
- Dobrze - opuściła pięty i muszę przyznać, że ta pozycja nie jest super komfortowa, ale da się przyzwyczaić
- Okej. Teraz złap się siodła i ruszamy. Gdy ruszyliśmy czułam się wspaniale, miałam wrażenie, że jestem najszczęśliwszą dziewczynką na świecie.
- To teraz zróbmy parę ćwiczeń. Gotowa?
- Tak
- Spoczko. Więc daj jedną renkę na boczek, a drugą się trzymaj siodła.
Po ćwiczeniach ruszyłam kłusem. Miałam wrażenie, że spadne. Gdy Karus się zatrzymał byłam spokojniejsza. Izabela jeździła już samodzielnie, ale tylko kłusem i stempem.
- Magda, ile trzeba się uczyć, żeby jeździć tak jak Iza?
- około 10 jazd. Tylko, że Iza jeździła już  wcześniej.
- Aha. Rozumiem.
- No, ale to też zależy od umiejętności jeźdźca. Bo niektóre osoby uczą się dłużej, a niektóre szybciej.
- Nie mogę się doczekać mojej samodzielnej jazdy.
- Chcesz jeszcze spróbować kłusu?
- Chętnie.
Przez całą lekcje starałam się jak najlepiej, ale nie mogłam zapanować nad anglezowaniem. Karus jest koniem typu wybijającego i strasznie wybija w kłusie.
- Dobra dziewczyny. Rozstępujem konie i kończymy.
- Masz jeszcze jakąś jazdę?
- Tak. Jeszcze kilka mam.
- Ok. Możemy ci jakoś pomóc?
- Będzie mogły przynieść kask dziecięcy i wodę ze stajni.
- Spoko.
Gdy skończyłam jazdę miałam wrażenie, że mam nogi z waty. Iza stwierdziła, że to normalne i mi przejdzie. Gdy weszłyśmy do stajni jak zwykle nie mogłyśmy znaleźć kasku dla dzieci. Przypomniałyśmy sobie, że nie wziełyśmy go z ujeżdżalni i musiałyśmy się wruciś bo został na ławeczce.
- Jesteśmy. Trzymaj kask.
- A wziełyście mi wodę?
- Yyyyy....
Spojrzałam na Izkę, a ona na mnie.
- Zaraz wracamy.
Niczym wiatr popędziłyśmy do stajni.
- Wruciłyśmy. Gdzie postawić ci wodę?
- Na murek.
- Oki.
Razem z Izą pomaszerowałyśmy do stajni by coś zjeść.
- Idziemy na strych.
- Na strych?
- No a czego nie?
- No nie wiem, ale gdzie on jest.
Wtedy Iza podeszła do rogu stajni i klamką otworzyła drzwiczki prowadząc na strych.
- No to teraz ma sens.
- No bez kitu.
Po schodkach weszłyśmy na strych. Było tak pełno snopków siana, a na nich rozłożony koc.
- Siasz czy będziesz się patrzeć.
- Siadam
Iza poprawiła koc i otwarzyła paluszki.
- To co jemy.
- Pewnie.
Podczas jedzenia przyszedł do nas Gerfild czyli rudy kotek, który przychodzi do stajni. Właściciel stajni zrobił mu mały domek i postawił miseczki z jedzeniem. Od czasu do czasu Gerfild pojawi się w stajni i sprawdza co się tam dzieje. Położył się obok nas i słodko mrucząc ocierał się o nas.
- Poczekaj zejdę i przyniosę coś do picia i smakołyki dla kota.
Iza zaszła na dół i przyniosła jeszcze jednego kota
- No i po co. Miałaś przynieść pisie.
- Eeeee... tam. Przyniosłam go żeby, też z nami posiedział.
- Boszszsz...
Gdy usłyszałyśmy Magdę w stajni zeszłyśmy jej pomuc rozsiodłać konie.
- Może Ci pomudz?
- Jak chcecie to zapraszam do osiodlarni. Zaniesiecie tam kaski i sprzęty.
- Ok.
Zajęło nam to ok. 10 min.
- Dzięki dziewczyny. Ja lecę. Pa pa
- Pa.
Razem z Izą poszłyśmy nakarmić i napoić koniki. Wziełyśmy marchewki (te obrane) i poszłyśmy na padok.
- Karus!
Zawołałam, a on niczym wiatr przebiegł do mnie. Położyłam rękę na jego chrapie, a on parsknoł radośnie. Bardzo go lubię i nie wyobrażam sobie jazdy konnej bez tego cudownego konisia. Gdy porzegnałyśmy się z końmi poszłyśmy po rowery i odjechałyśmy w stronę bloków. Gdy weszłam do domu rodzice już zatykali uszy bo wiedzieli, że zaraz zacznie się gadka o koniach, jakie są cudowne i tym podobne. Przez emocje znowu nie mogłam zasnąć. Przez cały wieczór myślałam o koniach. No i przypomniało mi się, że zapomniałam się zapisać na kolejną jazde.

**************
Hej! Cześć! Czołem!
Mam nadzieję, że drugi rozdział wam się spodobał i chętnie będziecie czytać
moją książkę.
Pozdrawiam czytelników
atasze34


Zakochana w HerkulesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz