>>>Valentina<<<

3.8K 217 96
                                    

VALENTINA
Minął tydzień, odkąd Tyson kosił trawę przed moim domem; tydzień, a jednak ja dalej nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu jego torsu i wyraźnie wyrzeźbionych mięśni brzucha. Nawiedzał mnie w snach, chociaż wiedziałam, że przecież on to nie moja liga. Nie, żebym była aż tak brzydka, po prostu znałam swoje miejsce w szeregu.
W szkole nigdy nie zwracał na mnie uwagi, otoczony swoimi znajomymi i chętnymi spełnić jego zachcianki dziewczynami. Nie wiem, jak to możliwe, że w ogóle przyszedł tamtej soboty. Zapewne wyglądałam jak siedem nieszczęść, skoro się pofatygował.
Nie powiedziałam o tym nikomu; nawet Megan, moja przyjaciółka, nie miała o tym pojęcia, i tak by mi nie uwierzyła. Tyson nie był chłopakiem, który ot tak rwie się z pomocą. Zresztą on też wolałby, aby to nie wyszło na światło dzienne, by nie musiał się tłumaczyć, dlaczego pomagał takiemu pechowcowi jak ja. Pomimo licznych znajomych wydawało mi się, że on jest jakby poza nimi. Otaczał go tłum, ale był samotny. Nie no może mnie ponosiło, może wyobraźnia płatała mi figle i pragnęła dostrzec coś, czego tam w ogóle nie ma.
Zastanawiałam się, jaki kierunek studiów wybrał, bo mimo iż mieszkał po sąsiedzku, praktycznie nic o nim nie wiedziałam. Tyler, jego brat, był bardziej dostępny, miły, pomocny, zawsze z uśmiechem przyczepionym do jego słodkiej twarzy. Każdy, kto go znał, z miejsca zakochiwał się w nim bez pamięci. Czy ja również? Nie, ja nie, choć, powiem szczerze, miałam fazę na Tylera w czwartej klasie podstawówki. Wydawało mi się wtedy, że Tyler to moja bratnia dusza. Gdy razem odrabialiśmy lekcje, nie mogłam się skupić, patrząc na jego ciemne oczy okalane długimi rzęsami.
Tak naprawdę prawie wcale się nie różnili, odkąd byli mali, każdy z trudem ich odróżniał. Tyson miał za to w spojrzeniu coś, co sprawiało, że włosy na całym ciele stawały dęba, czaił się tam jakiś mrok. Nie potrafiłam do końca, określić, co to takiego, ale Tyler tego nie miał. Jego spojrzenie z kolei było jak słońce, mogłoby rozchmurzyć każdy dzień. Chociaż znałam ich od dziecka, to cały czas łapałam się na tym, że dało się ich pomylić. W szkole oczywiście to wykorzystywali. Obiło mi się o uszy, że idą na inne uczelnie, więc ciąg intryg zostanie przerwany; nie miałam pojęcia jednak, na jakie uniwersytety się udają. Nie obracaliśmy się w tych samych kręgach.
Byłam dziś bardzo podekscytowana przyjazdem mojej starszej o dwa lata siostry. Studiowała na uniwersytecie w Nowym Jorku. Tęskniłam za nią ogromnie, ale odnalazła tam siebie i byłam z niej dumna. Przez chwilę rozmyślałam, siedząc na dużym zielonym łożu w mojej sypialni. Tak, wiedziałam, że zielony nie jest prawdopodobnie idealnym kolorem do wnętrz, ale uwielbiałam go od dziecka. W końcu oddaliłam od siebie tę w mojej głowie gonitwę i wstałam, po czym ruszyłam na dół.
Pora była jeszcze młoda, więc postanowiłam pojeździć na rowerze. Wreszcie musiałam zacząć dbać o siebie, przydałoby się spalić trochę kalorii. Może nie byłam jakaś megagruba, ale do figury modelki Victoria’s Secret też mi brakowało.
– Mamo – rzuciłam, będąc na dole – idę pojeździć przed kolacją.
Mama wychyliła się z kuchni, uśmiechając się do mnie słodko. Jak ja kochałam tę osobę, na którą teraz patrzyłam.
– Córeczko, nie wracaj za późno! – krzyknęła, gdy widziała, jak zamykam za sobą drzwi.
O tak, rześkie powietrze napełniło moje płuca. Pogoda była fantastyczna wprost stworzona do jazdy na rowerze bądź joggingu.
Wsiadłam na mój różowy pojazd rodem z lat siedemdziesiątych i ruszyłam w stronę, którą tak dobrze znałam. Jechałam do Dylana, to jeden z niewielu facetów, którzy myśleli głową, a nie główką. Mogłam się przy nim odprężyć i porozmawiać z nim na inne tematy niż imprezy i piwo. Nie, nie był gejem, jak wielu z was teraz pomyślało. To po prostu gość, który był rozwinięty intelektualnie adekwatnie do swojego wieku. A do tego jego mama Mirabel to kobieta tak ciepła i kochana, że ich dom stanowił dla mnie przedłużenie mojego.
Moje życie nie było tak ekscytujące jak zapewne osiemdziesięciu procent amerykańskich nastolatków, jednak chybabym nie zamieniła go na inne. Kochałam moją rodzinę, moją siostrę, choć czasem zachowywała się jak zołza; moi rodzice kochali mnie i nie wyjeżdżali co chwila na delegację, naprawdę się mną zajmowali, więc nie miałam co narzekać. Moja siostra i ja zawsze mieściłyśmy się w centrum ich wszechświata.
Postawiłam rower pod płotem posiadłości Dylana. Równo przycięty żywopłot dodawał uroku domkowi z żółtymi ścianami. Chłopak był jedynakiem, więc jego rodzina nie potrzebowała wielkiej rezydencji. Ich gniazdko było za to tak przytulne, że nie chciało się stamtąd wychodzić. Nacisnęłam dzwonek, po czym w drzwiach pojawił się mój przyjaciel. Przywitał się ze mną krótkim uściskiem i gestem zaprosił mnie do środka. Tam jak zwykle pachniało wypiekami Mirabel. Dylan ściągnął z wieszaka bluzę z kapturem i krzyknął do mamy na pożegnanie. Skierowaliśmy się do naszego miejsca; mieliśmy świadomość, że ponownie odwiedzimy je dopiero w następne wakacje. Planowaliśmy pożegnać się w typowy dla nas sposób, kąpiąc się nago w naszym jeziorku. Tylko Dylan i Megan znali mnie naprawdę i wiedzieli, że nie do końca jestem grzeczną dziewczynką.
Jechaliśmy główną ulicą, wspominając rozdanie dyplomów. Dylan tak jak ja był wzorowym uczniem i dostał się na Uniwersytet Massachusetts. Bardzo mnie to cieszyło, że będę miała tam kogoś bliskiego, kto wesprze mnie w trudnych momentach, a także pomoże mi się zaaklimatyzować. Skręciłam w wąską uliczkę prowadzącą na drogę wyjazdową z miasteczka, gdy nagle przed moimi oczami ukazało się auto, zmierzające wprost na mnie. Nie mając pola manewru, zderzyłam się z niebieskim fordem, a po chwili stoczyłam się z jego maski. Ból rozprzestrzenił się po całym moim ciele.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i męski głos.
– Kurwa, jak jeździsz? – do moich uszu dotarł wrzask osoby, której na pewno nie chciałam spotkać.
Wkurzony Tyson stał już przy moim boku i zaciskał nerwowo pięści.
– Tyson, nie widziałam cię – powiedziałam, zerkając w jego niemal czarne od gniewu oczy.
– Ty mnie, kurwa, nie widziałaś?! To gdzie patrzyłaś? Na jednorożce czy tęczę? Ja pierdolę, dobrze, że dopiero wyjeżdżałem, więc nie potrąciłem cię mocno. Byłabyś, kurwa, plamą na asfalcie.
Tego było za wiele, nawet jak na mnie. Co on sobie wyobrażał, mówiąc do mnie takim tonem? Łzy zaczęły ściekać po moim policzku, ale pomimo bólu podniosłam się i otrzepałam ubranie. Dylan wyciągnął rękę w moją stronę, dalej stojąc jak jakiś ciołek z rozdziawioną buzią, ale odtrąciłam ją i gniewnie zmierzyłam chłopaka naprzeciw mnie.
– Przepraszam bardzo szanownego pana, że traci pan przeze mnie czas, ale nie daje ci to prawa, by na mnie krzyczeć. – Dźgnęłam go palcem w pierś. – Nie myślałam o jednorożcach, matole, tylko zagadałam się z przyjacielem, a teraz zejdź mi z drogi i wracaj do swojej wypasionej fury.
Tyson patrzył na mnie krzywo, ale widziałam, że cień uśmiechu błąkał mu się w okolicach ust. Mierzył mnie wzrokiem, od którego momentalnie zrobiło mi się tak gorąco, że czułam, iż moja noga również mnie paliła, ale to chyba niemożliwe, że przez niego, prawda? Zerknęłam w dół i zebrało mi się na wymioty, wcześniej pod wpływem emocji nawet tego nie zauważyłam, ale moje kolana przypominały tarkę, a z jednego ściekała gęsta strużka krwi. Tyson powędrował za moim spojrzeniem, a z jego ust wydobyło się westchnienie.
– No nieźle – powiedział – jeszcze tego brakowało. Chodź, zawiozę cię do domu, a ty – zwrócił się do Dylana – możesz jechać, i tak nie pomagasz, zachowujesz się, kurwa, jak jakiś statysta, a nie przyjaciel.
Dylan popatrzył na nas i już chciał się odezwać, jednak ja pokręciłam głową, na znak, by nie próbował się przeciwstawiać Tysonowi. W szkole krążyły różne pogłoski o jego wybuchowym charakterze, więc wolałam nie sprawdzać, na co go stać.
– Dylan, będzie dobrze. Tyson mieszka naprzeciwko mnie, zadzwonię do ciebie, jak dotrę na miejsce.
Na te słowa chłopak wsiadł na swój rower, rzucił okiem w moją stronę, jakby pragnął upewnić się, czy wszystko OK, po czym odjechał.
– No, niezłego masz przyjaciela – zakpił Tyson.
– Nawet go nie znasz – odparłam hardo – więc nie wypowiadaj się, proszę, na jego temat.
– I nie chcę go znać. Słowem się nie zająknął, by stanąć w twojej obronie, to zwykły tchórz, wsiadaj, ja zapakuję rower do bagażnika. – Otworzył przede mną drzwi do samochodu.
Nie zamierzałam się kłócić, w końcu wypadek był z mojej winy. By nie zdenerwować go bardziej, wsiadłam bez słowa do auta. Droga szybko minęła. Nie odzywałam się do Tysona, ale widziałam, jak co chwilę patrzył w moją stronę. Przez moment nawet zdawało mi się, że zatrzymał się na moich nogach, na których miałam jedynie krótkie spodenki. Uniósł wyżej brew, ale jak tylko zorientował się, że go przyłapałam, odwrócił głowę i nie spojrzał już na mnie ani razu, aż nie podjechaliśmy pod mój dom.

Zakazana namiętność(BĘDZIE WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz